Radujcie się, zbawienie jest blisko

Andrzej Macura

publikacja 10.12.2014 22:20

Garść uwag do czytań na trzecią niedzielę Adwentu roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Radujcie się, zbawienie jest blisko Henryk Przondziono /Foto Gość Królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym

O czym są czytania tej niedzieli? Zaskakujące, ale chyba nie chodzi w nich o przekazanie jakiejś prawdy czy umoralnienie. Raczej o przekazanie pewnego nastroju. Nastroju radosnego oczekiwania na przyjście Pana. Ciągle owego przyjścia na końcu czasów. To ważne. Jeśli myśl o końcu świata nie gości w naszych sercach choć raz na trzy dni, w naszych sercach nie owocuje pokojem, a na twarzy choćby tylko delikatnym uśmiechem albo choćby rozluźnieniem jej skurczów, to... To chyba coś z naszym chrześcijaństwem jest nie tak.

1. Kontekst pierwszego czytania Iz 61, 1-2a. 10-11

Czytany tej niedzieli fragment Księgi Izajasza pochodzi z ostatniej, trzeciej jej części. Jest ona przypisywana tzw. TritoIzajaszowi – wywodzącemu się kręgów uczniów Izajasza anonimowemu autorowi, działającmu w Judzie już po powrocie wygnańców z niewoli babilońskiej. Wskazuje na to treść wypowiedzi proroka.

Niewola była karą, jaką Bóg wymierzył Narodowi Wybranemu za niewierność zawartemu niegdyś na Synaju przymierzu. Bóg miał po prostu dość wybaczania (tak dosłownie jest u Jeremiasza). Gdy jednak czas kary się skończył. Bóg, kierując sercem perskiego króla Cyrusa spowodował, że wygnańcy mogli powrócić do swojej ojczyzny.

Tyle że nie mieli do czego wracać. Od zburzenia Jerozolimy minęło już prawie 50 lat. Pokolenie pamiętające tamte czasy już przemijało. Nie było ich domów lub już dawno zajął je kto inny. Nie było też świątyni. Na wygnaniu już się jakoś urządzili. Oni, ich dzieci i ich wnuki. Niejeden doszedł do zaszczytów i bogactwa. A tam, w Judzie, w Jerozolimie?

(Trito)Izajaszowa Księga Triumfu jest więc jednocześnie pocieszeniem. Jest powiedzeniem powracającym z wygnania: nie bójcie się, dacie sobie radę, Bóg wam pomoże. W tym też kontekście trzeba czytać pierwsze czytanie tej niedzieli. Przytoczmy je wraz z całym rozdziałem 61, zatytułowanym w Biblii Tysiąclecia „Posłannictwo proroka”. Czyli proroka wobec tych, którzy odzyskawszy wolność i swoje dziedzictwo nie są pewni, czy to ma sens. Tekst czytania jak zwykle, pogrubiona czcionką.

Duch Pana Boga nade mną,
bo Pan mnie namaścił.
Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim,
by opatrywać rany serc złamanych,
by zapowiadać wyzwolenie jeńcom
i więźniom swobodę;
aby obwieszczać rok łaski Pańskiej,
i dzień pomsty naszego Boga;

aby pocieszać wszystkich zasmuconych,
<by rozweselić płaczących na Syjonie>,
aby im wieniec dać zamiast popiołu,
olejek radości zamiast szaty smutku,
pieśń chwały zamiast zgnębienia na duchu.

Nazwą ich terebintami sprawiedliwości,
szczepieniem Pana dla Jego rozsławienia.
Zabudują prastare rumowiska,
podniosą z gruzów dawne budowle,
odnowią miasta zburzone,
świecące pustkami od wielu pokoleń.
Staną obcokrajowcy, by paść waszą trzodę,
cudzoziemcy będą u was orać i uprawiać winnice.
Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana,
mienić was będą sługami Boga naszego.
Zużyjecie bogactwo narodów,
dobrobyt ich sobie przywłaszczycie.

Ponieważ hańba ich była zdwojona,
poniżenie i zniewagi były ich udziałem,
przeto w swej ziemi odziedziczą wszystko w dwójnasób
i zażywać będą wiecznego szczęścia.
Albowiem Ja, Pan, miłuję praworządność,
nienawidzę grabieży i bezprawia,
oddam im nagrodę z całą wiernością
i zawrę z nimi wieczyste przymierze.
Plemię ich będzie znane wśród narodów
i między ludami - ich potomstwo.
Wszyscy, co ich zobaczą, uznają,
że oni są błogosławionym szczepem Pana.

«Ogromnie się weselę w Panu,
dusza moja raduje się w Bogu moim,
bo mnie przyodział w szaty zbawienia,
okrył mnie płaszczem sprawiedliwości,
jak oblubieńca, który wkłada zawój,
jak oblubienicę strojną w swe klejnoty.
Zaiste, jak ziemia wydaje swe plony,
jak ogród rozplenia swe zasiewy,
tak Pan Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość
i chwała wobec wszystkich narodów».

Prawda że jak się przeczyta całość i to jeszcze znając kontekst wypowiedzi proroka, wszystko jest jasne? Także ta radość proroka, o której słyszymy w pierwszym czytaniu nabiera sensu. Nie bierze się z niczego. To wszystko wynik tego, że prorok ma do przekazania same dobre wieści. Dobrą nowinę dla ubogich, wyzwolenie jeńcom i więźniom. Nie musi, jak niegdyś Jeremiasz, ranić. Raczej ma opatrywać rany. Bo przecież Bóg przychodzi ze swoją sprawiedliwą odpłata za doznane krzywdy. Nadchodzi wielkie święto, jak znane z prawa Izraela rok szabatowy, w którym nie  obsiewano pól, nie zbierano, wyzwalano jeńców, darowywano długi. Czy można się dziwić, ze w takiej sytuacji prorok czuje się jak narzeczeni w dniu swojego ślubu?

Chrześcijanin może się czuć podobnie. Ta ziemia jest pełnym gruzów rumowiskiem. Jest na tej ziemi wyzyskiwanym przez innych wygnańcem. Ale niebawem, już lada dzień, opływać będzie we wszelkie dobra....

A następujący po czytaniu śpiew nie jest tym razem starotestamentalnym psalmem. To Pieśń Maryi, Wielbi dusza moja Pana  (Magnificat). Za co? Skąd w Maryi ta radość? Wielkie rzeczy uczynił jej Wszechmocny. Jej, całemu Izraelowi i całemu światu. Naprawdę jest z czego się cieszyć.

2. Kontekst drugiego czytania 1 Tes 5,16-24

Pierwszy list świętego Pawła do Tesaloniczan to pierwsze pismo Nowego Testamentu. Powstało już około 50 roku po narodzeniu Chrystusa. Zawiera przede wszystkim pouczenie o mającym nadejść końcu świata i o porządku, jaki do tego czasu należy w gminie zachować. Widać wiara w bliski koniec była wtedy tak silna, że niektórym już się wiele rzeczy nie opłacało....

Czytany tej niedzieli fragment to pouczenie dotyczące tego, jak powinni żyć chrześcijanie oczekując rychłego końca.

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła.

Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który was wzywa: On też tego dokona.


Wszystko jasne. Warto jednak zauważyć nie tylko słowa, ale też ducha tej wypowiedzi. Przeniknięta jest tymczasowością. Tak, niedługo już nastąpi koniec i życzę wam, żeby Bóg pomógł wam być w tym dniu bez zarzutu. Ale póki co pamiętajcie o tym, o tym  i jeszcze o tym. O modlitwie, dziękowaniu za to co jest, o tym by nie gasić Ducha i nie lekceważyć proroctw... Czyli póki Pan nie przyjdzie trwajcie jakoś w tym prowizorium, ale spokojnie, już niebawem...

Już zostaliśmy zbawieni. Stanie się to jasne w dniu paruzji albo wcześniej, w dniu naszej śmierci. Teraz jest okres przejściowy. Pełna tymczasowość. Nie ma sensu budować na tej ziemi jakichś spraw czy struktur, które miałyby trwać nie wiadomo jak długo. Gdyby chrześcijanie tak żyli...

To w sumie ważne. Czy my, chrześcijanie, żyjemy jak przechodnie oczekujący rychłego nowego porządku czy jak ktoś, kto chce założyć monumentalną cywilizację, która miałaby przetrwać wieki...

3. Kontekst Ewangelii J 1,6-8.19-28

Wszyscy Ewangeliści umieszczają gdzieś na początku swoich dzieł postać Jana Chrzciciela. Ukazują go jako poprzednika Jezusa, którego zadaniem było przygotować dla Niego drogę. To chyba próba odpowiedzi na nurtujący w tych czasach chrześcijan problem relacji między tymi postaciami. Wiemy, choćby z Dziejów Apostolskich, że wspólnoty uczniów Jana istniały jeszcze długo po jego śmierci. Mogło więc chodzić  o przyciągnięcie tych ludzi do Jezusa, pokazanie, że powinni zrobić krok dalej i pójść za tym, którego wskazywał ich Mistrz.

Ewangelię Jana rozpoczyna słynny Hymn o Logosie (Na początku było Słowo). Jest w nim też krótki passus o Janie Chrzcicielu. Po hymnie Ewangelista znów wraca do Jana Chrzciciela.  Oba te fragmenty (drugi nie w całości) wybrano jako Ewangelię III niedzieli Adwentu.

Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.

Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”. Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?”. Odparł: „Nie!”. Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”.

Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”. Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.

 

4. Warto zauważyć

  • To oczywiste, ale dla porządku trzeba napisać: misja Jana polegała na przygotowaniu drogi Jezusowi, wskazaniu na Niego.
     
  • Nie jestem Mesjaszem, Eliaszem, prorokiem....

    Mesjasz, Pomazaniec, (po grecku Christos), czyli jakiś namaszczony przez Boga Wybraniec w oczekiwaniach Izraela miał być królem, który przywróci Izraelowi jego dawną świetność. Zgodnie z obietnicą daną najlepszemu izraelskiemu królowi, Dawidowi: „Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja utwierdzę tron jego królestwa na wieki” (2 Sm 7, 12-13).

    Obietnica ta nie jest jednoznaczna. Nie ma w niej mowy o odnowieniu ziemskiego królestwa Izraela. Tyle że tak ją rozumiano, bo raczej nikt się nie spodziewał, by to królestwo mogło być królestwem niebieskim.... Jezus, zasiadając po swoim zmartwychwstaniu „po prawicy Ojca”, czyli zostając królem w niebie, całkowicie przekracza te ziemskie oczekiwania. Ale – wracając do tekstu Ewangelii tej niedzieli – Jan za Mesjasza się nie uważa.

    Nie uważa się też za Eliasza. No nie, bo był Janem. Eliasz żył znacznie wcześniej,  w czasach podzielonego królestwa (Izrael, Juda). O co więc chodzi? Żydzi oczekiwali że prorok ten, który wedle Biblii nie zaznał śmierci, lecz został wzięty na ognistym rydwanie to nieba, powróci znów na ziemie przed przyjściem Mesjasza. Zgodnie z proroctwem Malachiasza (3, 23-24): „Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi [izraelskiej] przekleństwem”. Jan mówi więc, że nie jest tym zapowiadanym przez Malachiasz Eliaszem. Najdziwniejsze będzie jednak to, co powie później Jezus:  „Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli” (Mt 17, 12). Uczniowie zrozumieli, że mówił tak o Janie (w. 13). Jan nie był więc Eliaszem czy nim był?

    To zaprzeczenie Jana nie jest kłamstwem, a pokorą. Oczywiście Jan jako osoba to ktoś zupełnie inny niż Eliasz. W tym sensie Jan mówi prawdę. Nie chce też jednak uchodzić za owego (symbolicznego) Eliasza który miał przygotować drogę Mesjaszowi. Nie chce, bo jest pokorny. Nie chce być uważany za kogoś ważnego. Woli mówić o sobie, że jest (ledwie) głosem... (o tym szerzej za chwilę).

