22.10.2011

Życie

Po moim życiu Pan spodziewa się owocu odpowiedniego do talentów i zdolności, którymi nie obdarzył i zgodnego z moim powołaniem.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus napomina mnie, bym nigdy własnej życiowej pomyślności nie utożsamiała z tym, że jest tak, bo sobie na to zasłużyłam dobrym postępowaniem. To błędne myślenie. Nie wiem, dlaczego w moim życiu tyle dobra, nie wiem też, dlaczego w życiu drugiego człowieka tyle nieszczęścia. Czasem to faktycznie wynik mojej pracy, nawracania się, ale przeważnie to nie zasłużona niczym łaska Boga. Tak samo jak czasem czyjeś nieszczęście będzie wprawdzie efektem czyjegoś zachowania, ale przeważnie to wielka tajemnica zła i cierpienia na tym świecie.

Jezus obrazuje to w przypowieści: jestem jak to drzewo figowe. Pan „zasadził” mnie tu i teraz po to, bym wydawała odpowiedni owoc. Mimo że drzewo figowe w przypowieści rośnie w winnicy, Ogrodnik nie spodziewa się po nim winogron. Szuka fig, a więc owocu, które powinno rodzić właśnie drzewo figowe. Tak samo po moim życiu Pan spodziewa się owocu odpowiedniego do talentów i zdolności, którymi nie obdarzył i zgodnego z moim powołaniem. Nie chce, bym była pianistką, szefową czy zakonnicą. Mam być przede wszystkim dobrą żoną, matką. Mam m.in. rozwijać swój kobiecy „geniusz”, jak to pięknie nazwał bł. papież Jan Paweł II.

Jeśli tego nie robię, Jezus nie odwraca się ode mnie. Z miłością robi wszystko, bym zaczęła „owocować”. W moim życiu nie ma samych tylko szczęśliwych chwil. Moje życie nie jest usłane różami. Jednak każda trudność, ból, cierpienie, których doświadczyłam, zaczęły wydawać dobre owoce tylko dzięki temu, że pozwoliłam działać w nich Jezusowi – najlepszemu Ogrodnikowi.

 

Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska