12.06.2010

To nie prawda, że odejście od Boga zawsze jest skutkiem przebywania w złym towarzystwie, niewłaściwych lektur, zbyt odważnych pytań i kwestionowania Bożego objawienia.

Czasem wydaje nam się, że jesteśmy na dobrej drodze. Ot, chociażby ewangelijna pielgrzymka do Jerozolimy. Rozmodlona rzesza wędrowców. Wielu z nich dzieli się z innymi tym, co przeżyli podczas święta. Być może ktoś wysłuchał kilku mów uczonego rabina i teraz przekazuje jego nauki innym. Śpiewa się psalmy i inne pobożne pieśni. Aż u kresu pierwszego dnia okazuje się, że nie ma Jezusa. Zagubił się, czy został zagubiony?

To nie prawda, że odejście od Boga zawsze jest skutkiem przebywania w złym towarzystwie, niewłaściwych lektur, zbyt odważnych pytań i kwestionowania Bożego objawienia. Bardziej niebezpieczne jest to ciche, prawie niezauważalne odchodzenie w atmosferze religijnego pikniku. Owszem, jest jakaś modlitwa, dużo modnych dziś pozytywnych emocji. Nawet jest czas poświęcony Panu Bogu. Brakuje tylko jednego. Owego bólu serca, towarzyszącego każdemu autentycznemu poszukiwaniu Boga, woli chodzenia z nim choćby i trzy dni po to, by usłyszeć czemu Mnie szukasz. Czyli do czego jestem ci potrzebny. Do wypełnienia woli twojej, czy woli Mojego Ojca?

 

Czytania mszalne rozważa ks. Włodzimierz Lewandowski