    Z tego samego powodu Jan też nie uważa się też za proroka. Jezus znów powie o nim: „Po coście więc wyszli (na pustynię)? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka” (Mt 11,9). Ale choć był nawet więcej niż prorokiem, Jan nie chciał być uważany za proroka. Wolał, by patrzono na niego nie przez pryzmat tytułów, ale funkcję która pełnił, funkcję bycia głosem. zapowiadający i przygotowującym przyjście Boga.
     
  • Jan więc uważa się za głos wołającego na pustyni... To oczywiście nawiązanie to proroctwa Izajasza. Czytanego zresztą niedzielę wcześniej  (wyjaśnienie tekstu znajdziesz TUTAJ). Jan nie chcąc więc, by teraz Żydzi skoncentrowali się na nim. I mówi jednoznacznie: nadchodzi właśnie czas pociechy Izraela. Po czasie kary i smutku nadchodzi dla narodu czas wybawienia.

W tekście uderza więc pokora Jana. Wzmocniona jeszcze stwierdzeniem, że nie jest godzien temu, który po nim idzie rozwiązać rzemyka u sandałów. Wymowa całego tekstu Ewangelii tej niedzieli, wzmocniona kontekstem pierwszego i drugiego czytania, jest jednak ciut inna. Chodzi o wprowadzenie w klimat radości. Radości, że oto już nadchodzi Mesjasz. Że nadchodzi czas wybawienia.

5. W praktyce

  • Czytania tej niedzieli wzywają nas do radości. Nie tyle z powodu nadchodzących świąt, ale zbliżającego się czasu powrotu Chrystusa w chwale. Nie ma co płakać – jak powracający do Jerozolimy – że coś na tym świecie jest nie tak. Nie ma też co zbytnio starać się o jakieś trwałe struktury tego naszego przebywania na ziemi. Jesteśmy pielgrzymami. Bóg już nadchodzi. Naszym zadaniem jest być, jak Jan, głosem mającym Mu przygotować drogę. 

    Nie chodzi radość sztuczną, udawaną, wymuszoną owym wyzwaniem do radości. Ona musi się zrodzić z przeżycia, uświadomienia sobie bliskości
    Pana, który już nadchodzi, a gdy przyjdzie zaprowadzi w tym naszym bajzlowatym świecie porządek. Taka radość nie zrodzi się w sercu człowieka, któremu to oczekiwanie jest obojętne albo temu, który wręcz się nadejścia Pana boi. Do tego trzeba chyba jeszcze też mieć w miarę czyste sumienie i wiedzieć, że ten, który przyjdzie naprawdę jest naszym przyjacielem i żadnej krzywdy nie chce nam zrobić...
     
  • Być tylko ( i aż) głosem znaczy podchodzić do sprawy, jak Jan Chrzciciel, z pokorą. Pierwszy jest Jezus, my powinniśmy usuwać się w cień. Czyli bez gwiazdorstwa, skupiania ludzi wokół siebie...

    Niestety, czasem bywa inaczej. Lider tak mocno wysuwa siebie na pierwszy plan, że osobiste zbliżenie się ludzi z jego otoczenia do Boga, bez tego „pośrednictwa” w praktyce nie występuje. To oczywiście wina lidera (zwykłego wikarego  wziętego rekolekcjonisty, świeckiego animatora, bez znaczenia). Bardzo często też jednak wina jego otoczenia, które przyjmuje postawę owych niewiast, o których wspomniał kiedyś św. Paweł: ciągle się uczą a nie mogą się nauczyć. Bo uczniowi wygodnie w tej roli i nie ma zamiaru się usamodzielnić. Lider musi być przezroczysty, musi jak najszybciej usuwać się w cień.  Jego otoczenie też jednak musi pamiętać, że trzeba szybko uczyć się samodzielności. Bo lider jest przecież tylko bratem/siostrą razem z nami zmierzającym do jedynego Ojca i Mistrza...