11.06.2010

Patrzę na stojącą w moim parafialnym kościele figurę Boskiego Serca, i za jednym z autorów Drogi Krzyżowej zadaję Mu pytanie. Dlaczego za mnie?

Fragmentem Listu do Rzymian zafascynowałem się jeszcze w liceum. Do tego stopnia, że wybrałem go jako motyw przewodni pracy maturalnej z religii. „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy jeszcze byli grzesznikami.” Być może dlatego, że zawsze bardziej czułem się znajdowanym aniżeli szukającym.

W kościele mojego dzieciństwa nie było obrazu Serca Pana Jezusa, choć jeden z biskupów był Jego wielkim czcicielem. (Podobno na egzaminach godzinami potrafił pytać kleryków co znaczy, że w Sercu Jezusa mieszka cała pełnia bóstwa.) Co nie przeszkadzało mi godzinami grzać się Jego żarem, klęcząc przed tabernakulum, przy trzecim filarze bocznej nawy. Mimo, iż jeszcze nikt nie zdążył  mi powiedzieć, że On zaspokaja wszystkie najgłębsze pragnienia człowieka.

Dziś czytam św. Pawła i przypowieść o zagubionej owcy, patrzę na stojącą w moim parafialnym kościele figurę Boskiego Serca, i za jednym z autorów Drogi Krzyżowej zadaję Mu pytanie. Dlaczego za mnie? Przecież ciągle jestem grzesznikiem.

 

Czytania mszalne rozważa ks. Włodzimierz Lewandowski