05.01.2020

Bóg bliski

Miłość Boża, Jego przyjaźń... Tylko słowa?

Przyjaciele.. Kiedy myślę, kogo tak nazywam, to widzę, że to ci, z którymi coś  przeżyłem. Chwile dobre i złe, chwile radości i  smutku, uniesień serca i dołującego przygnębienia; z którymi rozpierała siła, ale i przywalało do ziemi zmęczenie. Niekoniecznie byli zawsze blisko. Ale mój los nigdy nie był im obojętny.

Myślę o Słowie. O tym, które na początku było u Boga i było Bogiem. O tym, przez którego wszystko się stało i bez którego nie zaistniało nic z tego, co istnieje. O Synu Bożym, Jezusie Chrystusie, który opuścił niebo, a przyszedł na ziemię mieszkać wśród nas i stać się jednym z nas. O tym, który choć wstąpił do nieba, zasiadł po prawicy Ojca i przyjdzie kiedyś powtórnie sądzić żywych i umarłych, zostawił nam siebie pod postacią zwykłego, białego Chleba. I rozweselającego serce człowiecze Wina.

Tak, Bóg przez 30 lat był jednym z nas. Zna naszą ludzką codzienność. Chwile dobre i złe; radości, smutki, uniesienia, przygnębienia, siłę i słabość. Wie jak to jest być człowiekiem. A jako że nasz los nigdy nie był Mu obojętny – przyszedł przecież żeby nas zbawić – możemy myśleć o nim jako o naszym prawdziwym przyjacielu.

Bałem się czasem, że miłość Boża, Jego przyjaźń to tylko takie słowa. Ale kiedy uświadamiam sobie co stało się w noc Bożego Narodzenia, a potem działo się przez kolejne trzydzieści parę lat niepewność ustępuje radości...