Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »z cyklu "Perełki Słowa"
Wtem jacyś ludzie, niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc z powodu tłumu w żaden sposób go przynieść, wyszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem w sam środek przed Jezusa (Łk 5,18n).
Takie to były domy, w których można było przez rozsunięte płyty płaskiego dachu (albo i przez trzcinowy sufit) dostać się do wnętrza. A były to kamienne domostwa zwykłych, szarych ludzi. A i kraj był szary, zwyczajny. Daleko było z Galilei do wielkich metropolii, do niezwykłości i przepychu, do wielkiej polityki i wielkiego handlu. Tylko ludzkie bolączki były tam wielkie. Może w tym małym otoczeniu ludzie widzieli wielkość swoich problemów wyraźniej niż w gwarze przepysznych miast? W opowiedzianej scenie Łukasz dotknął co najmniej dwóch ważnych i ponadczasowych tematów. Jeden – to niepokojące pytanie o grzech. Drugi – to intrygujące pytanie o Jezusa. A ja widzę i ten mały, tak się przynajmniej wydaje, temat: Dlaczego Bóg wybrał na miejsce swego objawienia głuchą prowincję? Dlaczego nie zaczął od Rzymu czy Aten, a przynajmniej od Aleksandrii albo Jerozolimy? Stąd wszędzie było daleko. Mimo to odpowiedź na pytanie o grzech i o Niego – o Jezusa z Nazaretu – padła właśnie tutaj. Może i dziś głosiciele Ewangelii powinni iść do takich zwykłych domów, prowokować rozmowy na różne tematy, być blisko ludzkiej niedoli. Ludziska przyprowadzą wtedy tych, którzy uzdrowienia duszy potrzebują. A my ciągle czekamy na tłumy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |