Spokojnie, Bóg czuwa

Andrzej Macura

publikacja 10.06.2022 16:36

Garść uwag do czytań wigilii Uroczystości Narodzenia Jana Chrzciciela z cyklu„Biblijne konteksty”.

Jan Chrzciciel Henryk Przondziono /Foto Gość Jan Chrzciciel
W Ain Karim

Wigilię mają nie tylko święta Bożego Narodzonego. Fakt ten, dawniej może trochę zapomniany, przypomina nam coraz częściej liturgia. Między innymi wprowadzaniem w lekcjonarzu do niektórych uroczystości innych czytań na Msze wigilii. Takowych doczekała się też uroczystość Narodzenia Jana Chrzciciela. Parę więc słów także o tych czytaniach.

Koncentrują się one na myśli o prorockim powołaniu. A więc na niezgłębionych planach Boga, którego drogi i myśli nie są takie, jak drogi i myśli człowieka.

1. Kontekst pierwszego czytania Jr 1,4-10

Pierwsze czytanie wigilii uroczystości narodzin Jana Chrzciciela to scena powołania proroka Jeremiasza. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z samym Janem, pokazuje natomiast sens prorockiego powołania: występować w imieniu Boga. Misja tego proroka akurat była niezwykle trudna. Musiał występować przeciwko swojemu narodowi; musiał mu ogłaszać nieuchronną klęskę, jaką mieli sprowadzić na Judę Babilończycy. Sympatii mu to nie przysporzyło. Przez wielu uważany był wręcz za kolaboranta. Ale swojemu powołaniu został wierny. Z perspektywy jego losu misja Jana Chrzciciela była łatwiejsza. Jeremiasza wprawdzie nikt ostatecznie nie zabił (przynajmniej nie do czasu, gdy spełniło się jego proroctwo), ale na co dzień spotykał się ze znacznie większym sprzeciwem niż Jan. Ten generalnie był przecież raczej lubiany i podziwiany, a śmierć poniósł wskutek splotu nieszczęśliwych okoliczności; raniony odłamkiem nienawiści walczącej o swoją pozycję kobiety. Jeśli ten fragment Jeremiasza czytany jest w wigilię narodzin Jana to pewnie dlatego, że ukazuje sens prorockiego powołania.

Za czasów Jozjasza Pan skierował do mnie następujące słowo: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, poświęciłem cię, nim przyszedłeś na świat, ustanowiłem cię prorokiem dla narodów”.  I rzekłem: „Ach, Panie, Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!”

Pan zaś odpowiedział mi: „Nie mów: «Jestem młodzieńcem», gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić”, mówi Pan.

I wyciągnąwszy rękę, dotknął Pan moich ust i rzekł mi: „Oto kładę moje słowa w twoje usta. Spójrz, daję ci dzisiaj władzę nad narodami i nad królestwami, byś wyrywał i obalał, byś niszczył i burzył, byś budował i sadził”.

Na co zwróciłbym uwagę?

  • Najpierw na Boże plany. „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki” – mówi Bóg do Jeremiasza – „znałem cię, poświęciłem cię i ustanowiłem”. To nie jest przypadek. Wszechwiedzący Bóg wie jakimi drogami prowadzić dzieło zbawienia zanim jeszcze człowiek wymyśli, w jaki sposób Mu to działanie utrudnić. Chyba ważne i dziś, gdy wydawać się nam może, że Bóg wobec tego, co dzieje się w świecie jest bezradny.
     
  • Nie mów: «Jestem młodzieńcem». Bóg niekoniecznie wybiera do tego czy innego zadanie takich, którzy wedle ludzkich kryteriów są najlepiej do tego przygotowani. Niekoniecznie trzeba przejść szkołę, kursy czy mieć tytuły naukowe. Bóg może się posłużyć i takim, po którym wielkich zdolności nikt by się nie spodziewał. Czy je ma czy nie okazuje się „w praniu”. Znów chyba ważne w naszych czasach. Warto w sprawach Bożych nie oceniać jedynie na podstawie piastowanych stanowisk i tytułów naukowych, ale dostrzegać iskrę Bożą, działanie Boże tam, gdzie faktycznie ono jest, a nie gdzie wydaje nam się, że powinno być. Na zasadzie „ducha nie gaście”. Na tym powinno chyba polegać „słuchanie Ducha Świętego”. Bo gdy przez człowieka działa Bóg wszystko idzie znacznie lepiej, niż gdy działa sam, choćby i najlepiej do swojej misji przygotowany.
     
  • „(....) byś wyrywał i obalał, byś niszczył i burzył, byś budował i sadził”... Bóg oczywiście zleca człowiekowi taką misję, jakiej sam chce. Zwraca jednak uwagę, że prorok ma nie tylko niszczyć, ale też „budować i sadzić”. To też ważna wskazówka na dziś. Obecnie wielu koncentruje się na krytyce Kościoła. Chcieliby „wyrywać i obalać, niszczyć i burzyć”. Ale co potem? Mają zostać same ruiny i zgliszcza? Trzeba też „budować i sadzić”. Cierpliwie, kamień po kamieniu (cegła po cegle), a nie bezmyślnie burząc to, co już zbudowano, nawet nie mając planów jak zbudować inaczej. Rozsądnie, „zielonym do góry”, podlewając też, by sadzonka się przyjęła. Na pewno zaś nie tratując tego co posadzili inni.

A następujący po czytaniu Psalm jest prośba o opiekę ze strony Boga i i wyrazem wiary, że On ocalić może w każdej opresji....

2. Kontekst drugiego czytania 1 P 1,8-12

Drugie czytanie wigilii narodzin Jana pochodzi z pierwszego listu świętego Piotra... Z jego początku, w którym autor wskazuje na wielkość powołania chrześcijańskiego. Czemu właśnie to? Być może dlatego, że jest tam wzmianka o prorokach, zwłaszcza w kontekście wskazywania na Chrystusa. Jan Chrzciciel zaś wskazał na Jezusa w sposób szczególny... Dla lepszego zrozumienia tekstu czytania przytoczmy je jednak w szerszym kontekście, pomijając jedynie wstęp do listu. Tekst czytania – pogrubioną czcionką.

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym. Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa. Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary - zbawienie dusz.

Nad tym zbawieniem wszczęli poszukiwania i badania prorocy - ci, którzy przepowiadali przeznaczoną dla was łaskę. Badali oni, kiedy i na jaką chwilę wskazywał Duch Chrystusa, który w nich był i przepowiadał cierpienia [przeznaczone] dla Chrystusa i mające potem nastąpić uwielbienia. Im też zostało objawione, że nie im samym, ale raczej wam miały służyć sprawy obwieszczone wam przez tych, którzy wam głosili Ewangelię mocą zesłanego z nieba Ducha Świętego. Wejrzeć w te sprawy pragną aniołowie.

Ciekawy tekst prawda? Zwraca uwagę to przekonanie Piotra, że to nie człowiek robi łaskę Bogu, ale Bóg człowiekowi; bo daje człowiekowi nadzieję nieba. Dziś chyba w Kościele dość często o tym zapominamy sprowadzając kwestię pustoszejących kościołów do niewłaściwego marketingu. A przecież wszystko sprowadza się do tego, czy człowiekowi nadzieja, która daje Chrystus wydaje się potrzebna czy nie... Bardzo ciekawa jest też w sumie myśl, że chrześcijanin na różne spowodowane swoją wiarą przeciwności losu powinien patrzyć jak na pewna próbę; jeśli ten egzamin zdajemy, nie tylko osiągamy  niebo, ale przyczyniamy się w ten sposób do chwały Jezusa Chrystusa. Ale to myśli zawarte w Liście przed tekstem czytania. A w nim samym?

  • Piotr podkreśla wartość wiary adresatów listu. On widział, on dotykał, on spotykał Jezusa, zmartwychwstałego, on na sobie doświadczył Jego mocy (np. umiał uzdrawiać i wskrzeszać). Chrześcijanie do których pisze tego nie doświadczyli, a mimo to wierzą, więc ta ich wiara jest więcej warta niż jego, Piotra. Dziś może to być inspiracja do rozsądnego patrzenia na różne dary, zwłaszcza duchowe, które otrzymują wierzący: tym, którzy otrzymali więcej łatwiej wierzyć, ale nie znaczy, że ich wiara jest lepsza.
     
  • Prorocy mieli w sobie Ducha Chrystusa...  W Wyznaniu wiary, we fragmencie o Duchu Świętym mówimy: „który mówił przez proroków”... Ważniejsze jednak: ci prorocy odkrywali, że nie im mają służyć te sprawy, ale ludziom urodzonym nieraz znacznie później. To podkreślenie wielkiej łaski, jaką jest chrześcijańskie powołanie: nie tyle prorocy skorzystali z tych łask (choć wiemy, dzięki prawdzie o zstąpieniu Jezusa do piekieł, że ostatecznie także i oni), ale właśnie owi bezimienni dla nas ludzie, do których pisał Piotr. No i my także. I my mamy to, czego nie mieli prorocy, a co wprawia w zdumienie nawet samych aniołów...

3. Kontekst Ewangelii Łk 1,5-17

Ewangelia wigilii Narodzin św. Jana Chrzciciela to sam początek Ewangelii Łukasza; pierwsza jej opowieść. Wcześniej mamy tylko wstęp, w którym Łukasz wyjaśnia motywy, dla których podjął się napisania księgi „o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas” a związanych z osoba Jezusa Chrystusa. Całą tę pierwszą opowieść w dziele Łukasza, podobnie jak zresztą całe dwa pierwsze rozdziały księgi, potraktować można jako pewien wstęp to reszty opowieści. To pokazanie: Jezus nie wziął się znikąd. Jego nadzwyczajność zapowiadały już wydarzenia związane z Jego narodzeniem. W tym wydarzenia związane z Janem Chrzcicielem, który na Jezusa jako Mesjasza wskazał. Co więc było tą pierwszą cudownością?

W Ewangelii uroczystości narodzin Jana Chrzciciela słyszmy opowieść o jego narodzinach właśnie, perypetiach związanych z nadaniem mu imienia. Słyszymy też, że jego ojciec odzyskał mowę, którą wcześniej był stracił.  Ewangelia wigilii tej uroczystości to opowieść o wydarzeniach poprzedzających tę historię. Nie tylko pokazania, jak to się stało że Zachariasz stracił głos, ale przede wszystkim ukazanie że Jan był dzieckiem długo wyczekiwanym. Tak długo, że jego rodzice stracili już nadzieję na posiadanie potomstwa. Ale stał się cud...

Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach.

Kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego.

Lecz anioł rzekł do niego: „Nie bój się, Zachariaszu; twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród dzieci Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały”.

4. Warto zauważyć

Historia utrzymana trochę w klimacie Starego Testamentu. Nie ma chyba co wikłać się w wyjaśnienia dotyczące kapłaństwa i służb kapłanów w religii Izraela czy składanych przez nich ofiar. Podobnie jak w wyjaśnianie do których konkretnych proroctw Starego Testamentu nawiązuje tu Łukasz. Najważniejsza jest ta nadzwyczajną interwencja Boża. Jan Chrzciciel, podobnie jak niegdyś sędzia Samuel, był dzieckiem długo oczekiwanym. Ale urodził się w tym czasie, a nie wcześniej, bo wtedy, a nie wcześniej według planów Bożych miał się urodzić. Bóg potrzebował go (podobnie jak Samuela) do konkretnej sprawy i nie chciał falstartu. A być może chciał też, by narodziny Jana dokonały się w tak niezwykły, widoczny dla wszystkich sposób.  Bo był to dla ludzi znak: Bóg nie zapomniał, Bóg pamięta...

No właśnie. Boże plany. Prawda, że pięknie współgra to z myślą z Jeremiasza (pierwsze czytanie) o wybraniu w łonie matki? Trzeba by więc w tym miejscu powtórzyć: Bóg wie co robi. Ma swoje plany, których żadne ludzkie czy nawet diabelskie działanie nie jest w stanie pokrzyżować. Bo Bóg zna przyszłość. I potrafi dopasować swoje plany do wszelkich możliwych trudności, jakie ktoś może stwarzać.

Bardzo pocieszające. Warto w ten sposób spojrzeć na wszystko, co dzieje się w naszym życiu i, szerzej, w świecie. Boga nie można zaskoczyć. Bóg na wszystkie ludzkie „manewry” ma już przygotowaną odpowiedź. Warto zaufać, że jesteśmy w Jego ręku.

