• Wojtek Rych
    26.07.2014 13:13
    W tym tygodniu popołudniową porą pojawiłem się w markecie przemysłowym aby nabyć głownie karmę dla psów. Akurat duży spokój na terenie, więc zadowolony chwytam "co swoje " i do kasy. Kasa jak wszędzie obstawiona "znudziankami" czyli całą paletą drobnych przedmiotów do nabycia z nudów kolejkowego wyczekiwania; a niech klient coś tam jeszcze do tego koszyka dołoży. Czekam cierpliwie i obserwuję co przede mną. I nie da się nie zauważyć "żywej" wesołej gromadki; małych dzieci "na oko" 2,5 roku 3,5 roku i 4,5roku. Czyli dwie dziewczynki, chłopczyk i mamusia.
    Pomiędzy rodzeństwem a mamusią ciągłe rozmowy; pytania nieustające o te przedmioty zgromadzone wokół kasy, ciągłe: co to? i po co?. Dzieci chwytają za przedmioty głownie te bez opakowania, unoszą opisują jakie są(miłe w dotyku, miękkie, kolorowe...) I otrzymują z cierpliwością odpowiedzi od mamusi.
    Do niektórych dodają komentarz: O! to mogło by przydać się u nas w domu, ...możemy kupić!? A kiedy otrzymują spokojną odpowiedź mamusi: Nie, pobrany przedmiot odkładają dokładnie na miejsce... by chwycić z kolejny i procedura od nowa. Mamusia dostrzega przy innej kasie lizaki, rozdaje dzieciom. Kolejne pytania; "a czy te lizaki są z tym.. albo tamtym..." Odp.:"..Nie zwyczajne."
    Cała sytuacja trwa kilka minut.
    I wreszcie koniec; zapłata za zakupy. Wreszcie, bo moja karma trochę waży, co odczuwam bo akurat koszyk ręczny.

    Dlaczego to opisuję,.. ja katolik?
    Bo oto zobaczyłem Miłość i to gdzie... W tym "złym" jak nieraz się mówi; miejscu.
    Tak, to Miłość taka prawdziwa od naszego Boga. Ten Duch Miłości; aż promieniował od tej rodziny.

    Pomyślałem; jak było by dobrze spotykać też taką Miłość między mami katolikami....i nawet w kościele.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg