Choć na koniec przypowieści właściciel przybywa wytracić rolników, ostatecznie wiara wskazuje na inny koniec.
Zatrzyma słowo, bo „rozmyśla nad nim dniem i nocą”. Nie minuta ze słowem, ale ani minuty bez słowa.
Za Jezusem. Nie oburzając się na zastawiających sieci, głoszących: trwoga dokoła, pragnących przy okazji ugrać coś dla siebie...
Mojżesz, Estera, Daniel, Jezus na Krzyżu... Co ich łączy?
Na początek proponuję uszykować trzy, może więcej, czyste kartki papieru. Każdą podzielić na pół. U góry napisać imię.
Kogo słuchać? Serca? Tego kłębowiska lęków, niepokoju, obaw, czarnych myśli, przechowalni wszystkiego, co chcę ukryć przed światem?
Zbawił nas, bo wziął wszystko, co nasze, z wyjątkiem grzechu. Nie byłoby zadośćuczynienia, gdyby nie był jednym z nas.
Jeśli u początków przygody wiary jest zachwyt to przede wszystkim zachwyt bycia wybranym „przed założeniem świata”.
Nie tylko choroby fizyczne potrzebują uzdrowienia. Także relacje z bliźnimi. Przyjaźń, koleżeństwo, a przede wszystkim w rodzinie.
Zły duch, by zniszczyć w człowieku dzieło Boże, nie zawsze kusi. Czasem grzechem nazywa coś, co nim nie jest.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...
Rozumem nie potrafimy ogarnąć istoty Boga. Wiemy za to, rozumiemy, kim jest dla nas, jaki jest dla nas.
Garść uwag do czytań na święto Matki Kościoła z cyklu „Biblijne konteksty”.
Komentarze biblijne do czytań liturgicznych.