Życie uczniów Jezusa ma być widoczne. Jeżeli jest się rzeczywiście Jego uczniem, to w dzisiejszym świecie jest to tożsame z byciem widocznym. Na tle wszechobecnego wyścigu donikąd, dowartościowywania rzeczy nicniewartych, chrześcijanin staje się dla wielu dziwoludkiem.
A ja pragnę postawić pytanie do fragmentu powyższego artykułu. Czy naprawdę być chrześcijaninem to znaczy być "wiernym odzwierciedleniem Jego życia i zasad Ewangelii"? Bo jeśli tak, to ja nigdy nie będę prawdziwym uczniem Jezusa a tym samym autentycznym świadkiem Ewangelii.Większość w Kościele nie ma szans. Bo co z moim grzechem, słabościami, upadkami. Co z tym wszystkim co jest moim krzyżem? Czyż nie jest tak, że to wszystko Jezus wpisał w historię mojego życia? Wierzę, że Jezus może sprawić, że całe moje życie stanie się przydatną solą, jeśli pozwolę Mu zasolić siebie. Reszta będzie się toczyć według Jego woli.I niech tak się stanie! Ale nigdy nie będę odzwierciedleniem Jego życia.
Jeżeli jest się rzeczywiście Jego uczniem, to w dzisiejszym świecie jest to tożsame z byciem widocznym.
Na tle wszechobecnego wyścigu donikąd, dowartościowywania rzeczy nicniewartych, chrześcijanin staje się dla wielu dziwoludkiem.