Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Tak, to prawda, Bóg nie kusi. Ale też nie zawsze przed pokusą chroni.
Włoski episkopat postanowił zmienić oficjalnie obowiązujący w tym kraju tekst Modlitwy Pańskiej. Nic nowego, podobne decyzje podjęto już w innych krajach. Od teraz podczas Mszy zamiast „nie wódź nas na pokuszenie” Włosi modlić będą się słowami „nie opuszczaj nas w pokusach”. No i tą decyzja pewnie „wyindukowali” dyskusję. Także w naszym kraju. Na Wiara.pl już się zaczęła.
Nic nowego, podobna przetoczyła się wśród wierzących w Polsce kilkanaście lat temu. Po stosownych wyjaśnieniach specjalistów biskupi nie zdecydowali się jednak na zmiany w tekście Mszału. A dyskusja wracała przy okazji kolejnych decyzji kolejnych episkopatów. Zdecydowanie nie jest to problem czysto teologiczny. Raczej tego, jak adekwatnie oddać tekst greckiego oryginału. No bo.... Może od Adama i Ewy.
Jak wiadomo, modlitwy tej nauczył swoich uczniów sam Jezus. Który mówił pewnie po aramejsku. Zachowała się ona po grecku, w dwóch wersjach w dwóch Ewangeliach. W wersji krótszej u św. Łukasza (Łk 11, 2-4) i w wersji dłuższej u św. Mateusza (Mt 6,9-13). My odmawiamy tę drugą. Interesujący nas zwrot znajduje się w obu i w obu brzmi tak samo: „και μη εισενεγκης ημας εις πειρασμον”, co na łacinę, z której do niedawna w Kościele wszystko tłumaczono, przełożono „et ne nos inducas in tentationem”. Greki pewnie prawie nikt z nas nie zna, ale już łacińskie słowo „indukcja” wydaje się nam znane z lekcji fizyki albo... z kuchni. Indukcja, czyli „wzbudzanie”.
W wydaniu interlinearnym Nowego Testamentu, gdzie przetłumaczono dosłownie słowo w słowo (bez troski o sensowne brzmienie w języku polskim) mamy „i nie wprowadź nas w doświadczenie (pokusę)”. A poprawnie na język polski zwrot ten tłumaczono już różnie. Tradycyjnie – „i nie wódź nas na pokuszenie”, ale na przykład protestanci tłumaczyli dawniej ciut bardziej precyzyjnie „i nie wwódź nas na pokuszenie”, czyli wyraźniej: nie wprowadzaj nas w pokusę (nie indukuj w nas pokusy).
Bardziej współcześni tłumacze różnie ten tekst oddają. Biblia Tysiąclecia ma „i nie dopuść byśmy ulegli pokusie”, Biblia Poznańska: „i nie dozwól nam ulec pokusie”, Przekład Ekumeniczny „i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”, biskup Romaniuk w Biblii Warszawsko-Praskiej „i nie poddawaj nas pokusie”, a stosunkowo najnowszy przekład Biblii Paulistów „i nie dopuszczaj do nas pokusy”. Jak widać wszyscy, także niekatolicy, starają się dziś oddać ten zwrot bez sugerowania, że to Bóg jest źródłem pokusy.
Moim zdaniem najszczęśliwiej z problemu wybrnął bp. Romaniuk, całkiem sensowne jest też tłumaczenie Biblii Paulistów. Bo gdy spojrzeć na oryginał nie o „nieuleganie pokusie” w tej prośbie chodzi, ani nie – jak chcą dziś Włosi – o nieopuszczanie w pokusach, ale o oddalenie pokus. To prośba: „Ojcze, nie wystawiaj mnie na próbę!”, „Ojcze, nie daj, bym był kuszony”. Bo jestem słaby, bo moja wola bycia Ci wiernym jest słaba, bo mogę się pokusie nie oprzeć: lepiej więc żadnej do mnie nie dopuszczaj; nie chcę Cię zdradzić, nie chcę opuścić, więc oddalaj ode mnie wszelkie ku temu okazje.
Bóg nie kusi, ale też nie zawsze chroni nas przed pokusami. Znamienna jest w tym kontekście historia starotestamentalnego Hioba. A Jezus uczy, by w pokorze prosić Ojca, by na takie próby nas nie wystawiał. I tak trzeba prośbę „i nie wódź nas na pokuszenie” rozumieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |