07.10.2011

Wytrwałość w modlitwie

Mimo, że różaniec był zawsze obecny w moim domu, modlitwa na nim do łatwych nigdy nie należała.

Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie 
Dz 1,14

Pamiętam swój pierwszy różaniec, ten z dnia Pierwszej Komunii św., dziś już podarty i wybrakowany. Potem były kolejne, najczęściej pamiątki przywiezione z różnych miejsc. Ich losów już nie pamiętam. Zapewne rozdane, bądź gdzieś zagubione. I w końcu ten, który od wielu lat już towarzyszy mojej modlitwie. Jest mi najbliższy, bo ktoś zrobił go specjalnie dla mnie.

Mimo, iż różaniec był zawsze obecny w moim domu, modlitwa na nim do łatwych nigdy nie należała. Konieczność poświęcenia większej ilości czasu, potrzeba wyciszenia, by wejść myślami w życie Maryi i Jej Syna, wymaga sporego wysiłku. Jeśli go zabraknie, modlitwa okazać się może pustym, automatycznym odklepywaniem kolejnych Zdrowasiek. Choć pewno i ta posiada jakąś wartość, choćby ze względu na jej pragnienie i poświęcony Bogu czas. Kiedy jednak modlitwa będzie mnie nużyć, męczyć, czy nawet zniechęcać, kiedy myśli będą uciekać w nieważne sprawy, niech modlitwa Maryi, ta z Nazaretu i z jerozolimskiego wieczernika, będzie mi umocnieniem, by wytrwać do końca. 

 

Czytania mszalne rozważa Aleksandra Kozak