Siedząc u studni

Andrzej Macura

publikacja 20.07.2022 14:16

Świat ciągle szuka. Uczeń Chrystusa znalazł. I jeśli szuka, to czyniących życie piękniejszym błahostek.

U studni shin kyu kim z Pixabay U studni

Z cyklu „Nie z tego świata”

Młodzi tego nie czują. Raczej nie boją się wyzwań. Pociąga ich nowość, pociąga przygoda. Wydaje im się, że najlepiej jest żyć z dnia na dzień. Nie czują, bo... mają rodziców. To oni są ich zabezpieczeniem. W razie potknięcia pomogą wstać, w trudnościach okażą wsparcie. Ale z czasem, gdy z różnych powodów i u młodych do głosu dochodzi przeświadczenie, że rodzice jednak nie dadzą rady wesprzeć, przychodzi pragnienie, by samemu jakoś zabezpieczyć sobie przyszłość.

Zbudować dom. Gdyby nawet wszystko inne przepadło, zbudowane na mocnych fundamentach mury przetrwają! Niestety, przychodzą czasem powodzie i huragany. I zamieniają domy w ruinę. I nawet sporej wielkości własny kawałek ziemi nie wystarczy, by odgradzając się od innych dalej spokojnie żyć.

Prowadzić dobrze prosperującą firmę albo mieć dobrą pracę! To świetne zabezpieczenie. Ale do czasu. Gospodarczych zawirowań, gdy firma zacznie przynosić już tylko straty. Albo zmian które sprawią, że moja praca nie będzie nikomu potrzebna. No, może dla grabarzy praca zawsze się znajdzie, ale przecież konkurencja...

Wygrać na loterii i mieć w banku zasobne w środki konto! A do tego w skrytce pod podłogą sztabki złota! Żeby praca, owszem, była, ale tylko niekoniecznym dodatkiem do spokojnego życia. Ale złodzieje nie śpią. Inflacja też co jakiś czas się budzi....

A co z zabezpieczeniem, gdy dochodzi troska o dzieci?

Dla ludzi  z geograficznego i kulturowego kręgu Jezusa jakimś tam zabezpieczeniem przyszłości na pewno był dostęp do wody. Nie z wysychającego potoku, nie z cysterny, ale takiej ze studni. Bo kiedy jest woda, inne to już nie taki problem. Można gospodarzyć, można żyć. W miarę bezpiecznie, bo przecież nie tylko brak wody zagraża. Ten jednak uderza w same podstawy, więc kiedy woda jest...  Dlatego o zmierzającej do Jakubowej studni Samarytance z czwartego rozdziału Ewangelii Jana można chyba powiedzieć, że czuła się – w miarę – zabezpieczona. W studni wody nie brakowało, a ona miała czerpak, by z jej głębi zaczerpnąć. Była w lepszej sytuacji niż wędrowiec Jezus. To co, że siedział przy studni, skoro i tak musiał prosić innych, by Mu wody z niej podali?

A Jezus, w prozie życia dostrzegając znak, mówi do Samarytanki (między innymi):  „O, gdybyś znała dar Boży i [wiedziała], kim jest Ten, kto ci mówi: «Daj Mi się napić» - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej”. Po co taka woda? Bo „Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu”.

Dar Boży to woda żywa; to woda która – karkołomne – staje się źródłem. I to źródłem wytryskującym ku życiu wiecznemu. Można uprościć? Że darem Bożym jest możliwość czerpania ze źródła życia wiecznego? Pewnie tak. A daru tego udziela Chrystus. Ten, który niebawem zwróci też uwagę, że Jego pokarmem jest pełnić wolę Boga. A potem, już w Kanie Galilejskiej, uzdrowi syna królewskiego urzędnika z Kafarnaum. Może to dalekie skojarzenie, ale jedno i drugie pokazują, co daje możliwość czerpania z takiego źródła. Nie że pokarm przestaje być ważny. Ale napędem życia i życiowej siły staje się pełnienie z radością i miłością woli Boga. I że w każdej sytuacji, nawet tak strasznej jak choroba i spodziewana śmierć, można liczyć na Tego, dla którego wszystko jest możliwe....

Ileż to w naszych ludzkich opowieściach tęsknot za wiecznym dostatkiem i wiecznym życiem? Za stoliczkiem, który sam się obficie nakrywa sutym jedzeniem, za dotykiem, który zamienia wszystko w złoto albo za jakimś Graalem, z którego wypicie daje nieśmiertelność? Zresztą to ostatnie pragnienie odnaleźć dziś można zarówno w wierze w postęp w medycynie, który sprawi, że nasze życie znacznie się przedłuży, może nawet na wieczność albo i – znacznie bardziej pokrętnie – w fascynacji opowieściami o istotach wiecznie żywych i nigdy nie umierających.  Tak, człowiek ciągle pragnie. A napiwszy się  ciągle pragnie na nowo; obfitość wydaje się za mała, zbyt małe wydaje się bogactwo, a i życie, choć  tak długie, z perspektywy nieuchronnej śmierci i tak wydaje się za krótkie. A chrześcijanin siedzi u studni, której woda daje życie wieczne.... Zamiast Samarytanki siedzi przy niej Jezus. Z czerpakiem, oczywiście. By poić każdego, kto powie, że pragnie. I raz wystarczy. Napiwszy się tej wody najważniejsze ludzkie pragnienia są już zaspokojone raz na zawsze.

Chrześcijanin jest więc inny. Nie goni za fantasmagoriami, które miałyby zaspokoić ludzkie pragnienia, ale których zakosztowanie niczego nie gasi, a budzi pragnienia ciągle nowe. Nie musi biec od idei do idei i ciągle na nowo czuć się zawiedzionym, że to jednak nie to. On już znalazł. Tylko  pewnie nieraz się dziwi, że inni, ciągle spragnieni, rzucają się pić z każdej nowo napotkanej cysterny, gdy na wyciągnięcie ręki jest takie cudowne źródło.

Zobacz też: