• Rabarbar
    11.03.2019 13:48
    Mamy więc: po pierwsze słuchać słów Chrystusa, a po drugie wypełniać je. I to ostatecznie jest nazwane budowaniem na skale. Ale czy dostatecznie rozumiemy co to oznacza? Bo jeśli przyjęlibyśmy myśl, że nasze działanie byłoby tą skałą – to ostatecznie wracalibyśmy do idei samozbawienia: oto my wypełniamy słowo, i dlatego jesteśmy bezpieczni. Ale nie to miał na myśli Chrystus, gdy mówił o złych i dobrych roślinach. Nie jestem w stanie wypełniać słów Chrystusa, i dlatego trzeba, aby to On działał w moim życiu. Budując na sobie, na swoich wysiłkach, na swoim rozeznaniu, na swojej wierności i bezgrzeszności – w istocie ignorowałbym Chrystusowe nauczanie i budował na piasku.
    „Bóg - Jego droga jest nieskalana, słowo Pana w ogniu wypróbowane; On tarczą dla wszystkich, którzy doń się chronią. Bo któż jest Bogiem prócz Pana? Lub któż jest Skałą prócz Boga naszego? Bóg, co mocą mnie przepasuje i nienaganną czyni moją drogę...” (Ps. 18,31-33)
    „...któż jest Skałą prócz Boga naszego?” Nikt i nic. Dlatego i tutaj Skałą ostatecznie jest sam Bóg, działający w nas, „Bóg, co mocą mnie przepasuje i nienaganną czyni moją drogę...”.
    Amen.
  • Andrzej_Macura
    11.03.2019 16:01
    Andrzej_Macura
    Przeczytałem wszystkie komentarze, jakie zamieścił Pan dziś pod moimi tekstami. Przeczytałem i nie bardzo wiem co powiedzieć.

    Ot, dywagacje na temat tego, czy nasze działanie jest skałą czy jednak Bóg. Nie wydaje mi się to w kontekście tej wypowiedzi Jezusa istotne. Dlaczego? Bo nie chodzi o to, kto lub co jest skałą, ale o czynność: budowanie na skale/budowanie na piasku. Budowaniem na skale jest słuchanie Jezusa i wypełnianie tego, co mówił. Budowaniem na piasku jest słuchanie Jezusa, ale nie wypełnianie tego co mówił. Innymi słowy jeśli słuchamy Jezusa, ale prócz słuchania nic z tego nie wynika, to tak jak byśmy budowali na piasku. Gdy zaś słuchamy i wypełniamy słowa Jezusa - jakbyśmy budowali na skale, na mocnym fundamencie. To dokładnie mówi Jezus, a rozważanie kto lub co jest skałą tylko zaciemnia to, co Jezus powiedział.

    A że takie rozważania prowadza na manowce widać także w Pana wypowiedzi. Pisze Pan o niebezpieczeństwie powrotu do idei samozbawienia w wypadku uznania, ze moje działanie jest skałą. I pisze dalej- cytuję – „Budując na sobie, na swoich wysiłkach, na swoim rozeznaniu, na swojej wierności i bezgrzeszności – w istocie ignorowałbym Chrystusowe nauczanie i budował na piasku”.

    Głupio spytam: a jak mam inaczej wcielać w życie słowa Jezusa, wypełniać je, jeśli nie swoim wysiłkiem, swoim rozeznaniem spraw, starając się być wiernym i dobrym? Mam czekać, aż Bóg dotknie mnie swoją łaską i samo się zrobi? Bez wysiłku z mojej strony? Przecież już samo to, ze czytam słowa Jezusa jest Jego łaską. Samo to, że mam rozum i dobrą wole jest Jego łaską. Ja tę łaskę już otrzymałem. To na co mam czekać?

    A konsekwencje tego Pana rozumowania prowadzą do absurdu. Tego, który buduje swoim wysiłkiem swoim rozeznaniem itd. nazywa Pan osobą, która niby budując na sobie „w istocie ignoruje Chrystusowe nauczanie i buduje na piasku”. Czyli twierdzi Pan dokładnie coś przeciwnego do tego, co mówił Jezus: tego który próbuje wcielać w życie Jezu, stara się słowa nazywa Pan budującym na piasku.

    Dodam jeszcze jedno: mam juz swoje lata. I widziałem już ludzi, którzy twierdzili, że otwierają się na Boga, że zawsze starają się pełnić Jego wolę czyli ze On musi być fundamentem. I niewiele więcej z tego wynikało. Niewiele różnili się w swoim sposobie myślenia, w swoim działaniu, od innych, całkiem niepobożnych. Bo pełni wolę Boga nie ten, kto deklaruje, ze się na nią otwiera, ze słucha Boga, że słucha Jego natchnień, ale ten, kto w świetle nauki Chrystusa stara się przemienić swoje życie. To nie jest budowanie na sobie. To jest to, o czym pisał św. Jan w swoim liście: kto mówi że kocha Boga, a brata nienawidzi jest kłamcą. I to o czym pisał św. Jakub, że nie ma wiary bez pełnienia uczynków. Bez tego wiara jest tylko pustą deklaracją.

    • Rabarbar
      11.03.2019 23:50
      @Andrzej_Macura
      Pisząc swoich kilka komentarzy, nie liczyłem na to, że będę miał możliwość wymiany uwag z panem, Autorem komentowanych rozważań. Wypada mi więc najpierw wyrazić panu szacunek za ogrom wykonanej pracy i przekazywanie czytelnikom rzetelnej informacji na temat Biblii. Moje uwagi, wcześniejsze i obecne – w żadnej mierze nie mają podważyć czy zakwestionować tej pana roli.
      Bardziej zależało mi na podzieleniu się – skoro jest taka możliwość – swoimi przemyśleniami na temat końcowej części Kazania na górze. Jeśli czytelnicy odniosą z tego jakąś korzyść – to sądzę, iż warto było to zrobić.

      Oczywiście, że może mieć pan rację pisząc, że moje rozważanie na temat tego, co/Kto jest skałą – może nieco zaciemniać słowa Jezusa. Tyle, że nasz Pan, używając tutaj bardzo obficie języka metafor, już przez ten fakt postawił przed nami zadanie ich odczytania. I nie roszcząc sobie bezbłędności ich interpretacji, spróbuję jednak bronić swoich tez.

      Zacznę od wyrażenia swojego przekonania, że za tekstami poszczególnych autorów Nowego Testamentu, stoi jedna wspólna teologia. Że apostołowie Jan, czy Paweł – co prawda rozmaitymi słowami i obrazami – przedstawiają np. wspólną teologię zbawienia. I że Mateusz, Łukasz, Piotr albo Jakub nie są przedstawicielami jakichś zwalczających się frakcji w Kościele czasów apostolskich (a przecież czasami padają takie tezy) – ale że napisali swoje teksty pod tym samym, Bożym natchnieniem. A to oznacza, że zestawiając ich wypowiedzi na podobne tematy, możemy te ich wypowiedzi rozumieć lepiej, pełniej.

      Ponadto, każdy z nich realizuje temat przewodni napisanej przez siebie księgi w konsekwentny sposób. A więc możemy oczekiwać, że np. temat obecności Boga z nami, obecny u Mateusza na początku (Mt. 1,23) i na końcu (Mt. 28,20) będzie się przejawiał w jakiś sposób również wewnątrz księgi, a więc także w tej jego bardzo ważnej części, słusznie nazwanej przez pana „konstytucją królestwa”. Albo że natura Boga, objawiana przez Chrystusa (por. Mt. 11,27), albo Jego mesjańska godność, wyrażana często tytułem „Syn Dawida”, ale również sugerowana (Mt. 2,4) i nazwana w jawny sposób (Mt. 16,16; 26,63; 27,22), albo Boska Tożsamość Jezusa (por. Mt. 22,41-45) – że to wszystko ma znaczenie także w Kazaniu na górze, chociażby w zakamuflowanej formie. Bo w przemowach do szerokich rzesz ludzkich, Jezus świadomie wybiera język metafor i przypowieści, po to by odwlec poznanie prawdy o Nim przez postronnych i niechętnych Mu ludzi (por. Mt. 13,13).

      Dlaczego w Kazaniu na górze, które przecież zmierza ku przekazaniu nauki o zbawieniu, nie czytamy wprost, np. o grzechu, o nawróceniu, o wierze w Chrystusa, albo o krzyżu – a przecież są to podstawowe pojęcia w soteriologii przedstawianej np. przez Jana, Pawła i Piotra, albo przez Synoptyków, czy w szczególności nawet przez Mateusza – tyle że nie w Kazaniu na górze. Chyba, że pojęcia te kumulują się i mieszczą w metaforze ciasnej bramy. Bo jeśli, jak sugerowałem, to Chrystus jest ciasną bramą – to wszystkie te pozornie pominięte tematy, jednak się pojawiają i spotykają, zogniskowane właśnie w tej metaforze.

