Jan z charakterem. I ludzie bez charakteru

Andrzej Macura

publikacja 26.08.2020 11:45

Garść uwag do czytań na Wspomnienie Męczeństwa Jana Chrzciciela z cyklu „Biblijne konteksty”.

Obraz Caravaggia: Salome z głową Jana Chrzciciela Wikimedia /PD Obraz Caravaggia: Salome z głową Jana Chrzciciela
Gdy zamiast nawrócenia do grzechu dokłada się grzech, nawet najpodlejsze zbrodnia nie budzą niepokoju sumienia

To tylko wspomnienie. Ale skoro uroczyście obchodzimy dzień narodzin poprzednika Mesjasza, to czemu nie wspomnieć też wyraźniej dnia jego  śmieci? To przecież dzień jego narodzin dla nieba. A czytania tego dnia – choć tylko dwa  – są piękne.

1. Kontekst pierwszego czytania Jr 1,17-19

Wstęp, scena powołania proroka, wizja gałązki drzewa migdałowego, po niej wizja wrzącego kotła. To treści poprzedzając w księdze Jeremiasza to, co słyszymy w pierwszym czytaniu wspomnienia męczeństwa św. Jana Chrzciciela. Bóg wyznacza Jeremiaszowi trudne zadanie: ma zapowiedzieć Ludowi Wybranemu nieuchronną karę. Wkłada w jego usta swoje słowa, a on, nie wymawiając się ani młodym wiekiem, ani niczym innym, ma to zadanie przyjąć. Bóg zaś czuwa, by Jego zapowiedzi się spełniły. Od północy już nadchodzi zagłada.... A prorok?

Pan skierował do mnie następujące słowa: „Przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą, mówi Pan, by cię ochraniać”.

I chyba już wiadomo, dlaczego fragment z księgi tego akurat proroka czytany jest we wspomnienie męczeństwa Jana Chrzciciela. Oni są do siebie podobni. Podobnie twardzi... I chyba wszystko w tym czytaniu też jasne. No, może z wyjątkiem tego przepasania bioder. To znak gotowości. Dawniej przepasywano sobie biodra, gdy człowiek zabierał się do pracy, a strój był niezbyt odpowiedni albo kiedy ruszał w drogę, żeby mu szata pod nogami się nie plątała. Albo – jak wyjaśniają inni – gdy szykował się do bitwy....

Warto chyba jednak zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze trzeba zauważyć, że zgodnie z zapowiedzią prorok z powodu wierności swojemu posłannictwu narazi się wszystkim. Wszystkich będzie miał przeciw sobie. Nie zdołają go jednak pokonać, gdyż po jego stronie będzie Bóg. Ale to łatwe nie będzie; będzie wymagało ciągłej gotowości, by walczyć...Z Janem było chyba inaczej. Lud go kochał, szanowali przywódcy. Zginał, bo... O tym przy Ewangelii :) Rodzi się jednak pytanie: czy tak jest z każdym prorokiem? Czy tak jest też z prorokami naszych czasów? Albo i szerzej – z nami, chrześcijanami? Czy wszystkich musimy mieć przeciwko sobie?

Trzeba z tym uważać. Niechęć otoczenia niekoniecznie świadczy o tym, że jest się Bożym człowiekiem. Czasami, i chyba nawet dość często, powodem ludzkiej niechęci do tego czy owego jest to, że ktoś wcale nie jest jego wiara, ale upierdliwość, która każe delikwentowi ciągle na wszystko narzekać, wytykać ludziom błędy, a nawet urządzać aroganckie połajanki. To skrajnie odległe od bycia Bożym człowiekiem. I – dodajmy – skrajnie dalekie od postawy ewangelizatora. Jeśli więc spotyka mnie niechęć otoczenia muszę uczciwie zapytać, czy naprawdę z tego powodu, że staram się być wierny Bogu, czy dlatego, że nawet aniołom trudno by było ze mną wytrzymać.

Bywa jednak i tak, że i w kręgach ludzi wierzących wiara konsekwentna kosztuje. Bo to, czego chce Bóg, niekoniecznie przystaje do oczekiwań tych, którzy uważają się za Jego wyznawców. A miłość bliźniego, o której wiele mówią, to tylko slogan. Jeśli czymś chętnie z innymi się dzielą, to tylko swoimi obowiązkami.

Jak się nie pogubić? Najważniejsze to zawsze trzymać się tego, czego chce Bóg, a co jasno wyraził w przykazaniach i innych wskazaniach swojego Syna.

Po drugie, to zdanie – „Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi” – dziwne, prawda? Jakby się ktoś pomylił w tłumaczeniu. Ale raczej nie. Chodzi tu chyba o konieczność pokonywania swoich lęków. To wskazanie: jak nie zechcesz działać na przekór swoim obawom i lękom, to ja ci odwagi nie dodam i będziesz się bał coraz bardziej. Bądź mężny, wtedy będę ci wspierał i strach zniknie.

Czy w życiu człowieka czasem tak nie bywa? Najgorsze jest czekanie i wyobrażanie sobie, co może się stać. Kiedy wbrew lękom człowiek zaczyna działać, strach ustępuje. Na drodze wierności Bogu, Jego przykazaniom, jest podobnie.

A następujący po czytaniu Psalm to prośba, w której padają między innymi słowa:

Bądź dla mnie skałą schronienia
i zamkiem warownym, aby mnie ocalić,
bo Ty jesteś moją opoką i twierdzą.
Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca.

2. Kontekst Ewangelii Mk 6,17-29

Opowieść o śmierci Jana Chrzciciela jest w Ewangelii Marka wyraźna wstawką. Nie, nie dopiskiem do już napisanej Ewangelii, ale po prostu dygresją. Jezus rozsyła Dwunastu. Oni wzywają do nawrócenia, wypędzają złe duchy i uzdrawiają namaszczając chorych olejem. To wszystko wywołuje wielkie poruszenie. Ludzie zastanawiają się kim Jezus jest. Zastanawia się też Herod. I widzi w Jezusie zmartwychwstałego Jana Chrzciciela, którego wcześniej sam kazał zabić. Ten właśnie sąd Heroda sta się dla Marka okazją, by przerwać narrację dotyczącą działalności Apostołów i przypomnieć, jak to ze śmiercią Jana było. Kontekst nie odgrywa więc w interpretacji tej opowieści żadnej istotnej roli.

Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”. A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał.

Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: „Proś mnie, o co chcesz, a dam ci”. Nawet jej przysiągł: „Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa”. Ona wyszła i zapytała swą matkę: „O co mam prosić?” Ta odpowiedziała: „O głowę Jana Chrzciciela”. Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: „Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela”. A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę jego. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce.

Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.

3. Warto zauważyć

Może parę myśli. Najpierw wyjaśnienie.

  • Nie wolno ci mieć żony twego brata...  Herod (Herod Antypas) był jednym z synów Heroda Wielkiego. Rozwodnikiem. Herodiada – była z kolei wnuczką trgoż Heroda Wielkiego. Herod Antypas i Herodiada byli więc bliskimi krewnymi – on był jej stryjem. Ale nie w tym rzecz, takie związki były wówczas tolerowane. Herodiada była jednak wcześniej była żoną Heroda III, innego syna Heroda Wielkiego, choć z innej matki (na kartach Nowego Testamentu wspomniany jedynie jako brat Heroda Anypasa).  Problemem było nie to, że byli krewnymi, ale że Herodiada porzuciła jednego z braci, a związała się z drugim. Budziło to wśród Żydów zgorszenie. I to wypominał Herodowi Antypasowi Jan Chrzciciel.

Teraz par refleksji na ludzkim charakterem. Może nieco ahistorycznych, bo trudno bez głębokiej znajomości spraw wczuć się w sytuację ludzi z królewskiego dworu w tamtej epoce, ale...

  • Dziwny miał Herod charakter. Trudno taką postać zrozumieć, tak wiele w niej sprzeczności. Uważał, że Jan jest człowiekiem prawym i święty, brał go w obronę przed gniewem Herodiady, ale go uwięził. Po co? Żeby pokazać Herodiadzie, że coś jednak zrobił? Przecież wiadomo było, że w więzieniu Jan nie jest zbyt bezpieczny. W takiej sprawie nie umiał przeciwstawić się żonie?

    Musiał też być strasznie próżny i przekonany o swojej potędze, skoro złożył córce Herodiady (z pierwszego związku) tak niesłychaną obietnicę. Warto pamiętać, że był władcą z nadania Rzymu i tak naprawdę jego pozycja zależała od kaprysów cezara Tyberiusza. Naprawdę nie wiedział, jak niewiele znaczy i że niespecjalnie mógł tak po prostu dać komuś pół królestwa? Straszny bufon. Nic dziwnego, że Jezus odesłany doń przez Piłata, nie chciał w nim rozmawiać.

