Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Kiedy pracowałem jako nauczyciel, długie wieczory upływały mi na sprawdzaniu prac uczniowskich.
Od czasu do czasu znienacka uświadamiałem sobie, że taką samą lub bardzo podobną odpowiedź widziałem wcześniej. Wtedy następowało gorączkowe wertowanie stosu zeszytów, które już sprawdziłem. Kładąc obok siebie dwa podejrzane, mogłem zobaczyć, że jeden uczeń przepisywał od drugiego. Teraz zaczynała się prawdziwa zabawa polegająca na tym, żeby na podstawie stylu lub lapsusów rozgryźć, kto od kogo ściągał.
Z radością stwierdzam, że odkąd zacząłem uczyć na uniwersytecie, podobne przypadki zdarzają mi się rzadko. Czasami jednak, czytając prace studentów, w którejś z kolei natrafiam na fragment widziany we wcześniejszej, do tego momentu całkiem odmiennej. Od następnego akapitu obie prace mogą się znów różnić, i tak przez jedną, dwie strony, aż niespostrzeżenie treść ponownie się pokrywa. Bez wątpienia studenci od siebie nie przepisywali – jak zatem wytłumaczyć identyczne fragmenty?
Z podanych list lektur wynika, że korzystali z tej samej książki: zapewne w trakcie pisania prac mieli ją przed oczami lub – co zdarza się częściej – wykorzystali sporządzone wcześniej notatki. Bez względu na to, czy zrobili to świadomie, czy nie (wierzę im na słowo), według naszych kryteriów prawdy i rzetelności nadal będą krytykowani. W dzisiejszym świecie praw autorskich plagiat, czyli ściąganie przez jednego ucznia od drugiego lub przepisywanie przez studenta z podręcznika, jest niedopuszczalny. Nalegamy, żeby precyzyjnie podawać wszystkie źródła, a cytaty – opatrzone wyczerpującymi przypisami – ujmować w cudzysłów. Jednak w świecie starożytnym sprawy wyglądały inaczej, trudno bowiem sprawdzić przypis na dziesięciometrowym zwoju bez akapitów i interpunkcji!
W Listach (Księga III, 5) Pliniusz Młodszy przybliża metody, jakie stosował jego wuj Pliniusz Starszy, pisząc swoją wspaniałą Historię naturalną, powstałą mniej więcej w tym samym okresie co Ewangelie. Wuj miał kilku „asystentów badawczych”, wykształconych niewolników, którzy czytali mu na głos rozmaite zwoje, a on tymczasem, na woskowych tabliczkach, sporządzał notatki w celu ich późniejszego umieszczenia w swoim tekście. Zwoje były tak nieporęczne, że na stole roboczym starożytny pisarz mógł rozwinąć tylko jeden – zazwyczaj główne źródło, z którego korzystał. Kopiowanie fragmentów cudzego tekstu wcale nie uchodziło za „przepisywanie” czy oszustwo, ale było dla jego autora komplementem – widać kopiujący wysoko ocenił pracę poprzednika, skoro włączył ją do swojej.
Jako że Ewangelie musimy porównywać nie ze współczesnymi biografiami, lecz z antycznymi żywotami, do ewangelistów powinniśmy stosować nie dzisiejsze normy badawcze, tylko metody z tamtych czasów. Łukasz jest wierny antycznej konwencji literackiej, gdy w Przedmowie do swojej Ewangelii wspomina „opowiadanie”, które „wielu już starało się ułożyć”. Pozostaje jej wierny również wtedy, gdy powołuje się na ustną tradycję o Jezusie przekazaną przez naocznych świadków i pierwszych głosicieli słowa Bożego (Łk 1,1-4). Jest to typowe starożytne pisarstwo; autor komunikuje, że będzie często korzystał z innych źródeł bez powoływania się na nie. I tak z ponad sześciuset sześćdziesięciu wersetów Ewangelii Marka około dziewięćdziesięciu procent pojawia się również u Mateusza, a mniej więcej połowa u Łukasza. Tekst wspólny dla wszystkich trzech Ewangelii jest znany pod nazwą „potrójnej tradycji”; nauczyciel od razu założyłby ściąganie i spróbował dojść, kto od kogo przepisywał. Chociaż taka terminologia nie jest właściwa w stosunku do starożytnych źródeł, możemy zapytać, która Ewangelia była pierwsza i który autor korzystał z pracy pozostałych. Skoro Nowy Testament zaczyna Ewangelia Mateusza, przypuszczano, że powstała pierwsza; Augustyn z Hippony określa Marka mianem tego, który „idąc w jego [Mateusza] ślady niczym sługa, zdaje się dokonywać skrótu jego Ewangelii”. Jednakże w dwudziestym wieku, stosując metody krytyki literackiej, stwierdzono, że jest to mało prawdopodobne z kilku powodów.