23.05.2010

W moim ogrodzie rosły kiedyś dwie czereśnie. Jedna, duża, co roku przynosiła sporo owoców. Druga, mniejsza, nie chciała owocować. Z zupełnie niezrozumiałych dla mnie powodów...

W moim ogrodzie rosły kiedyś dwie czereśnie. Jedna, duża, co roku przynosiła sporo owoców.  Druga, mniejsza, nie chciała owocować. Choć w końcu ją zaszczepiono, niewiele to pomogło. Dalej owoców na niej prawie nie było. Dlaczego?

Pewnie istniał ku temu jakiś racjonalny powód. Dla mnie nieznany. Wspomnienie mojej bezradnej ciekawości wróciło, gdy zacząłem czytać fragmenty Biblii  przeznaczone na niedzielę Zesłania Ducha Świętego czytania. Tam było podobnie. Siedzieli sobie w Wieczerniku zwyczajni wystraszeni ludzie, którzy nagle, pod wpływem Ducha Świętego nabrali odwagi i – co wzbudziło powszechne zdumienie – nagle zaczęli mówić obcymi dla siebie językami. W Ewangelii Jezus tym samym, równie zwyczajnym ludziom daje moc boską – władze odpuszczania grzechów. A w drugim czytaniu święty Paweł...

Tak, różne są dary, uzdolnienia, i sprawowane posługi. Zdążyłem już jednak zauważyć, że sukces Kościoła nie od samych zdolności i sprawnej organizacji zależy, ale od tego, by w tym wszystkim był jeszcze Duch Święty. Gdy jest, wszystkie ludzkie niedoskonałości nie są istotne. Gdy Go nie ma, mimo ludzkich wysiłków nic nie wychodzi.

„Bez Twojego tchnienia, cóż jest wśród stworzenia? Jeno cierń i nędze”. Bez Niego, bez jego mocy,  jesteśmy jak to z niezrozumiałych powodów nieowocujące drzewo. A więc modlę się: przyjdź Duchu Święty. Weź każde moje dobre, choć nieudolne działanie i wzmocnij je siłą swojej łaski...