    Na jego szczęście (a może patrząc z perspektywy Bożej nieszczęście?) córka Herodiady poprosiła „tylko” o głowę Jana Chrzciciela. I tu znów coś zastanawiającego: ze względu na otoczenie Herod spełnił jej prośbę. Pycha, wymieszana z dumą nie pozwoliła mu wycofać się z głupio danego słowa nawet wtedy, gdy trzeba było popełnić zbrodnię. Straszna mentalność....
     
  • Zawziętość Herodiady zastanawia. Bała się, że Herod Antypas go posłucha i ją odprawi? Ale przecież miała na niego spory wpływ. A może to była zwyczajna zawziętość, która nie cofała się nawet przed zbrodnią? Trudno dziś orzec. Jeśli był to strach o swoją przyszłość – można tę jej chęć zabicia Jana jakoś rozumieć. Nie akceptować, ale rozumieć. Ale jeśli była to zwykła zawziętość, to trudno pomieścić ją w głowie. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby aż tak nienawidzić! A może w tamtych czasach taki despotyzm był normą i nie było w tym nic nadzwyczajnego? Może. Ale w takim razie straszne to były czasy.  Chyba gorsze od naszych. Choć i dziś podobne postawy się zdarzają...
     
  • Córka Herodiady. Miała na imię Salome. Znana jako Salome III. Gdy tańczyła przed Herodem miała co najmniej 15 lat, może parę więcej. W tym wieku nie jest nie już bezrozumnym berbeciem, który nie wie co robi, prawda? Jak mogła posłuchać rady matki i zażądać czegoś tak strasznego? Też się bała, że jeśli ojczym oddali matkę straci pozycję? Nie do pojęcia co z ta młoda kobieta zrobiło przebywanie na dworze Heroda...
     
  • Jan Chrzciciel... Nie czas i miejsce rysować tu sylwetkę Jana Chrzciciela (warto zajrzeć https://biblia.wiara.pl/doc/5192803.Siedzac-przy-Janie). Ale zwróćmy uwagę, że jest taki, jak to w pierwszym czytaniu słyszeliśmy o Jeremiaszu. Twierdza warowna, kolumna ze stali i mur spiżowy przeciwko wszystkim, którzy nie chcą podporządkować się Panu, Bogu. Ale jednak, w przeciwieństwie do Jeremiasza, jego wrogowie zdołali go pokonać. Herodiadzie się udało. A może... Może  jednak nie? Przecież patrząc z perspektywy Bożej Herodiada przegrała, a to Jan wygrał, uzyskując w niebie niewiędnący wieniec chwały. O pochwale Jezusa, że jest największym z narodzonych z niewiast już nie mówiąc....

Spróbujmy podsumować. To scena pokazująca, do czego prowadzi trwanie w grzechu. Do nieprawości dokłada się kolejną nieprawość, a do niej następne. Aż człowiek nie cofa się przed najpodlejszą zbrodnią.  Tak grzech niszczy człowieka.... I to też scena pokazująca, że trzeba jak Jan zawsze być wiernym temu, w co się wierzy. Nawet jeśli przychodzi za to płacić wielką czy nawet największą cenę. Z perspektywy Bożej to się po prostu opłaci.

4. W praktyce

  • Przypomnijmy to, o czym pisałem przy pierwszym czytaniu: może się zdarzyć, że z powodu wierności Bogu człowiek narobi sobie wielu wrogów. Nie jest jednak tak, że kto ma wielu wrogów, ten jest Bożym człowiekiem. Bo można być po prostu zgryźliwym, złośliwym marudą, któremu nic nigdy się nie podoba i który zawsze będzie z byle powodu narzekał, ganił i łajał zatruwając innym życie.
     
  • Gdy człowiek trwa w grzechach, gdy nie próbuje się zmienić na lepsze, stacza się coraz głębiej. I przestaje zauważać podłość nawet w tym, co ludziom prawym nie mieści się w głowie. To konstatacja bardzo na czasie. W dzisiejszych dyskusjach na temat moralności nie tylko argumenty są ważne. Trzeba pamiętać, że zło deprawuje nie tylko sumienie, ale i ludzki umysł. I to, co oczywiste dla człowieka prawego jest zupełnie nieoczywiste dla człowieka zdemoralizowanego.
     
  • Z relacji ewangelicznych wynika, że Jan był człowiekiem twardym. Najpierw wobec siebie, potem wobec bliźnich. My, jeśli też chcemy być twardzi, powinniśmy brać z niego przykład: być twardzi najpierw dla siebie, potem dla innych. Inaczej będziemy jak faryzeusze, wiążący ludziom na plecy ciężary nie do uniesienia, a sami nie dotykający ich nawet palcem.