Bardzo ciekawy artykul, choc czytajac go mozna odniesc wrazenie ze lista niebezpieczenstw bedzie jeszcze dluzsza. Sam bardzo lubie dowiadywac sie o autorach biblijnych, to co znaczyly teksty w owym czasie. Aczkolwiek szukanie tego co autor mial na mysli jest chyba w Bibli nie do konca jasne. Z jednej strony kladzie sie nacisk na archeologie biblijna, a z drugiej jak poznac to co Bog mial na mysli. Na pewno nowoczesne srodki przekazu, komputerowe wersje bibli, aplikacje na telefony czy ipad-a moga zawierac wiecej komentarzy do ksiag Pisma Swietego niz te drukowane. Tak wiec z ciekawoscia czekam na aplikacje biblijna na Ipada czy innego Androida od polskich biblistow.
Jedyny wniosek, jaki sie nasuwa po przeczytaniu jak "niebezpieczne" moze byc czytanie ... Biblii, to - nie czytac!
Bo co ma zrobic ktos, kto nie ma w poblizu ani szansy na szkole lectio divina, ani na zainteresowanego teologa, duszpasterza, katechety i animatora kręgów biblijnych? No i jaka moze miec gwarancje ze akurat ci nie sprowadza go na manowce, skoro juz nawet benedyktynom (Anselm Grün) wierzyc nie mozna?
No wlasnie: najlepiej nie czytac.
Tylko czy Panu Bogu o to chodzilo? Zeby tylko "uczeni w Pismie" mieli dostep do Jego Slowa?...
Czytać! ależ jak najbardziej, ale szukać wyjaśnienia tego, co niezrozumiałe, medytować nad tekstem przy pomocy OGROMNEJ przecież liczby dostępnych dziś komentarzy do Pisma św. Nieznajomość Pisma jest nieznajomością Chrystusa! (św. Hieronim)
Niezwykle ciekawy artykuł, który w moim odczuciu zachowuje optykę "złotego srodka", skłania jednocześnie do wejścia w polemikę - przynajmniej w tych kwestiach, które odebrałem jako nieufność wobec samego symbolu. Paul Ricoeur utrzymywał, że symbol na pewnym etapie jego odczytywania „odrywa się od autora” i niejako zaczyna żyć własnym życiem. Oczywiście można w tym znaleźć pewne zagrożenia – relatywizacją i zatraceniem pierwotnego sensu przez narastająca wieloznaczność odczytu. Czy jednak nie jesteśmy skazani na mimowolną ewolucję pierwotnych sensów? Przywołany już Ricoeur stosował też obrazowe powiedzenie, że „szczep przemienia dziczkę”. W świetle tych słów można się spodziewać, że nadawanie nowych znaczeń dawnym tekstom, jeśli tylko czynione jest w duchu Ewangelii, owocować będzie coraz szlachetniejszym gronem, bo przecież wierzymy, że i Duch Święty wieje stosownie do czasów (co nie znaczy, że się do nich „dopasowuje”).
Nic nie stoi w miejscu – nowe odszyfrowanie symbolu nie musi nieść zmiany samego Słowa, ani jego głębokiej intencji. W 1 Liście do Tesaloniczan czytamy: „głoszenie Ewangelii wśród was nie dokonało się przez samo tylko słowo, lecz przez moc i przez Ducha Świętego, z wielką siłą przekonania.” (Tes 1,5). Kiedy więc czytam Pismo, staram się je odbierać najpierw tak, jak mogli je odczytywać bezpośredni adresaci (tłum słuchający przypowieści Jezusa czy uczniowie odczytujący listy apostołów) – z ich świadomością, ich religijnością, ich perspektywą widzenia rzeczywistości. Jednak zaraz potem przychodzi powtórne odczytanie – w kontekście naszych czasów i przez pryzmat całej historii Kościoła. Widać w tym ogrom przebytej drogi i widać w wielu miejscach rozległy dorobek reinterpretacyjnej przebudowy (lub dobudowy) pierwotnych znaczeń – oczywiście z zachowaniem samego rdzenia znaczeniowego, który jest zakorzeniony w Duchu.
W dziejach odczytywania Biblii to samo słowo niosło więc nieco odmienne skojarzenia, wyobrażenia, a nawet konkluzje - bo wraz z wędrówką pokoleń zmieniały się horyzonty. Inaczej dziś patrzymy na rolę kobiety, na relację do dzieci, na znaczenie sacrum w życiu Kościoła. Zmieniło się traktowanie innowierców, nieco inną optykę przykładamy do wglądu w przestrzeń wiary i nadziei. Myślę, że to wszystko dzieje się za sprawą nieustannej reinterpretacji słów Biblii, które wciąż pozostają tym samym Fundamentem. Tylko zewnętrznie Kościół się zmienia – tak jak na grubych murach romańskich wzrosły strzeliste wieże surowego gotyku, a ten z czasem wypełnił się bogactwem baroku i ludzkim sercem renesansu… Fundament pozostaje ten sam – jest nim Ewangelia odczytywana w Jezusie Chrystusie, dzięki czemu ta sama budowla od wieków stoi bez większych pęknięć, choć z pewnością ci co ją wznosili mogliby mieć kłopot z jej rozpoznaniem.
Sam bardzo lubie dowiadywac sie o autorach biblijnych, to co znaczyly teksty w owym czasie. Aczkolwiek szukanie tego co autor mial na mysli jest chyba w Bibli nie do konca jasne.
Z jednej strony kladzie sie nacisk na archeologie biblijna, a z drugiej jak poznac to co Bog mial na mysli.
Na pewno nowoczesne srodki przekazu, komputerowe wersje bibli, aplikacje na telefony czy ipad-a moga zawierac wiecej komentarzy do ksiag Pisma Swietego niz te drukowane. Tak wiec z ciekawoscia czekam na aplikacje biblijna na Ipada czy innego Androida od polskich biblistow.
Bo co ma zrobic ktos, kto nie ma w poblizu ani szansy na szkole lectio divina, ani na zainteresowanego teologa, duszpasterza, katechety i animatora kręgów biblijnych?
No i jaka moze miec gwarancje ze akurat ci nie sprowadza go na manowce, skoro juz nawet benedyktynom (Anselm Grün) wierzyc nie mozna?
No wlasnie: najlepiej nie czytac.
Tylko czy Panu Bogu o to chodzilo? Zeby tylko "uczeni w Pismie" mieli dostep do Jego Slowa?...
Nieznajomość Pisma jest nieznajomością Chrystusa! (św. Hieronim)
Nic nie stoi w miejscu – nowe odszyfrowanie symbolu nie musi nieść zmiany samego Słowa, ani jego głębokiej intencji. W 1 Liście do Tesaloniczan czytamy: „głoszenie Ewangelii wśród was nie dokonało się przez samo tylko słowo, lecz przez moc i przez Ducha Świętego, z wielką siłą przekonania.” (Tes 1,5). Kiedy więc czytam Pismo, staram się je odbierać najpierw tak, jak mogli je odczytywać bezpośredni adresaci (tłum słuchający przypowieści Jezusa czy uczniowie odczytujący listy apostołów) – z ich świadomością, ich religijnością, ich perspektywą widzenia rzeczywistości. Jednak zaraz potem przychodzi powtórne odczytanie – w kontekście naszych czasów i przez pryzmat całej historii Kościoła. Widać w tym ogrom przebytej drogi i widać w wielu miejscach rozległy dorobek reinterpretacyjnej przebudowy (lub dobudowy) pierwotnych znaczeń – oczywiście z zachowaniem samego rdzenia znaczeniowego, który jest zakorzeniony w Duchu.
W dziejach odczytywania Biblii to samo słowo niosło więc nieco odmienne skojarzenia, wyobrażenia, a nawet konkluzje - bo wraz z wędrówką pokoleń zmieniały się horyzonty. Inaczej dziś patrzymy na rolę kobiety, na relację do dzieci, na znaczenie sacrum w życiu Kościoła. Zmieniło się traktowanie innowierców, nieco inną optykę przykładamy do wglądu w przestrzeń wiary i nadziei. Myślę, że to wszystko dzieje się za sprawą nieustannej reinterpretacji słów Biblii, które wciąż pozostają tym samym Fundamentem. Tylko zewnętrznie Kościół się zmienia – tak jak na grubych murach romańskich wzrosły strzeliste wieże surowego gotyku, a ten z czasem wypełnił się bogactwem baroku i ludzkim sercem renesansu… Fundament pozostaje ten sam – jest nim Ewangelia odczytywana w Jezusie Chrystusie, dzięki czemu ta sama budowla od wieków stoi bez większych pęknięć, choć z pewnością ci co ją wznosili mogliby mieć kłopot z jej rozpoznaniem.