27.12.2011

Świadek dla otuchy

Wierzę, ale… Nie, nie kwestionuję ani nauczania Jezusa ani Kościoła. Tylko czasem zastanawiam się, jakie są podstawy mojej nadziei. Czy Jezus był tym, za kogo się podawał?

Wierzę, ale… Nie, nie kwestionuję ani nauczania Jezusa ani Kościoła. Tylko czasem zastanawiam się, jakie są podstawy mojej nadziei. Wiem, że wiara w Jezusa to nie to samo, co wiara w jakąś postać z baśni. On żył naprawdę. Ale czy był tym, za kogo się podawał?

Czytam Jana i uspokajam się. „To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy”… A przetłumaczone na konkret brzmi: „Ów drugi uczeń (czyli sam Jan Apostoł) wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka”… Z tych słów, z tej relacji, przebija prawdomówność….

Nie uwierzyłem tylko dzięki relacji Jana. Ale jego opowieść – ta zawarta w Ewangelii i listach - dobrze wyjaśnia to, czego doświadczyłem od Boga na własnej skórze. Dlatego mogę spokojnie odrzucić nękające natręctwo wątpliwości. Naprawdę mam możliwość osiągnięcia życia wiecznego. Mogę mieć łączność z Kościołem, a przez niego z Ojcem i Synem. Tak Janie, moja radość też jest pełna! Bo nadzieja życia wiecznego, w którym nie ma rozstania,  rozwiewa wszystkie smutki…