      Jezus w Kazaniu na górze oczekuje od swoich uczniów sprawiedliwości większej niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów (Mt. 5,20). Ich „sprawiedliwość” była oparta o (pozorne) zachowywanie Prawa Starego Testamentu („Kto wypełnia przepisy, dzięki nim żyć będzie” - Gal. 3,12). Ale to była droga fałszywa, ich „własna”, a nie Boża (por. Rz. 10,3), bo w rzeczywistości „wszyscy są pod panowaniem grzechu” (Rz. 3,9), więc „z uczynków Prawa żaden człowiek nie może dostąpić usprawiedliwienia w Jego oczach. Przez Prawo bowiem jest tylko większa znajomość grzechu” (Rz. 3,20).
      W Kazaniu na górze nie chodzi więc jedynie o podniesienie wymagań moralnych w stosunku do wcześniej funkcjonującej Tory, przy zachowaniu dawnej funkcji Prawa. Bo jako chrześcijanie moglibyśmy wtedy co najwyżej powiedzieć, że nasze, obowiązujące i łamane przez chrześcijan Prawo z Kazania na górze, jest wyższe, bardziej wysublimowane – od Tory, obowiązującej i łamanej przez żydów, ale nie zapewniałoby to nam jeszcze wyższej sprawiedliwości.

      Tę wyższą sprawiedliwość uzyskujemy dopiero przez wiarę w Chrystusa, bo Bóg „dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor. 5,20). Bezgrzeszny Chrystus dla naszego zbawienia przyjął na siebie nasze grzechy (ponosząc wszystkie tego konsekwencje), aby nas obdarzyć Swoją sprawiedliwością. To jest ta wyższa sprawiedliwość, zapowiedziana w Kazaniu na górze.
      Jako wierzący w Chrystusa, możemy za Pawłem powtórzyć: „...razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga. Jeżeli zaś usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo.” (Gal. 2,19b-21)
      Jeśli moje zbawienie miałoby wynikać wyłącznie z realizowania przeze mnie zaleceń Kazania na górze – „to Chrystus umarł na darmo”! Chrystus żyjący we mnie, może te zalecenia z Kazania zrealizować – bo Kazanie jednocześnie ma ukazać nam Jego charakter i unaocznić nam naszą grzeszność.

      Dziękuję za możliwość rozmowy z panem i serdecznie pozdrawiam

      PS
      Mam nad panem tę sytuacyjną przewagę, że mogę „wygooglować” informacje o panu, jednocześnie pozostając anonimowym. W nawiązaniu do pana wpisu, ujawnię więc tylko to, że jestem od pana starszy o około sześć i pół roku, więc również „mam swoje lata”.
  • Rabarbar
    12.03.2019 13:13
    @Andrzej_Macura
    Napisał pan:
    „Bo nie chodzi o to, kto lub co jest skałą, ale o czynność: budowanie na skale/budowanie na piasku. Budowaniem na skale jest słuchanie Jezusa i wypełnianie tego, co mówił. Budowaniem na piasku jest słuchanie Jezusa, ale nie wypełnianie tego co mówił. Innymi słowy jeśli słuchamy Jezusa, ale prócz słuchania nic z tego nie wynika, to tak jak byśmy budowali na piasku.”

    Zgoda. Ale aby wypełniać słowa Jezusa, trzeba je rozumieć. W przypowieści o siewcy Jezus wyjaśnia:
    „Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny.” (Mt. 13,23)
    Aby słowo wypełniać i przynosić dobre owoce – trzeba je rozumieć. O ile wcześniejsze części Kazania na górze są w miarę czytelne dla słuchaczy, to czy tak jest z częścią ostatnią?
    Jeśli do adresatów nie dotrze, że aby znaleźć się na wąskiej drodze, muszą uznać swój grzech, nawrócić się, zobaczyć w Jezusie Syna Dawida, czyli Mesjasza, i Bożego Syna, który zgodnie z Pismem miał wziąć na siebie ich grzechy – to chociażby nie wiem jak starali się naśladować wcześniejsze polecenia Kazania na górze – to i tak umrą w swoich grzechach (por. J. 8,24). A nawet jeśli Jezusowi uwierzą, lecz nie będą trwali w Jego słowie, nie staną się Jego uczniami, jeśli nie poznają prawdy, to będą nadal w niewoli grzechu (por. J. 8,30-32).
    Wydaje się, że częstą przyczyną stygnięcia początkowego zapału wierzących jest frustracja, związana z poczuciem braku mocy, koniecznej do prowadzenia życia wg Bożych standardów. A więc potrzebujemy mocy Ducha Świętego, Ducha Chrystusowego w nas. Sam zresztą pan o tym pisał, przywołując temat owocu Ducha i owocu ciała wg Gal. 5,19-25. Ale jak mógłbym żyć według Ducha, jeśli nie byłbym nawrócony? Tylko w sytuacji, gdy należę do Chrystusa, mam Jego Ducha (por. Rz. 8,9). Nie mając Ducha Świętego, a więc będąc człowiekiem zmysłowym, nie mógłbym w ogóle pojąć tego, co jest z Bożego Ducha (por. 1 Kor. 2,14), nie byłbym w stanie ujrzeć Bożego królestwa (J. 3,3), a co dopiero żyć według jego reguł!
    Czy więc Chrystus w Kazaniu treści te pomija? Uważa je za zbędne? Nie. Przecież prowokuje myślenie ludzi, w obrazie ciasnej bramy i wąskiej drogi. Jak znajdą tę bramę, jeśli nie będą rozumieli co/Kto nią jest? Dalej mówi metaforycznie o naturze ludzkiej jako o cierniu i oście, oraz że bez zmiany tej natury, przynoszenie dobrych owoców jest niemożliwe. Wreszcie mówi o ludziach, pozornie służących sprawie królestwa, aktywistach królestwa – ale samych w istocie nie nawróconych, nie należących do Chrystusa. Czy więc rzeczywiście możemy wypełniać polecenia Kazania na górze, nie rozumiejąc tego wszystkiego?

