• Minerwa
    21.12.2011 23:31
    Minerwa
    Zabiorę głos jeszcze raz, bo Elżbieta jako matka długo czekająca na swoje dziecko jest mi osobą bardzo bliską.
    Elżbieta ma swoje lata. Anioł mówi "poczęła w swej starości syna i jest w szóstym miesiącu". Można przypuszczać, że podobnie jak u Sary, kiedy zachodzi w ciążę, jest po menopauzie. Nie wiem, kiedy w tamtych czasach i warunkach socjalnych kobiety przestawały miesiączkować, ale mówiąc o Elżbiecie chyba należy się spodziewać osoby po czterdziestce. Może bliżej pięćdziesiątki. Jest żoną kapłana - więc pewnie ma w swoim domu (gdzie się, jak mówi Pismo Święte, "ukryła") jakieś bliskie sobie kobiety. Służące. Owdowiałe kuzynki, swoje czy męża. Czy choćby życzliwe przyjaciółki i sąsiadki. Zapewne nie jest jej łatwo znosić ciążę - bo pomimo, jak zakładam, jakichś bliskich sobie kobiet, w domu zawsze znajdzie się praca i nie może sobie pozwolić na komfort spędzania większości czasu na łóżku czy w fotelu. Ma jeden komfort, którego nie mają inne kobiety - realną obietnicę z nieba (mam nadzieję, że Zachariasz bodaj na migi opowiedział jej, co przekazał mu anioł!) że co poczęła, to urodzi, że donosi tę ciążę mimo swojego wieku i urodzi żywe dziecko.
    Zastanawiam się, na czym miałaby polegać pomoc Maryi. Dlaczego nastoletnia Panna z Dzieckiem w pierwszych tygodniach ciąży leci do swojej ciotki. Przecież może się spodziewać, że Elżbiecie w razie czego będzie miał kto pomóc, jest już w szóstym miesiącu, więc ktoś przecież się nią opiekuje. O tym, że Zachariasz oniemiał dowie się dopiero w Ain Karim. Może zatem przypuszczać, że Elżbieta nie jest sama ze swoim niezwykle radosnym ale jednak problemem, i nie umiera z głodu i pragnienia wyglądając pomocy swojej małej krewniaczki.
    Ale Ta idzie, i to z pośpiechem. Dlaczego?
    Mam wrażenie, że nie chodzi tu o pomoc w sensie gotowania posiłków czy zmywania naczyń. Maryja chce być blisko osoby, która tak jak Ona "znalazła łaskę u Boga". Nikt na całym świecie nie jest w tej chwili podobniejszy do Niej, niczyja sytuacja nie jest tak zbliżona. Więc czy nie jest normalne, że Maryja chce się z kimś takim spotkać? Może po prostu, po ludzku, potrzebuje pogadać? Może wyczuwa taką potrzebę u Elżbiety? Może wie, że Elżbieta w swojej niezwykłej sytuacji nie ma przed kim otworzyć serca, uporządkować myśli?
    Te dwie kobiety nawzajem się potrzebują. I mam wrażenie, że żadna żadnej nie robi łaski - one sobie wzajemnie oddają przysługę.
    Że to spotkanie było dla obu potrzebne, widać, kiedy do niego dochodzi. Raduje się nienarodzony święty Jan, Duch Święty napełnia Elżbietę, wita "matkę Pana mojego" - a Maryja nareszcie ma przed kim wyśpiewać swoją radość, wychwalić Tego, który "wejrzał na uniżenie", "wywyższył pokornych", "ujął się za sługą swoim Izraelem". Wie, że kto jak kto, ale Elżbieta zrozumie ją doskonale.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg