Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Byłam nikim, a stałam się uczennicą Mistrza z Nazaretu...
(…) nigdy tak nie żyłam, jak wtedy, gdy sklejałeś mnie
ze strzępów człowieczeństwa
z nieufności do siebie
z niewiary w Niego
z nieczucia zupełnie niczego (…)
Chcę Ci opowiedzieć historię mojej obecności przy Jezusie. Będzie to opowieść o życiu kobiety chorej i nękanej przez złe duchy (por. Łk 8,2) życiu, w które – pewnego dnia – wkroczył Mistrz z Nazaretu i sprawił, że z nieznanej nikomu osoby stałam się gorliwą uczennicą, której Chrystus pozwolił uczestniczyć w Jego życiu i misji.
Moje imię oznacza, że jestem kobietą, która „napełnia radością”. Jednak gdybyś zobaczył jak wyglądałam w przeszłości byłbyś przerażony, ponieważ moją duszę, myśli i ciało nękało siedem złych duchów (por. Mk 16,9). Nic mnie nie cieszyło, nie dostrzegałam promieni słońca, nie czułam zapachów, ani smaków, nie odczuwałam łagodnego powiewu wiatru, który głaskał moje policzki. Ból duszy był widoczny w moim spojrzeniu, w ruchach ciała, w dźwiękach, które wydobywały się z ust, kiedy nocami krzyczałam z bezsilności, próbując w ten sposób znaleźć ulgę w cierpieniu.
Byłam straszliwie samotna. To Cię chyba nie dziwi, prawda? Nieraz ludzie są samotni mimo iż mają wielu krewnych i znajomych. A ja? Byłam sama, ponieważ nikt nie chciał mieć do czynienia z kobietą, która zachowuje się jak szalona. Tam, gdzie mieszkałam osoby takie, jak ja były okrutnie traktowane. Uważano bowiem, że choroba jest skutkiem grzechów. A grzesznika ludzie omijali szerokim łukiem.
Każda wyprawa do synagogi była dla mnie męczarnią. W ogóle nie słyszałam Boga, nawet podczas modlitw Jego głos do mnie nie docierał. Próba rozmowy z Panem stawała się udręką. Myślałam, że Bóg chce mnie zniszczyć. Dlaczego pozwala na takie cierpienie? Dlaczego pozwala, aby mój stan ciągle się pogarszał, a każdy kolejny dzień był gorszy od poprzedniego?
Pewnego dnia, zupełnie przypadkiem usłyszałam o Nauczycielu, który w synagodze w Kafarnaum wyrzucił ducha nieczystego z chorego na duszy człowieka (por. Mk 1,23-27). Potem do moich uszu docierały kolejne informacje zwłaszcza, że uzdrowień było coraz więcej (por. J 4, 46-54). Początkowo nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Jednak powoli, każda nowa wiadomość coraz mocniej rozniecała w moim sercu iskrę nadziei, że ów Nauczyciel mógłby uzdrowić również mnie. A nadzieja zawieść nie może… i nie zawiodła (por. Mk 16,9).
Od chwili gdy zostałam uzdrowiona, stale towarzyszyłam Temu, Który przywrócił mi zdrowie duszy i ciała. Dlaczego? Ponieważ już wiedziałam jak może zachować się duch nieczysty, kiedy opuści człowieka (por. Łk 11, 24-26). A we mnie mieszkało aż siedem złych duchów. Dlatego postanowiłam trzymać się łaski, a raczej Tego, od Którego ta łaska pochodzi. Wiedziałam, że z Jezusem jestem bezpieczna, że On uwolnił mnie od działania złych mocy i otworzył na Boga. Każdego dnia niemal namacalnie doświadczałam, że Jezus panuje nad wszystkim i wszystko ma pod kontrolą (por. Ap 6,1-8,1), i dlatego towarzyszyłam Mu, dokądkolwiek się udał.
Jednak obecność kobiet przy Nauczycielu – przez niektórych ludzi – była nie do zaakceptowania. Uważali oni, że Jezus jest wichrzycielem ustalonych zasad. Nie, Chrystus nie powołał mnie tak, jak powoływał swoich uczniów. Jednak nikt nie mógł Mu na stałe towarzyszyć, jeśli nie został wybrany przez Mistrza z Nazaretu (por. Mt 8,18-21). Tak miedzy nami powiem Ci, że Bóg wybrał mnie – podobnie jak i Ciebie – przed założeniem świata. Gdy ziemia była ogarnięta ciemnością, On już nosił mnie w swoim sercu. Nic nie sprawia mi większej radości niż myśl, że moje imię od założenia świata zapisane jest w niebie (por. Łk 10,20).
Trwałam więc przy Chrystusie, bo wiedziałam, że On zaakceptował moją – i innych kobiet - obecność. W ten sposób Jezus – otoczony niewiastami - po raz kolejny wywracał społecznie przyjęte normy zachowania. Tylko Syn Boży rozumiał jak będąc dręczona pragnęłam, aby Boży pokój wypełnił moje serce. Wstydzę się tego - co cierpiąc - myślałam o Bogu. Teraz już wiem, że Stwórca jest tak naprawdę bardzo blisko każdego człowieka i cierpliwie czeka na ludzkie nawrócenie (por. Mk 1,15). To właśnie Jezus – wielokrotnie odwołując się w swoim nauczaniu do obrazów z życia kobiet (por. Mk 14,3 nn) i stawiając je za wzór swoim słuchaczom - pokazał mi, że nie jestem nikim, chociaż wcześniej tak o sobie myślałam.
Byłam przy moim Nauczycielu, aż do końca; byłam z Nim podczas Drogi Krzyżowej i na Golgocie. A gdy Jego serce nagle przestało bić, moje również się zatrzymało...