29.04.2012

Miłość i zbawienie

Dobry pasterz nie kocha owcy dlatego, że ma gęste runo, że daje dużo mleka. Nie kocha za coś.

Trudno jest uwierzyć w miłość – tę Jezusową: bezgraniczną, aż do śmierci. Trudno uwierzyć, że Bóg naprawdę ogromnie mnie kocha, że może tak kochać mnie także drugi człowiek.

W moim myśleniu schodzę więc na manowce, w których na miłość trzeba sobie zasłużyć, zapracować. Wobec Boga staram się więc o nieskazitelność moralną, o bezgrzeszność, mnożę mnóstwo modlitw i nabożeństw – i dziwię się, że nie ma we mnie radości, pokoju serca.

W relacji z drugim człowiekiem skupiam się na spełnianiu jego życzeń i pragnień, nie dając sobie prawa do realizacji własnych – i coraz więcej we mnie irytacji, a nie owoców Ducha Świętego.

Tymczasem Jezus pokazuje mi dzisiaj, że jako Jego owca nie muszę robić nic, by On mnie kochał. Kocha mnie i troszczy się o mnie, bo jestem Jego owcą. Kocha mnie, bo mnie stworzył. Dobry pasterz nie kocha owcy dlatego, że ma gęste runo, że daje dużo mleka. Nie kocha za coś. Owca nie musi robić nic ponad to, by być owcą.

Ja także nie muszę „zapracowywać” na miłość. Otrzymałam ją jako dar – i ten dar prosi tylko o jedno: bym na niego odpowiedziała miłością: wobec Boga, siebie samej, bliźniego.

Jeżeli więc w moim życiu dzieje się coś, co mnie męczy, boli, niepokoi, smuci, powinnam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy w tej sytuacji jest obecna moja miłość i jak się ona przejawia wobec wszystkich uczestniczących w niej osób. Bo tylko ona może zbawić.

 

Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska