Słowo Boże skierowane do autorów biblijnych zostało utwierdzone na piśmie nie po to, aby stać się kodeksem Słowa Bożego dla wierzących, ale dlatego, żeby Pismo Święte mogło ciągle stawać się Słowem.
Inną racją doniosłości lectio divina jest przygotowanie liturgii. Jeśli Słowo przyjmuje się bez przygotowania, bez wiary, bez miłości, bez poznania, to nie może Ono już ożywiać, pozostaje dla nas martwym słowem. Jeśli interpretacja i słuchanie Słowa mają być doksologią (uwielbieniem), to ma to się dokonywać w komentowaniu Słowa przez Słowo. Dlatego trzeba Je dobrze i dogłębnie poznać, a to jest możliwe tylko w pełnym miłości przylgnięciu do Słowa. Fragmenty wybrane przez Kościół do lekcjonarza są minimum, pozwalającym na życie wiarą, ale trzeba poznać całe Słowo, aby pojąć Jego głębię. Słuchając Słowa wierzący powinien odczuwać jego moc, przypominając sobie wszystkie teksty i całą teologię zawartą w perykopie liturgicznej. A zatem człowiek wierzący ma stać się jakby streszczeniem Słowa.
Nie jest to tylko kwestia poszerzenia i pogłębienia znajomości Pisma Świętego. Jest to również kwestia personalizacji (czyli osobistego podejścia do Słowa). W liturgii Bóg mówi do ludu, ale jest to dopiero początek i przyczyna tego, co powinno stać się osobistym spotkaniem z Bogiem. W tekście Bóg wzywa Abrahama czy Mojżesza, ale to powołanie powinno stać się głosem, które powtarza moje imię. Bóg zmienia imię człowieka, ale tę zmianę, którą sugeruje mi tekst, powinienem odczuwać w sobie samym. To, co jest dialogiem z całym ludem w liturgii, powinno stać się moim osobistym dialogiem w lectio divina.
Można by powiedzieć w pewnym uproszczeniu, że w liturgicznym środowisku Słowa weryfikuje się jego teologiczny i katechetyczny sposób głoszenia, natomiast w lectio divina staje się on osobisty i duchowy. Z jaką mocą Orygenes potrafił dokonywać tej personalizacji! Z jaką śmiałością nazywał samego siebie Kościołem, oblubienicą, mówił o sobie: „Ja-Kościół”, jak później będzie to czynił św. Bernard, obwieszczając: „Każdy z nas jest Kościołem!”. Jeden z kanonów Soboru in Trullo nakazuje kapłanom nie tylko głoszenie Słowa w liturgii, ale przyzwyczajenie i wychowywanie wiernych do zażyłości z Pismem Świętym, ponieważ „aby stać się chrześcijanami, dorośli powinni wykorzystywać te środki, jakich dostarcza Biblia”.
Lectio divina nie jest więc jakąś szczególną praktyką życia mniszego, ale własnością całego Kościoła, koniecznym warunkiem owocowania Słowa w nas. I nie łudźmy się: kto żyje tylko Słowem Bożym obwieszczanym w liturgii, jest tą glebą z przypowieści, która przyjmuje ziarno, ale nie pozwala mu na owocowanie. Na tej glebie, na suchej ziemi, ptaki wydziobią ziarno, zagłuszą je ciernie, gorąco sprawi, że kiełek uschnie. Św. Jan Chryzostom podkreśla to z wielką mocą i napomina wiernych w tych słowach: «Niektórzy z was mówią: „Nie jestem mnichem”... Ale mylicie się, kiedy sądzicie, że Pismo Święte dotyczy tylko mnichów. Ono jest jeszcze bardziej potrzebne wam wiernym, którzy żyjecie w świecie. Kto nie czyta Pisma i jest przekonany, że ta lektura jest bezużyteczna, popełnia ciężki grzech». Kto żyje bez lectio – mówi dalej wielki Ojciec Kościoła – sprawuje «praktykę szatańską». Usłyszane Słowo powinno nieustannie przemawiać i dlatego należy je zachowywać i ożywiać w sercu. Jak można rozwijać życie duchowe bez oddychania Słowem dniem i nocą?
Jan Chryzostom, który był pasterzem odpowiedzialnym za powierzony mu Kościół i który zawsze walczył przeciwko pokusie wymagania jedynie od mnichów radykalizmu ewangelicznego, często napomina wszystkich wiernych, żeby w lectio divina przedłużali liturgię słowa: „Kiedy wracacie do domu powinniście brać Pismo i wraz z żoną, z dziećmi odczytywać i wspólnie powtarzać usłyszane w kościele Słowo”. I dodaje: „Wracajcie do domu i przygotujcie dwa stoły, na jednym niech będzie pokarm, na drugim Pismo Święte; mąż niech powtórzy to, co było czytane w kościele... Uczyni z waszego domu kościół”.
Niebezpieczeństwem, które ciągle na nas czyha, jest powierzchowne czytanie Pisma Świętego. Usłyszane Słowo jest jakby ziarnem zasianym przez siewcę: po wysłuchaniu go należy walczyć z demonem, który może przyjść, aby ukraść nam Słowo, albo zasiać chwast. Jest to walka przeciw powierzchowności słuchania Słowa Bożego (ziarno na drodze), walka przeciw trudnościom w jego zachowaniu (ziarno na skale), walka przeciwko obawom, uniemożliwiającym Jego wzrost (ziarno w cierniach) (por. Mt 13,18nn i 13,24nn.).
Aby móc powiedzieć: „Ja jestem Kościołem”, czyli mieć ducha eklezjalnego, należy czytać; dopiero to czyni nas według wyrażenia Klemensa Aleksandryjskiego „ludźmi pouczonymi przez Boga” («theodidaktos»).
Przede wszystkim zaś trzeba sobie uświadamiać, że modlitwa lectio divina jest osobista, ale nie indywidualna, ponieważ «lectio» jest «divina» tylko wtedy, jeśli jest lekturą czynioną wraz z Drugim, lekturą dialogiczną, lekturą dokonywaną we dwóch.
Jeśli jest prawdą, że Pismo jest orędziem Boga do człowieka, to również jest prawdą, że albo jest Ono rozmową z Bogiem, albo pozostaje bezowocne. Kiedy czytam Pismo, Bóg jest «Nim», ale jeśli czytam to Pismo w wierze i przemodlę Je, to Bóg staje się «Ty», czyli Kimś kto staje naprzeciwko mnie, kto do mnie mówi, kto mi odpowiada. Jest to również ostateczny rezultat lectio divina. To, co głosi się o Bogu, staje się orędziem dla mnie samego a ja, modląc się, mówię do Niego słowami tego orędzia. Kiedy słuchamy Słowa, słuchamy Boga, kiedy modlimy się, rozmawiamy z Nim.
***
Enzo Bianchi, Przemodlić słowo, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC