Aktywność łatwo przemienia się w „aktywizm”, który ostatecznie czyni człowieka pustym.
Jak temu, kto choruje na oczy, nie pomoże uporczywe oglądanie bez zasłony słońca w samo południe i kiedy ono świeci najsilniej, tak i próba naśladowania budzącej grozę i niezwykłej modlitwy spełnianej w duchu i w prawdzie na nic nie przyda się umysłowi wzburzonemu i nieczystemu; wprost przeciwnie – takie postępowanie doprowadzi Boga do gniewu przeciwko niemu.
Niektórzy ludzie do tego stopnia są „oszołomieni” i „zaślepieni” przez swe namiętności, że popadają w niebezpieczeństwo, iż staną się „głową kłamliwych nauk i poglądów” i w ten sposób nie tylko siebie będą oszukiwać, lecz także innych wprowadzać w błąd.
*
„Aktywne życie” w rozumieniu Ojców jak najbardziej zawiera więc czyn („praktykę”), który nie jest jednak po prostu skierowany na zewnątrz. Nie ma w nim w ogóle różnicy między „wewnątrz” i „zewnątrz”. „Praktyka” obejmuje raczej cały obszar relacji człowieka do siebie samego, do swoich bliźnich oraz do rzeczy; dlatego bywa również nazywana „etyką”.
„Praktyka” i „teoria” nie są dwiema niezależnymi od siebie drogami, lecz stanowią dwa wielkie etapy jednej i tej samej drogi. „Theoria” (kontemplacja) stanowi naturalny „horyzont” „praktyki”, która stopniowo prowadzi do tego celu, na jaki jest ukierunkowana i od jakiego otrzymuje całą rację bytu.
A oto słowa, które Ojcowie ciągle powtarzają mnichom: Dzieci, wiarę umacnia bojaźń Boża, a tę z kolei – wstrzemięźliwość. Wstrzemięźliwość natomiast czynią niezłomną cierpliwość i nadzieja, z których rodzi się beznamiętność, a jej córką jest miłość. Miłość zaś to brama poznania natury, po którym następuje teologia i ostatecznie szczęście.
Wszystkie te pozornie „powierzchowne” aspekty modlitwy, do których jednak w dalszym ciągu będziemy przywiązywać tak wielkie znaczenie, należą bez wyjątku do „praktycznego sposobu modlitwy”, aczkolwiek dzięki swej specyfice zawierają już w sobie, jako swój naturalny horyzont, własny cel, „kontemplacyjny sposób”. Są one, jak w ogóle praktyka, związane z wysiłkiem, podobnie jak obfite w wyrzeczenia życie Jakuba podczas jego wieloletnich zabiegów o umiłowaną Rachelę. I nie chodzi tu o jakiekolwiek „samozbawienie”! Cel bowiem praktyki, „czystość serca”, która jako jedyna czyni człowieka „widzącym Boga” (Mt 5,8), jest zawsze owocem współpracy „boskiej łaski i ludzkiej gorliwości” – w tej kolejności! Sam „kontemplacyjny sposób modlitwy” jest potem, tak jak „theoria” w ogólności, czystym „charyzmatem”, „darem” Ojca dla tych, których uznał jego godnymi.
***
Gabriel Bunge, Gliniane naczynia, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC