„Przecież z nieba mi nie spadnie”
„Przecież z nieba mi nie spadnie”
Ludzie nie widzą Pana Boga, bo Mu nie ufają…
ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Moja Sarepta

Brak komentarzy: 0

ks. Robert Skrzypczak

GOSC.PL

publikacja 21.12.2018 09:26

Pierwszy raz moją Sareptę odkryłem we Wrocławiu.

Na czwartym roku studiów znalazłem się bez dachu nad głową. Waletowanie u znajomych zaczynało być uciążliwe. Pewnego razu ktoś mi powiedział: „Pomódl się szczerze i otwórz Słowo. Zobaczysz, że Bóg przewidzi rozwiązanie”. Otwarłem. Była to Pierwsza Księga Królewska: „Wówczas Pan skierował do niego to słowo: »Wstań! Idź do Sarepty koło Sydonu i tam będziesz mógł zamieszkać, albowiem kazałem tam pewnej wdowie, aby cię żywiła«. Wtedy wstał i zaraz poszedł do Sarepty”. Kilka dni później, po jakiejś liturgii w parafii, podeszła do mnie pewna starsza pani: „Szukasz ponoć mieszkania. Zapraszam do siebie. Mam wolny pokój”. Wandzia była samotną wdową. Dokładałem się do jej budżetu domowego, ona za to nie tylko dała mi ładny pokoik, ale i przygotowywała kolacje.

„Ludzie nie widzą Boga w życiu, bo Mu nie ufają. Gdy tylko zaczniesz Mu ufać, wnet zobaczysz znaki Jego obecności” – mawiał ks. Dolindo Ruotolo, święty z Neapolu. Ks. Dolindo apostołował m.in. przez wydawanie i rozsyłanie swoich książek. Pewnego razu miał zapłacić drukarzowi. Otworzył portfel: do pełnej sumy brakowało paru setek. Ksiądz westchnął tylko: „Pan Bóg się zatroszczy” i ruszył do miasta załatwiać różne sprawy. Po południu wstąpił do drukarni i pokrył koszty tygodniowych zamówień. W portfelu zostało mu jeszcze 250 lirów.

Nie da się zobaczyć Pana Boga przez okulary neurotycznej przezorności, oszczędzania, wyliczania i kontroli. Tak bardzo chcemy zapewnić sobie wszystko własnymi siłami, że potem padamy na pysk i mówimy: „Przecież z nieba mi nie spadnie”.

Kiedyś jeden proboszcz musiał wyremontować dach zabytkowego kościoła, lecz wymagało to sumy przeogromnej. Zamiast się zamartwiać, postanowił oddać wszystko w Boże ręce. Wypłacił własne oszczędności i zaskórniaki na czarną godzinę i zaczął remont. Dwa tygodnie później przyjechała para małżeńska z Niemiec. Obejrzała kościół, pogadała z proboszczem i… odjechała. Kilka dni później na parafialne konto wpłynęła dokładnie taka suma, jakiej brakowało. Ten proboszcz powiedział mi: „Jestem pewien, że gdybym wcześniej nie rzucił wszystkich osobistych oszczędności, na konto nie wpłynęłaby ani jedna złotówka”. Ludzie nie widzą Pana Boga, bo Mu nie ufają…

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona