14.08.2010

Życie za braci

Rok spędzony za katedrą zrobił swoje. Wyszliśmy dość wcześnie. Przedzieraliśmy się przez błoto i kluczyliśmy wśród chaszczy. Dwa razy dopadł nas deszcz. Minęła już dwudziesta i byłem wykończony...

Rok spędzony za katedrą zrobił swoje. Wyszliśmy dość wcześnie. Przedzieraliśmy się przez błoto i kluczyliśmy  wśród chaszczy. Dwa razy dopadł nas deszcz. Minęła już dwudziesta i byłem wykończony. Mieliśmy nadzieję, że w schroniskowym bufecie zaspokoimy nasze pragnienie. Bo jeść już się niespecjalnie chciało. Ale w schronisku nie było żywego ducha. Trzeba gotować samemu. Jak, kiedy człowiek się rozluźnił i brakuje sił na ruszenie ręką czy nogą? Witek, który był w lepszej formie, bez ociągania się postawił wodę na palniku. Jakiż byłem mu wtedy wdzięczny....

„Winniśmy oddać życie za braci”. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Wielkie ideały, których, mam nadzieję, nigdy nie będę musiał realizować. Tyle że w sumie nikt nie zwalnia mnie z obowiązku oddawania życia za moich bliskich. Muszę je oddawać każdego dnia. Za wszystkich braci, siostry, ojców, matki, dzieci i przyjaciół, których Bóg postawił na mojej drodze życia. Kropla po kropli. Nawet wtedy, gdy bardzo się nie chce. Bez zgody na tę ofiarę czym byłyby deklaracje miłości?