5. W praktyce

  • Boże plany... To nie jest tak, że wszystko co dzieje się w naszym życiu jest wolą Bożą. Nie może być przecież wolą Boża to, że jesteśmy krzywdzeni czy sami kogoś krzywdzimy. Na pewno jednak jest jakimś Bożym dopustem. Bóg pozwolił na zło, Bóg najpewniej, wcześniej czy później wyprowadzi z tego jakieś dobro. Epidemia? Wojna na wschodzie? Problemy w gospodarce i nieciekawa sytuacja w polityce? Niezależnie od tego, jakie są nasze szczegółowe oceny tych wydarzeń jedno jest pewne: Bóg trzyma rękę na pulsie. Zło nie będzie tu miało ostatniego słowa, dobro zwycięży. Nawet jeśli to zwycięstwo będzie widać dopiero z perspektywy nieba...
     
  • Napisałem: „Warto w sprawach Bożych nie oceniać jedynie na podstawie piastowanych stanowisk i tytułów naukowych, ale dostrzegać iskrę Bożą, działanie Boże tam, gdzie faktycznie ono jest, a nie gdzie wydaje nam się, że powinno być”.... Nazywa się to dziś rozeznawaniem. I wydaje się, że takiego rozeznawania powinno być dziś w Kościele więcej. Mamy tendencję do tworzenia planów, opracowywania programów. Może i dobrze. Ale czy naprawdę tworzący je działają pod wpływem Ducha Świętego? Czy ma sens porzucanie natchnień Ducha, który w danej chwili  nieraz podpowiada co zrobić, a realizowanie programów?

    Chodzi chyba o to, biskup, proboszcz, wikary na parafii, katecheta i inni w Kościele realizowali Boże, nie ludzkie plany. Nie wyklucza to istnienia takich zaplanowanych przez człowieka działań. Zwłaszcza programy związane z religią w szkole są potrzebne. Ale trzeba zmienić optykę myślenia: wikary, katecheta i inni nie mogą być jedynie narzędziami do realizacji wymyślanych przez innych planów.  Bo nie są przedmiotami, maszynami. Są podmiotami. I to oni muszą rozpoznawać, rozeznawać; muszą słuchać Ducha Świętego. Który podpowie jak zrealizować plan, ale podpowie też, jak pójść inną drogą.

    Siłą Kościoła, siłą każdej zresztą społeczności,  nie jest to, że wszyscy realizują jakieś wyznaczone przez przywódców wytyczne. Siłą Kościoła są głowy i serca tych milionów rożnych ludzi, którzy do niego należą. Z wszystkimi uzdolnieniami, wszystkimi pomysłami. I ten potencjał, przecież dany przez Ducha Świętego, warto pozwalać Mu wykorzystywać. 
     
  • Powtórzę, bo nie ma obowiązku czytać całego tekstu. Wielu dziś koncentruje się na krytyce Kościoła. Chcieliby „wyrywać i obalać, niszczyć i burzyć”. Ale co potem? Mają zostać same ruiny i zgliszcza? Trzeba też „budować i sadzić”. Cierpliwie, kamień po kamieniu (cegła po cegle), a nie bezmyślnie burząc to, co już zbudowano, nawet nie mając planów jak zbudować inaczej. Rozsądnie „zielonym do góry”, podlewając też, by sadzonka się przyjęła. Na pewno zaś nie tratując bezmyślnie tego, co posadzili inni.

    Ileż to razy widziałem w życiu klęski, które zaczynały się od bezmyślnego odrzucenia tego co jest i decyzji, by budować na nowo? A potem okazywało się, że i sił i środków na „nowe” brakowało. Albo wracano do starych pomysłów, bo okazywało się, że praktycy jednak widzieli więcej, niż ci, którzy nowe wymyślali w przerwie dłubania w nosie przy biurku. Tak, czasem trzeba „wyrywać i obalać, niszczyć i burzyć”. Czasem.... Warto przedtem jednak naprawdę gruntownie się zastanowić. Bo nowe i lepsze  często bywa wrogiem dobrego...