publikacja 06.10.2025 20:36
Chrystus zwyciężył? To dlaczego ciągle w świecie tyle zła? Hm. Bo jesteśmy... na ziemi.
MOHAMMED SABER /PAP/EPA
Skąd w świecie tyle zła i nienawiści?
Dzięki objawieniu danemu Janowi już wiemy... To pewnie w wielkiej mierze efekt gniew tego, który ma już mało czasu
Brzemienna Niewiasta, Smok, Syn Niewiasty i Wszechmogący Bóg. I ucieczka niewiasty na pustynię, gdzie ma miejsce przygotowane przez Boga. To obrazy pojawiające się bardziej czy mniej wyraźnie na początku wizji Jana z 12 rozdziału Apokalipsy. W poprzednim odcinku cyklu zostało już wyjaśnione: Niewiasta to lud Boży. Starego i Nowego Przymierza, bo Kościół, nie judaizm, jest wedle Nowego Testamentu kontynuacją Izraela. Wspomniane przez Jana bóle rodzenia Niewiasty to cała historia Starego Przymierza, nieraz bolesna, która zmierza do dnia narodzin Syna – Jezusa Chrystusa. Smok to Szatan, Diabeł. Jego zamiar, by pożreć Dziecię Niewiasty to wszystkie jego podstępy, którymi chciał zniszczyć Jezusa, zniweczyć jego misję, od obłędu Heroda aż do spowodowania Jego ukrzyżowania włącznie. Porwanie potomka Niewiasty do nieba to zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa. On, jak powtarzamy w Wyznaniu wiary „zasiadł po prawicy Ojca”, czyli objął królewską władzę w niebie. Niewiasta zbiegająca na pustynię to z kolei obraz ludu Bożego, teraz już Kościoła, który, jak niegdyś na pustyni Izrael, tak teraz i on jest pod szczególną opieką Boga, ale dla którego, też podobnie jak niegdyś dla Izraela, jest to czas próby. Przyznać trzeba zmyślny obraz, prawda? Taka już jest apokaliptyka: ci, którzy są na zewnątrz Kościoła, którzy nauki o Jezusie Chrystusie bliżej nie poznali, widzą jakąś baśniową opowieść. Dla tych, którzy weszli do Kościoła, uczestniczą w chrześcijańskich obrzędach (zwłaszcza Eucharystii), słuchają dawanego podczas nich pouczenia, wizja ta ma całkiem niebaśniowy wydźwięk: pokazując to, co się stało, pomaga zrozumieć to, co jest dziś. I dotyczy to nie tylko chrześcijan I czy II wieku z Azji Mniejszej, ale też wyznawców Chrystusa na całym świecie dziś...
Żeby nie zamęczać czytelników (i siebie też) wyjaśnianie wizji Jana zakończyłem w poprzednim odcinku cyklu na szóstym wierszu 12 rozdziału Apokalipsy. To jednak nie koniec tej sceny. Co dzieje się dalej?
Kosmiczny wymiar zwycięstwa Chrystusa
Dalej Jan widzi coś, co zdaje się być kolejną sceną w jego wizji. Ale nie: to swoisty komentarz, tyle że ciągle utrzymany w stylu apokaliptycznym, do tego, co Jan widział przed chwilą. Przytoczmy ten tekst.
I nastąpiła walka na niebie:
Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem.
I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie,
ale nie przemógł,
i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło.
I został strącony wielki Smok,
Wąż starodawny,
który się zwie diabeł i szatan,
zwodzący całą zamieszkałą ziemię,
został strącony na ziemię,
a z nim strąceni zostali jego aniołowie.
Walka na niebie czy w niebie? Kiedy? Po co? Jak to rozumieć? Tekst ten bywa rozumiany różnie. Część biblistów widzi w nim nawiązanie do sygnalizowanej na kartach Biblii tradycji, że zanim jeszcze doszło w Edenie do grzechu Adama i Ewy, podobny dramat rozegrał się w niebie: część aniołów, pod przywództwem Smoka – czyli Węża starodawnego, diabła i szatana, jak za moment wyjaśnia Jan – zbuntowała się przeciwko Bogu. Zostali jednak pokonani przez archanioła Michała i strąceni z nieba. Na ziemię, czy do piekła – w tym momencie nie tak istotne; ważne, że nie są już w niebie. Inni z kolei widzą w tej wizji zapowiedź walki, jaka ma się dopiero dokonać. W czasach ostatecznych. Jeszcze inni uważają, że chodzi tu o to, co wydarzyło się w Jerozolimie, w 33 roku naszej ery, na Golgocie. Tyle że wizja ta przedstawia to, co się stało nie z perspektywy „dla nas i dla naszego zbawienia”, ale – nazwijmy to – kosmicznej; pokazuje, jakie znaczenie miała wierność Jezusa aż do śmierci dla całego stworzenia; nie tylko dla „rzeczy widzialnych”, ale też tych „niewidzialnych”. Przychylam się do tej właśnie opinii. Dlaczego? Bo na to wskazuje konstrukcja literacka tej części wizji Jana. Nie jest to jakaś nowa scena, słabo powiązana z poprzednią, ale, jak napisałem wyżej, komentarz do sceny poprzedniej. Świadczy tym najdobitniej wiersz 13 tego rozdziału, gdzie znajdujemy kontynuację wcześniejszego wywodu (zakończonego na wierszu 6): „A kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię, począł ścigać Niewiastę, która porodziła Mężczyznę”. Widać wyraźnie, prawda? Smok w omawianej w poprzednim odcinku cyklu wizji zostaje strącony nie gdzieś przed grzechem człowieka, nie kiedyś, na końcu czasów, ale w związku z tym, że Dziecię Niewiasty – Jezus Chrystus – zostało porwane do Boga, czyli że Jezus zasiadł po prawicy Ojca. Taka interpretacja sceny o walce Michała ze Smokiem nastręcza innych trudności egzegetycznych, ale... Może po kolei.
Szatan już przegrał
„Nastąpiła walka na niebie” (czy w niebie) – pisze św. Jan. W tym wypadku nie chodzi jednak o miejsce, stan, gdzie przebywają Bóg z aniołami i wszystkimi świętymi, ale raczej o świat pozaziemski; świat „rzeczy niewidzialnych”, świat duchów. Zgodnie z tym, co pisał św. Paweł do Efezjan: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich”. Zwycięstwo Jezusa nie było zwycięstwem jedynie dla ludzi, ale objęło wszystko, cały materialny i duchowy wszechświat.
Kim jest Michał? Ha... W Księdze Daniela, gdzie jego imię pojawia się trzy razy (rozdziały 10 i 12), jest Aniołem – Opiekunem Izraela, który walczy w jego sprawach. Pojawia się też w liście św. Judy, w kontekście ostrzeżenia, że można być wybranym przez Boga, a jednak ten przywilej stracić, gdzie pojawia się nawiązująca do jednego z apokryfów wzmianka o sporze, jaki miał toczyć z diabłem o ciało Mojżesza. Po raz piąty właśnie w omawianym fragmencie Apokalipsy... Bywało, że Michała utożsamiano z samym Jezusem Chrystusem. Ostatecznie to On na krzyżu pokonał szatana i On właśnie jest opiekunem Kościoła; jest z Kościołem „aż do skończenia świata (Mt 28,20). Ale wydaje się, że jednak chodzi tu o inną osobę: anioła, archanioła. Zbyt mało jednak wiemy o tym duchowym świecie, by móc tu powiedzieć coś konkretniejszego.
W każdym razie Jan widzi, że w niebie – czyli w świecie duchów – dochodzi do wielkiej walki dobra i zła; dobrych i złych. Dobrzy zwyciężają. Zwróćmy koniecznie uwagę: zwyciężają dzięki zwycięstwu Chrystusa! To właśnie posłuszeństwo Jezusa aż do śmierci dało aniołom Michała moc do pokonania Smoka i jego aniołów. Jezus właśnie tym swoim posłuszeństwem Bogu aż do śmierci odkupił grzeszne nieposłuszeństwo Adama i Ewy! Dlatego dla Oskarżyciela – jak zostanie za chwilę nazwany Smok – nie ma już miejsca w tym sporze o człowieka; już tę walkę w wymiarze kosmicznym przegrał! I teraz może tylko – jak dowiemy się czytając dalej opis tej sceny – próbować ocalić dla siebie jakieś resztki.
To niezwykle ważne, gdy patrzymy na naszą rzeczywistość, w której często tyle zła: nie, ono nie będzie miało ostatniego słowa. Nie że ono nie zwycięży: ono JUŻ przegrało. I to jest główna myśl tej sceny: Potomek Niewiasty zmiażdżył głowę węża! Zło, w swoim wymiarze kosmicznym, obejmującym także świat duchowy, zostało przez Chrystusa (i aniołów Bożych z Michałem na czele) pokonane. To, co dzieje się w świecie teraz, to ostatnie tego śmiertelnie zranionego zła podrygi.
Dlatego Jan pisze, że dla Smoka i jego Aniołów już się miejsce w niebie nie znalazło. W niebie, czyli – podobnie jak wcześniej – nie oznacza stanu wiecznej szczęśliwość z Bogiem, aniołami i świętymi, ale o ów duchowy świat pozaziemski, świat rzeczy niewidzialnych. W tym świecie Smok stracił już jakiekolwiek znaczenie. A w naszym, ludzkim świecie? Trzymajmy się tekstu; nie wszystko naraz, po kolei ;)
Teraz Jan przedstawia bliżej kim jest Smok. Wąż starodawny – pisze, nawiązując do Księgi Rodzaju, gdzie właśnie wąż, zasiewając wątpliwość w sercu Ewy co do dobrych intencji Boga, powoduje, że człowiek sięga po zakazany owoc. To diabeł i szatan – wyjaśnia dalej Jan. Pierwsze słowo pochodzi z greki i znaczy „oszczerca” „oskarżyciel”. Drugie z hebrajskiego i znaczy dokładnie to samo plus jeszcze można tłumaczyć to słowo jako „przeciwnik”. Czyim jest przeciwnikiem? Kogo oczerniając oskarża? Człowieka. Przed kim? Wspominając początek Księgi Hioba można powiedzieć, że przed Bogiem. Tak też za chwilę napisze św. Jan. Czytając Księgę Zachariasza (3, 2) można jednak też dodać, że także przed aniołami. Dlatego tak przerażające jest dziś, że znajdujemy w naszych społeczeństwach takich, którzy czczą szatana (albo przynajmniej na takich pozują). I że tak często lekceważy się odwoływanie się do mrocznych fascynacji w promocji czy nazwach. Diabeł nie jest wrogiem Boga. Wie, że Jemu nic zrobić nie może. To zapiekły wróg człowieka.
To przerażające, ale nie ma co się dziwić, że mu się to udaje. Świetnie widać ma tę umiejętność opanować. Przecież pisze dalej Jan, że to ktoś, kto „zwodzi całą zamieszkałą ziemię”. Czyli nie od dziś, dopiero w naszych czasach: od dawna. Warto pamiętać: samego Syna Bożego próbował zwodzić. Nie tylko podczas kuszenia na pustyni. W scenie uzdrowienia opętanego z Gerazy (Mk 5,1-20) też widać próby sugerowania Jezusowi, że nie ma prawa go wypędzać... Zwodziciel w najbardziej mocnym tego słowa znaczeniu...
Zauważmy jednak gdzie został strącony ów Wąż starodawny, Diabeł i Szatan? Nie do piekła. Pisze Jan: „został strącony na ziemię”. I dodaje: „a z nim strąceni zostali jego aniołowie”.... Tracą miejsce w niebie, nie mają już dawnych wpływów. Nie zostają jednak całkiem pozbawieni mocy. I są na ziemi...
Radość w niebie, a na ziemi...
Głos, który słyszy Jan po tym, jak widzi walkę aniołów Michała z aniołami Smoka potwierdza takie właśnie rozumienie sceny poprzedniej. Przytoczmy ten fragment Janowego objawienia.
I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie:
„Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego
i władza Jego Pomazańca,
bo oskarżyciel braci naszych został strącony,
ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym.
A oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka
i dzięki słowu swojego świadectwa
i nie umiłowali dusz swych - aż do śmierci.
Dlatego radujcie się, niebiosa i ich mieszkańcy!
Biada ziemi i biada morzu -
bo zstąpił do was diabeł,
pałając wielkim gniewem,
świadom, że mało ma czasu”.
Głos mówiący w niebie? To najpewniej głos któregoś z aniołów. Wszak i o Bogu i o ludziach, którzy już osiągnęli niebo, mówić będzie w osobie drugiej, „wy”. To głos proklamujący nadejście zbawienia, zwycięstwa nad złem. Głos oznajmiający, że Bóg jest potężny i nie musi się obawiać jakichkolwiek przeciwników. Głos oznajmiający także, że nadszedł czas królowania Boga i jego Pomazańca, czyli Jezusa Chrystusa, który – przypomnijmy – wstępując do nieba zasiadł po prawicy Ojca. Wydawać by się mogło, że zło zostało definitywnie pokonane. Ale – uwaga – to nie do końca tak. To zło, ostatecznie już pokonane w wymiarze – nazwijmy to – kosmicznym, znalazło jeszcze azyl. Gdzie? Wśród nas, na ziemi. Ale o tym za chwilę; trzymajmy się tekstu.
Oskarżyciel braci naszych został strącony – obwieszcza dalej głos w niebie. To potwierdzenie tego, co Jan pisał już wcześniej: Smok, Wąż starodawny, diabeł, szatan, nie ma już w niebie – owym wspominanym już „kosmosie bytów duchowych” – żadnych wpływów, jest nieodwołalnie skończony. Jego oskarżenia ludzi przed Bogiem, podkreślmy to, miotane dniem i nocą, czyli bez przerwy, nie mają już żadnej mocy. Bo grzech Adama został naprawiony wiernością Chrystusa aż do śmierci; człowiek został przez Chrystusa odkupiony, zbawiony. Zauważmy też, bo to mocno budujące: anioł mówi o ludziach „nasi bracia”. Zbawieni są w swojej godności (co najmniej) równi aniołom....
Dalej zaś głos anioła wyjaśnia co pozwoliło zwyciężyć tym ludziom, który już są w niebie: krew Baranka, słowo świadectwa i to, że dla Chrystusa oddali swoje życie. Krew Baranka? Chodzi oczywiście o wysłużone nam przez Chrystusa zbawienie, Chrystusa, Bożego Baranka, który gładzi grzech świata – jak powiedział o nim Jan Chrzciciel (J 1,29). Zbawienie przyjęte przez wiarę w Niego, potwierdzone przyjęciem chrztu i życiem według Ewangelii.
A to słowo świadectwa? To wskazanie na wartość głoszenia – słowem i życiem – Ewangelii. To więc z jednej strony otwarte przyznanie się do Jezusa. Do takich ludzi przyznaje się i Chrystus przed swoim ojcem w niebie (Mt 10,32). Z drugiej zaś strony to wskazanie, że owo głoszenie Chrystusa miesza diabłu szyki; powoduje, że przegrywa coraz bardziej.
No i w końcu owo „nieumiłowanie dusz swoich (czyli siebie) aż do śmierci”. Nie chodzi tu tylko o męczenników. O wszystkich, którzy swoim życiem realizują wezwanie Jezusa, które Ewangelista Marek tak zapisał:
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi przed tym pokoleniem wiarołomnym i grzesznym, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swojego razem z aniołami świętymi”.
Można to życie oddać w jednej chwili, ginąć śmiercią męczennika, można oddawać je każdego dnia, kropla po kropli, odchodząc z tego świata jako wierny wyznawca....
Dla mieszkańców nieba to strącenie Smoka to powód do wielkie radości. Ten świat został z jego wpływu ostatecznie oczyszczony. Dlatego głos, o którym pisze święty Jan, do radości zachęca. Tych, którzy już są w niebie – aniołów i świętych – ale poniekąd też i tych, którzy mają nadzieję, dzięki wierze, kiedyś te z tam się znaleźć. Jednocześnie jednak oznajmia: „Biada ziemi i biada morzu, bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem świadom, że mało ma czasu”.
Ziemi i morzu, czyli naszemu, ziemskiemu, ludzkiemu światu. Diabeł, który został strącony na ziemię nie jest już elokwentnym kusicielem z Edenu i pustyni (chodzi o kuszenie Jezusa) żebrzącym o litość złym duchem z ewangelicznych scen egzorcyzmów czy podstępnym graczem schowanym za ludzką podłością (Herod przy narodzinach Jezusa, Arcykapłani i inni oskarżyciele Jezusa w dniu Jego śmierci). Oznajmia głos, że pała teraz wielkim gniewem, bo wie, że ma już mało czasu.
Spróbujmy przypomnieć sobie co dzieje się z człowiekiem, który wpada w wielki gniew. Nie kryje się za udawaną uprzejmością, przestają mu wystarczać zakulisowe gierki i przeróżne podstępy. Ujawnia to, co w nim najgorsze, najczarniejsze i najbardziej bezwzględne. Staje się w swojej złości i nienawiści niepohamowany do tego stopnia, że będzie niszczył nawet wtedy, gdy będzie to szkodziło jemu samemu. I taki właśnie, tyle że o wiele potężniejszy, jest teraz diabeł: wściekły, gotów bez żadnych zahamowań niszczyć, plugawić, upokarzać. Nienasycony w tej swojej destrukcji tym bardziej, że świadom, że jego czas lada moment się skończy. I zostanie mu tylko wyć z w bezsilnej już złości...
Tak, zwróćmy na to uwagę: Smok, diabeł, szatan jest świadom, że ma mało czasu – jak oznajmia w Janowej wizji głos z nieba. A ten krótki czas, który mu pozostał, to jednocześnie nasz czas, czas wszystkich, którzy urodzili się i urodzą jeszcze po zwycięstwie Chrystusa. Chrześcijan trzeciej dekady XXI wieku też... I w nas też diabeł uderza i uderzać będzie w swoim wielkim gniewie.
Przeciw pierwiastkom duchowym zła (Ef 6,12)
To odpowiedź na zadawane i dziś przez wielu chrześcijan pytanie, dlaczego, choć Jezus na krzyżu pokonał zło, ciągle jeszcze tak wiele go w świecie jest. Tak, żyjemy w jakimś okresie przejściowym, w którym „już i jeszcze nie”: Chrystus już zwyciężył, ale szatan w tym naszym świecie ciągle jeszcze może działać. I działa, pałając wielkim gniewem. Na Boga? Na aniołów? Na świętych w niebie? Oni są już poza jego zasięgiem. Ale my, tu na ziemi...
To chyba też odpowiedź na nasze zdziwienie, zaskoczenie i nieraz zgorszenie, gdy okazuje się, że ktoś, kto uchodził za mocnego chrześcijanina, prowadzącego innych do Boga okazuje się człowiekiem uwikłanym w najróżniejsze ciężkie grzechy. Szatan wpadł w wielki gniew; takich, którzy maja predyspozycje, być filarami dla innych, wziął pewnie szczególnie na swój celownik, zwodząc ich i kusząc bardziej, niż innych. Bo wie, że gdy runie ten filar, wraz z nim runie sporo innych, słabszych w wierze. A zrobi wszystko, by jak najwięcej ludzi nie mogło dostąpić tego, co on stracił i czego nigdy już mieć nie będzie...
Jego strategia? Uwieść człowieka, by szedł za tym co najgorsze. A potem, gdy już człowieka zło usidli, doprowadza do jego upodlenia, a w końcu do ośmieszenia, gdy wszystko, łącznie z całą pokręconą i urągającą zdrowemu rozsądkowi logiką czyniącego zło wychodzi na jaw... Nie jest tak?
Tak, żyjemy w świecie, w którym świadom, że niewiele ma czasu diabeł działa w wielkim gniewie. To jednak nie powód do strachu, ale wezwanie dla nas. Nie tylko do tego, by być czujnym, bo „przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1 P 5,8). To też wezwanie, by przez zasiewanie w świecie dobra, przeciwstawiać się jego planom. „Pośród narodu zepsutego i przewrotnego” – jak pisał święty Paweł do Filipian – mamy się jawić jako źródła światła w świecie (por Flp 2,14) Mamy być dla tej ziemi jak światło i konserwująca i nadająca dobry smak potrawom sól (Mt 5,13-16).