Miłość nieogarniona

Andrzej Macura

publikacja 06.06.2021 21:45

Garść uwag do czytań uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa, roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Serce Jezusa włócznią przebite Henryk Przondziono /Foto Gość Serce Jezusa włócznią przebite

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, okazja do rozważań nad Bożą miłością.  Ważne w kontekście konieczności poznania Tego, któremu i w którego się  wierzy. Bo to nie tak, że możemy wziąć swoje wyobrażenia o miłości i dodając do tego stwierdzenie św. Jana, że Bóg jest miłością uznać, że jest On taki, jak nasze o niej (miłości) wyobrażenia. Bóg jest jaki jest. I wierzący w Niego powinien się starać poznać Go takim, jaki jest, a nie próbować wtłaczać Go w ramy swoich wyobrażeń. Nie możemy tworzyć sobie Boga na swój obraz i swoje podobieństwo. To byłby raczej jakiś bożek, nie Bóg prawdziwy. Dlatego zawsze warto pytać, jak przedstawia On siebie samego. Na kartach Jego objawienia, na kartach Pisma Świętego. W uroczystość Serca Jezusowego – jest okazja by zapytać, jaki obraz Boga wyłania się z wybranych na ten dzień czytań.

1. Kontekst pierwszego czytania Oz 11, 1. 3-4. 8c-9

Pierwsze czytanie tej uroczystości pochodzi z Księgi proroka Ozeasza. Prorok ten żył i działał u schyłku istnienia północnego państwa dawnego niepodzielonego Izraela, nazywanego właśnie Izraelem albo Efraimem. Hm... Dla jasności przypomnijmy: po wyjściu z Egiptu i zdobyciu Kanaanu Naród Wybrany długo nie miał jakiejś spójnej państwowości, ale był luźną federacją dwunastu pokoleń (szczepów), które wywodziły swój ród od Abrahama, Izaaka i Jakuba (nazywanego też Izraelem). Zmieniło się to gdzieś na przełomie tysiącleci. Najpierw całością kraju rządził jako król Saul, a po nim objął rządy Dawid. Dawne ciągoty do niezależności od władzy centralnej jednak w Izraelu nie wygasły. I choć syn Dawida, Salomon, rządził jeszcze całym królestwem, to już za czasów jego następcy Roboama nastąpił podział. Odtąd istniały dwa państwa potomków Abrahama: południowe ze stolicą w Jerozolimie, od najsilniejszego w tym rejonie pokolenia (plemienia) nazwane Judą, i północne, które zrzeszało większość dawnych plemion, nazywane Izraelem albo Efraimem. (W tym drugim stolica była kilkukrotnie przenoszona, ale dość długo była nią najbardziej znana dziś Samaria).

Ozeasz działał u schyłku państwowości Izraela (Efraima). Wskutek intryg, w  które wdali się jego władcy, niedługo miało zostać podbite przez Asyrię. Tak to wygląda od strony czysto ludzkiej.

Od strony religijnej jednak upadek Państwa Północnego przedstawiany był jednak, między innymi przez proroka Ozeasza, jako kara za grzechy Izraela. Jakie? Długo by o nich pisać. Najkrócej chodziło o odstępstwo od wiary, o bałwochwalstwo. O ile w Państwie Południowym, Judzie, takie sytuacje, owszem  zdarzały się, ale nie były regułą, to na Północy, w Izraelu, porzucanie Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba i wprowadzanie kultów pogańskich było stałą praktyką, mocno promowaną także przez kolejnych władców tego państwa. I patrząc na sprawę od strony polityki można to nawet rozumieć: ośrodek kultu Boga Abrahama znajdował się w stolicy rywala. Niezbyt komfortowa to sytuacja w przypadku jakichkolwiek zatargów. Ale przecież nie od polityki zależeć powinno to, czy człowiek oddaje cześć Bogu czy nie.

W czytanym tego dnia fragmencie Ozeasza prorok nawiązuje właśnie do niewierności Izraela. I gdy czytać bez opuszczeń (jak strasznie nie lubię takiego szatkowania tekstu!) – zapowiada też karę. Straszną karę: podbicie przez Asyrię. To niezwykle ważne w interpretacji tego tekstu. Słowa o miłości Boga do Izraela, w których znajduje się także zapowiedź nieuchronnej kary, każą nam uzmysłowić sobie, że miłość Boga to niekoniecznie pobłażanie nieprawości i dobrotliwe głaskanie po główce. To miłość twarda i wymagająca. Miłość, która nie ucieka przed trudna prawdą o ludzkim grzechu.

Przytoczmy ten tekst w całości. Fragmenty użyte jako czytanie – pogrubioną czcionką.

Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem,
i syna swego wezwałem z Egiptu.

Im bardziej ich wzywałem,
tym dalej odchodzili ode Mnie,
a składali ofiary Baalom
i bożkom palili kadzidła.
A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima,
na swe ramiona ich brałem;
oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich.
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami,
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę -
schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.

Powrócą do Egiptu
i Aszszur będzie ich królem,
bo się nie chcieli nawrócić.
Miecz będzie szalał w ich miastach,
wyniszczy ich dzieci,
a nawet pożre ich twierdze.

Mój lud jest skłonny
odpaść ode Mnie -
wzywa imienia Baala,
lecz on im nie przyjdzie z pomocą.
Jakże cię mogę porzucić, Efraimie,
i jak opuścić ciebie, Izraelu?
Jakże cię mogę równać z Admą
i uczynić podobnym do Seboim?

Moje serce na to się wzdryga
i rozpalają się moje wnętrzności.
Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu
i Efraima już więcej nie zniszczę,
albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem;
pośrodku ciebie jestem Ja - Święty,
i nie przychodzę, żeby zatracać.

Prawda że ujmujące? Narzekają bibliści, że to jeden z najbardziej skażonych przy przepisywaniu tekstów. Momentami trudno ustalić jego pierwotne brzmienie (zwłaszcza wiersze 6 i 7). Ale tak jak znamy go dziś, to zdecydowanie jeden z najpiękniejszych tekstów biblijnych, z przepięknym obrazem Boga.

Jego wymowa jest chyba jasna i oczywista: Bóg jest tym, który od samego początku troszczył się o swój lud. Dla niego uczynił wielkie cuda w Egipcie, dla niego skłaniał siły przyrody do pomagania mu, gdy ten szedł przez pustynię, z nim na Synaju zawarł układ, przymierze: wy będziecie przestrzegać mojego prawa (zasadniczo Dekalogu), Ja będę się o was troszczył i bronił was przed wszelkimi niebezpieczeństwami niebezpieczeństwami. To był układ, coś za coś. A Izrael wiedział, z kim zawiera przymierze; wiedział już, jak mocny i jak dobry jest dla Niego ten, który ten układ proponuje. I tę miłość Boga do Izraela przedstawia Ozeasz na wzór miłości ojca do maleńkiego, nieporadnego dziecka.

Niestety, Naród Wybrany, kiedy wyrósł (ale wcześniej też), ciągle zapominał, kto jest Jego dobrodziejem. Łamał zawarte z Bogiem przymierze. Także w tym podstawowym wymiarze, jakim było skłanianie się ku obcym bogom: „Składał ofiary Baalom i bożkom palił kadzidła”. I za to w końcu musi go spotkać kara. „Powrócą do Egiptu” znaczy „znów będą niewolnikami”. Tyle że teraz nie Egipcjan, a Asyryjczyków, którzy mnóstwo z nich pozabijają, a ich warowne twierdze – rozwalą. Bóg tego nie chce, Jego serce się wzdryga przed czymś takim. Ale jakie ma wyjście? Jednak Jego gniew nie będzie wieczny. Nie chce by Izrael stał się jak miasta zniszczone razem z Sodoma i Gomorą. Nie chce zatracać. Dlatego kiedyś nad swoim narodem się zlituje....

Przepiękny i ważny obraz Boga. Bóg kocha, ale ta Jego miłość nie skłania Go do pobłażliwości wobec pleniącego się jak chwasty zła. Nie dla zemsty, ale dla dobra swojego dziecka musi dopuścić na niego nieszczęście. Kiedyś jednak znów go podźwignie, znów go podniesie, bo Jemu, świętemu, nie zależy, żeby niszczyć.

Skrajnie to dalekie od wizerunków Boga, jaki pojawiają się dość często w dzisiejszym świecie. Z jednej strony Boga, który jest tak tolerancyjny, że wręcz pobłaża złu. To znaczyłoby, ze jest niesprawiedliwy. Z drugiej strony Boga, który ciągle za każdy ludzki grzech szuka zemsty. To nie tak. Jedni i drudzy są w błędzie. Bóg kocha, ale Jego miłość jest wymagająca. Bo każda prawdziwa miłość musi być wymagająca, nie może zrezygnować z prób sprowadzenia człowieka pogrążonego w złu na ścieżkę dobra.

2. Kontekst drugiego czytania Ef 3, 8-12. 14-19

List do Efezjan, dokładniej, pierwsze jego trzy rozdziały, to rozwijana przez św. Pawła koncepcja ukazania Chrystusa jako tego, w którym cały świat (w sensie wszystkich ludzi – i żydów i pogan) zostaje na powrót pojednany z Bogiem. Na tym polega – według św. Pawła – Boży plan zbawienia. W tym właśnie kontekście padają wyjaśnienia, które słyszymy tego dnia w drugim czytaniu. Przytoczmy je, wraz z opuszczonym wersetem 13 (zaznaczony w tekście brakiem pogrubienia)

Mnie, zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych, została dana ta łaska: ogłosić poganom jako Dobrą Nowinę niezgłębione bogactwo Chrystusa i wydobyć na światło, czym jest wykonanie tajemniczego planu, ukrytego przed wiekami w Bogu, Stwórcy wszechrzeczy. Przez to teraz wieloraka w przejawach mądrość Boga poprzez Kościół stanie się jawna Zwierzchnościom i Władzom na wyżynach niebieskich - zgodnie z planem wieków, jaki powziął [Bóg] w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. W Nim mamy śmiały przystęp [do Ojca] z ufnością dzięki wierze w Niego.  Dlatego proszę, abyście się nie zniechęcali prześladowaniami, jakie znoszę dla was, bo to jest właśnie waszą chwałą.

Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość,  i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.

Zauważmy parę rzeczy i nieco ten wywód uporządkujmy

  • Bóg jest tym, „od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi”; czyli jest stworzycielem wszystkiego, nie tylko wszystkich bytów materialnych, ale i duchowych.
     
  • Tajemniczy plan, który ma ujawnić Paweł, to pragnienie Boga, by zbawić wszystkich ludzi. Sam Paweł zaś uważa się za powołanego do obwieszczenie tej wieści poganom: Bóg Żydów chce zbawić także was, pogan. Dziś na pewno ważne, by o tej uniwersalności pamiętać: nie ma takiego „gatunku” człowieka, którego Bóg nie chciałby zbawić.
     
  • Dzięki Kościołowi, dzięki św. Pawłowi, ów plan zbawienia wszystkich ludzi zostaje ogłoszony całemu światu duchowemu – Zwierzchnościom  i Władzom na wyżynach niebieskich. Czyli najpewniej po prostu aniołom. Warto też dziś o nim pamiętać. Znowu: nie ma takiego „gatunku” człowieka, którego Bóg nie chciałby zbawić.
     
  • Nie do przecenienia: dzięki Chrystusowi człowiek ma dostęp do Ojca. Czyli tego, który jest stwórcą wszystkiego. Niesamowite znajomości.
     
  • Paweł modli się o to, by chrześcijanie zdołali pojąć ten plan, pojąć Jego wspaniałość; modli się, by Chrystus przez wiarę zamieszkał w sercach chrześcijan i by przez to rosła ich miłość; by w niej się wkorzeniali i gruntowali. Ciekawe określenia, prawda? Nie tyle rosnąć, bo wysoką, a ze słabymi korzeniami roślinę byle co może obalić, ale właśnie tak: by miłość była jak żyzna gleba dla rośliny, by dzięki niej roślina się rozrastała.
     
  • Paweł modli się też, by chrześcijanie „zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość”... Czyli, nie wchodząc w szczegóły, ale zgodnie z tym, co Paweł pisze dalej, zdołali ogarnąć wielkość Boga, wielkość Chrystusa, Bożego planu względem ludzi i wielką miłość, którą Bóg Trójjedyny ma dla człowieka.

I chyba to ostatnie najbardziej wiąże się z uroczystością Najświętszego Serca Pana Jezusa. Miłość Boże jest przeogromna; dla zbawienia człowieka Bóg gotów jest i w sumie już zrobił bardzo wiele. To nie jest tak, że Mu na kimś nie zależy, że jakiś człowiek jest Mu obojętny. Bóg chce wszystkich zbawić. A skoro Jego „chcę” jest stwórcze... To można mieć nadzieję, że Mu się realizacja i tego planu uda.

3. Kontekst Ewangelii J 19, 31-37

Czytana tego dnia Ewangelia to fragment opowieści św. Jana o śmierci Jezusa. Dokładniej: o tym, co działo się tuż po śmierci Jezusa. I można na tej konstatacji poprzestać: chodzi o bieg kolejnych wydarzeń. Tyle że w tę relację wplata św. Jan refleksję teologiczną. Można się spodziewać, że w tym momencie będzie to wyjaśnienie sensu śmierci Jezusa. I rzeczywiście jest, ale skoncentrowane wokół jednego faktu dotyczącego tego wydarzenia.

Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi prosili Piłata, żeby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała.

Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Jezusem byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda.

Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: «Kość jego nie będzie złamana». I znowu w innym miejscu mówi Pismo: «Będą patrzeć na Tego, którego przebili».

4. Warto zauważyć

  • Mniej istotne, ale ważne dla zrozumienia sceny.... Łamanie ukrzyżowanym skazańcom goleni było sposobem na przyspieszenie ich śmierci. Czyli w jakimś pokrętnym sensie był to nawet akt łaski, bo skracał bolesną agonię. Śmierć na krzyżu następuje (najczęściej ) wskutek uduszenia. Na tym polega tortura tej kaźni. Po prostu, kiedy człowiek nie ma już sił opierać się na nogach, zawisa na rękach. A to powoduje, że zaczyna się dusić. Bo wiszenie na rękach powoduje porażenie nerwu oddechowego. Można temu przeciwdziałać  znów przenosząc ciężar ciała na nogi, ale w końcu zabraknie na to skazańcowi sił. Gdy jednak połamie się ukrzyżowanemu nogi nie jest już w stanie tego zrobić. I w krótkim czasie – najpewniej w ciągu kilkudziesięciu minut – udusi się.
     
  • Też nie tak ważne, ale też pomagające zrozumieć scenę.... Jako że żołnierze uznali, iż Jezus już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z nich „przebił Mu bok”. Bibliści wskazują, że to był cios wprawnego w walce szermierza: wiedział jak i gdzie uderzyć, żeby zabić. Że cios był skuteczny obrazuje to, co stało się potem: z przebitego boku Jezus wypływa krew i woda. Podobno taki efekt, oddzielanie się osocza krwi i krwinek, następuje właśnie tuż po śmierci, gdy człowiek umiera wskutek uduszenia. Tak więc nie ma mowy, by Jezus przeżył egzekucję.  Nawet gdyby, dobiłby go cios żołnierza. Ale owa krew i woda świadczą, że Jezus wtedy już nie żył.
     
  • Znacznie ważniejsze. Święty Jan zauważa, że wydarzenia związane ze śmiercią Jezusa spełniają dwa starotestamentalne proroctwa. Pierwsze to nie tyle dosłownie proroctwo, co zasada dotycząca przyrządzania baranka paschalnego. Z niezrozumiałych względów przy jego przyrządzaniu nie wolno było łamać jego kości, ćwiartować itd. (Wj 12, 36) Trzeba było piec na ogniu całego. Ten niezrozumiały przepis prawa w świetle śmierci Jezusa zyskał ważne znaczenie. Tym bardziej, że u Jana Jezus umiera w porze zabijania paschalnych baranków. Apostoł zrozumiał wtedy pewnie dziwną zapowiedź swojego pierwszego mistrza, Jana Chrzciciela, który wskazując na Jezusa nazwał Go Barankiem Bożym gładzącym grzechy świata. Krew baranka paschalnego uratowała w Egipcie od śmierci pierworodnych z Izraela. Krew tego Baranka, Jezusa Chrystusa, ratuje ludzi od śmierci wiecznej.

    Ciekawa jest też Janowa uwaga o „patrzeniu na tego, którego przebodli”. To nawiązanie do proroctwa Zachariasza. Zapowiada on w nim wielki triumf nad wrogami Izraela, a jednocześnie jego (Izraela) nawrócenie. Dość znamienne, bo nieco odstające od starotestamentalnej kalki „grzech – kara, nawrócenie – wyzwolenie”. Tu występuje to jakby równocześnie. Jakby wszystko, i chwała dla Izraela i jego nawrócenie, były owocem działania Bożej łaski. Tak pisze Zachariasz: o wylaniu na Izraela ducha pobożności. Faktycznie, widać w tym to, co przyniosła śmierć Jezusa. Triumf nad wrogami Izraela w tym sensie, że okazało się, że faktycznie ich Bóg jest Bogiem prawdziwym i wielu pogan to uznało przyjmując wiarę w Jezusa. A płacz, pokuta Izraela w tym, że przecież wielu Żydów też wtedy przyjęło tę wiarę, porzucając niewierność, a wybierając wierność Bogu.
     
  • Dlaczego Jan tak bardzo mocno podkreśla fakt wypłynięcia z przebitego boku Jezusa krwi i wody? Raczej nie dlatego, że chciał podkreślić to, z Jezus naprawdę umarł. To symbole dwóch sakramentów. Mówimy o nich, ze wypłynęły z przebitego boku Chrystusa: chrztu i Eucharystii. Przez chrzest, zanurzający w śmierć Chrystusa, chrześcijanin zyskuje zbawienie. Eucharystia zaś jest pokarmem pozwalającym mieć siły, by w drodze do Ojca nie ustać.

W kontekście uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa najważniejsze wydaje się podkreślenie wielkiej miłości Boga do człowieka. Został zabity za nas i dla nas. Żadna kontemplacja nie jest w stanie doprowadzić do pojęcia tej Bożej miłości. Może co najwyżej do niej przybliżyć. Bo, jak zasugerował w liście do Efezjan czytanym jako drugie czytanie św. Paweł, chodzi o ogarnięcie czegoś, co jak wszechświat jest zbyt wielkie, by zmieścić się w umyśle i sercu człowieka.

5. W praktyce

Miłość Boga przynagla nas, wierzący w Niego do bycia takim samym; do kochania. To temat – ocean i nie sposób go ująć, zwłaszcza w tak krótkim opracowaniu. Warto jednak ciągle o to pytać: czy kocham? Czy w tym miejscu wszechświata i w tym czasie, w którym postawił mnie Bóg, realizuję powołanie do miłości? Zwróćmy też jednak uwagę na parę drobiazgów.

  • Miłość Boża jest wymagająca – pisał Ozeasz. W dzisiejszych czasach prawda ta jest bardzo ważna. Z jednej strony nie można traktować Boga jak despotę, który czyha na każde nasze potknięcie. To nie tak. Bóg naprawdę człowieka kocha. Z drugiej, nie można też pozwalać sobie na lekceważenie Go. Bóg chce zbawienia człowieka, ale wie, że ten, kto kocha zło, do nieba się nie nadaje. Tylko by się tam męczył. Jeśli więc człowiek kochający zło – a przecież tak wielu dziś kocha swoje grzechy – miały osiągnąć niebo, to tylko pod warunkiem, że się nawróci. I nie chodzi o to, że musi mu się udać zmienić życie. Być może tak, ale chyba niekoniecznie. Ważne, by chciał się zmienić. By nawet ulegając słabościom uznawał zło za zło, a dobro za dobro. Inaczej w niebie by się męczył. No bo jak czułby się w niebie człowiek zmuszany do życia w cnotach, skoro tych cnót nie cierpi?
     
  • Bóg chce zbawienia wszystkich ludzi, i żydów i pogan. Dziś też chce zbawienia wszystkich. I w tym kierunku działa. Strzec powinniśmy się tego, co by Bogu w takim przyciąganiu ludzi do siebie przeszkadzało, co mogłoby wręcz odepchnąć od Boga. Czyli z cała pewnością zgorszenia. Na pewno też jednak odpychania ludzi od Boga innymi sposobami. Na przykład dzielenia na swoich i obcych, ciągłego oskarżania grzeszników (niby w celu ich nawrócenia, ale tak naprawdę, by ich pogrążyć jeszcze bardziej). Przecież wiemy o tym, bo widzimy to u siebie: ciągłe upominanie nie tylko nic nie daje, ale jeszcze utwierdza w uporze, sprawia, że ma się ochotę upominających odepchnąć, bo są za blisko, włażą w serce z butami. Nie róbmy innym tego, czego sami byśmy nie chcieli. A jeśli mamy wątpliwości, to zapytajmy, czy kiedyś czyjeś gderliwe napominanie  faktycznie zmieniło nasze postępowanie.