    Napisał pan:
    „Głupio spytam: a jak mam inaczej wcielać w życie słowa Jezusa, wypełniać je, jeśli nie swoim wysiłkiem, swoim rozeznaniem spraw, starając się być wiernym i dobrym? Mam czekać, aż Bóg dotknie mnie swoją łaską i samo się zrobi? Bez wysiłku z mojej strony?”

    Więc odpowiadam słowami Jezusa:
    „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (Mt. 10,38)
    „Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.” (Mt. 16,24-25)
    A więc życie wieczne zyskujemy tracąc swoje życie – aspiracje, cele, swoją niezależność, a nawet reputację itd. Krzyż występujący w oby tych cytatach, jest krzyżem naśladowcy Chrystusa, i to naśladowca ma być ukrzyżowany każdego dnia. Często błędnie rozumie się krzyż jako narzędzie zadawania cierpienia. Ale w istocie było to narzędzie śmierci – zresztą w drugim z cytatów Jezus mówi o utracie życia, a nie o cierpieniu.

    A więc Jezus się zreflektował i stwierdził, że to co powiedział w Kazaniu na górze już nie obowiązuje, i dopiero kilka rozdziałów później wyjawia resztę wymagań? Nie. To już było w kazaniu na górze – tyle że w formie ukrytej, metaforycznej.
    Ale jakie ostatecznie znaczenie ma ten krzyż naśladowcy Chrystusa? Kiedy on się pojawia?
    Wtedy, gdy nawracamy się i utożsamiamy się z Chrystusem, z Jego nauczeniem, z życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem, gdy jesteśmy zanurzani w Niego:
    „To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu” (Rz. 6,6).
    „...co się tyczy poprzedniego sposobu życia - trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości” (Ef. 4,22-24)
    Nasz dawny człowiek – to nasza przyrodzona natura, która ulega zepsuciu ma skutek zwodniczych żądz. Nie chodzi o to, by tego dawnego człowieka wspierać, reanimować, otaczać troską, dostarczać mu odpowiednich „leków” i zachęt. On już do niczego się nie nadaje. On nie wypełni zaleceń Kazania na górze, ani nie przyniesie żadnego dobrego owocu, bo to ten dawny człowiek sprawia, że jesteśmy (metaforycznie) ostami i cierniami. Mamy go „porzucić”, „uśmiercać” (por. Rz. 8,13) – bo „kto chce zachować swoje życie, straci je”. Potrzebujemy „człowieka nowego”, człowieka prowadzonego przez Ducha i pełnego Ducha Świętego (por. Ef. 5,18).

    Napisał pan:
    „Czyli twierdzi Pan dokładnie coś przeciwnego do tego, co mówił Jezus: tego który próbuje wcielać w życie Jezu, stara się słowa nazywa Pan budującym na piasku.”
    Ale Jezus wcale nie oczekiwał, że osty i ciernie przyniosą dobry owoc. Nie twierdził, że religijni aktywiści, których On w końcu się wyprze, za słabo się starają – lecz stwierdził, że nigdy nie nastąpiła ich duchowa przemiana. On wie, że bez Niego „nic nie możemy uczynić” (por. J. 15,5). Ani zostać zbawionymi (J. 14,6), ani przynosić dobrych owoców, ani prowadzić owocnej chrześcijańskiej służby. Bez nawrócenia, bez chodzenia z Panem, podejmowanie wysiłków, w celu realizacji zaleceń Kazania na górze, jest budowaniem na piasku, bo jest pomijaniem tego, co stanowi dla chrześcijańskiego życia – fundament.

    Jeszcze raz pozdrawiam
Dyskusja zakończona.

Komentarze do materiału/ów:

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg