U szczytu historii zbawienia

Andrzej Macura

publikacja 23.03.2016 12:28

Garść uwag do czytań Wigilii Paschalnej z cyklu „Biblijne konteksty”.

Światło Chrystusa! Henryk Przondziono /Foto Gość Światło Chrystusa!
Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie, weselcie się słudzy Boga, niechaj zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!

Liturgia Wigilii Paschalnej to najważniejsze wydarzenie w całym roku liturgicznym. Można tej nocy przeczytać aż 9 czytań, choć zazwyczaj w parafiach wybiera się tylko niektóre spośród nich. Wszystkie są przypomnieniem jakiegoś mniej czy bardziej istotnego wydarzenia w kulminującej w zmartwychwstaniu Jezusa historii zbawienia. To jest klucz, wedle którego je dobrano. Jako że jest ich bardzo dużo i są dość długie nie będę tu przytaczał wszystkich tych tekstów, tylko umieszczę stosowne do nich linki.

1. Pierwsze czytanie Rdz 1, 1 – 2, 2

Znamienne, prawda? Historia zbawienia rozpoczyna się od.. stworzenia. Choć nie ma jeszcze grzechu (przynajmniej tak nam się wydaje, bo w sumie nic nie wiemy o czasie buntu aniołów), a cały świat jest dobry – jak to będzie wielokrotnie przypominał autor tego tekstu – Bóg już wie, jak potoczą się dalsze losy świata. I decyduje się go stworzyć. Przyzwolenie na zło? Raczej wielka miłość, która wie, że istnienie jest nieskończenie lepsze od nieistnienia. Bóg decyduje, że nie tylko On ma istnieć...

Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę, że tekst ten nie jest opowiadaniem. To poezja. Jak mówią bibliści, hymn ku czci Boga Stwórcy. Ma to fundamentalne znaczenie dla jego rozumienia. Z całą pewnością nie możemy wypowiedzi jego autora natchnionego traktować dosłownie. Musimy go wyjaśniać tak, jak wyjaśnia się poezję. Czyli szukając sensu wypowiedzi, a nie koncentrując się na polemice w obronie jej dosłowności.

Hymn ma z grubsza rzecz biorąc wstęp, ze sześć zwrotek, i zakończenie. Widać to po powtarzających się zwrotach. „I rzekł Bóg”, „widział Bóg że były dobre” czy „i tak minął wieczór i poranek dzień” kolejny...

Na początku znajdujemy arcyważne stwierdzenie: Bóg stwarza świat z niczego, stwarza go mocą swojego słowa. W zamyśle natchnionego autora, inaczej niż w innych religiach czy systemach filozoficznych, Bóg nie jest demiurgiem, który wykorzystuje już istniejącą (nie wiadomo dlaczego) materię. Ten Stwórca jest też równocześnie stwórcą wszelkiej materii (świata duchowego oczywiście też).

Zwraca więc uwagę, że pierwszym dziełem Boga jest powołanie świata do istnienia z nicości. Następne trzy dni upływają Bogu na jego „porządkowaniu”. Stwarza i oddziela. Światło od ciemności, wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem (wedle wyobrażeń niektórych starożytnych niebo to górny ocean), wody od powierzchni suchej. A potem przez kolejne trzy dni owe utworzone przestrzenie wypełnia. Najpierw ciałami niebieskimi, potem istotami morskimi i powietrznymi, a na końcu zwierzętami lądowymi i człowiekiem.

W całym hymnie jak refren powtarza się bardzo istotne zdanie: wszystko, co Bóg stwarza, jest bardzo dobre. Bóg nie stwarza niczego złym (choć wie, że grzech pojawi się w świecie). Stąd do dziś ów chrześcijański optymizm, idący na przekór wszelkim pesymizmom co do natury świata i człowieka, że nic nie jest złe z natury. Złe znaczy dla chrześcijan tyle co zepsute. Ale jeśli tylko zepsute to znaczy, że zasadniczo dobre, tylko wymagające naprawy. To ważne: w myśli chrześcijańskiej nie ma też ludzi z natury złych. Są zepsuci. I nawet diabeł, choć zły, nie ma złej natury. Bo też jest Bożym stworzeniem.

Zasadnicza myśl tego czytania brzmi więc następująco: świat istnieje, gdyż kiedyś stworzył go z niczego Bóg; i świat ten, choć bywa w nim wiele zła, ze swojej natury jest dobry.

Na marginesie warto chyba zauważyć jeszcze jedno. Obraz powstawania świata, jaki przedstawiono nam w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju całkiem dobrze współgra z naszą dzisiejszą wiedzą o świecie. Na początku był wybuch z którego wyłonił się dość chaotyczny na oko świat. Dopiero z biegiem czasu zaczął się on porządkować w znane nam dziś struktury. I, już na ziemi, wypełniać istotami żywymi...

Pierwsze czytanie Liturgii Wigilii Paschalnej każe więc nam przypomnieć sobie, kim i skąd jesteśmy. My i cały świat.

2. Drugie czytanie Rdz 22, 1-18

Abraham to pierwsza postać w „popotopowej” historii zbawienia. Opowieść o jego losach rozpoczyna się  w 12. rozdziale Księgi Rodzaju. Właśnie. Dwunastym. Do momentu, gdy Bóg wystawia go na próbę każąc złożyć w ofierze swojego syna Izaaka – o czym słyszymy w drugim czytaniu Wigilii Paschalnej –  sporo się już wydarzyło. I upłynęło sporo lat.

Abraham wyruszył z Charanu do Kanaanu, bo Bóg obiecał mu, że da mu Kanaan na własność i uczyni z niego wielki naród. Miał wtedy... 75 lat. Mimo mocno już dojrzałego wieku zrobił, co Bóg mówił. Osiadł Kanaanie. Ale...

No cóż, odnosi gospodarcze i militarne sukcesy. Ale długo nie ma ani jednego potomka. Ziemi – do wykopania własnej studni (21 rozdział), a potem zakupu miejsca na grób Sary (23 rozdział) – też nie. Bardzo trzeźwo brzmi jego skarga z 15 (2) rozdziału: „O Panie, mój Boże, na cóż mi ona (nagroda od Boga za wierność), skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka; przyszłym zaś spadkobiercą mojej majętności jest Damasceńczyk Eliezer”. Bóg przekonuje go wtedy, że jednak doczeka potomka. Zawiera z nim przymierze. Niebawem rodzi się mu syn z niewolnicy, Izmael. Potem, gdy Abram  ma już 99 lat Bóg znowu zawiera z nim przymierze i odnawia obietnice. Ale musi upłynąć jeszcze jakiś czas, gdy przybywając w gościnę do Abrahama Bóg obiecuje mu syna Izaaka. I kolejny rok, zanim w końcu jego syn przyjdzie na świat. Jeden! A miał być cały naród!

Dlaczego streszczam tu dzieje Abra(ha)ma? Żeby pokazać, na jak wielką próbę została wystawiona jego wiara, gdy Bóg zażądał od niego, by złożył mu Izaaka w ofierze.

Tu nie chodzi tylko o to, że miał zabić syna. Choć na pewno było to rzeczą straszną i dla ojca niepojętą. To było też ostateczne przekreślenie wszelkich nadziei, którymi w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat żył! Co miał myśleć? Czas mija! Nie będzie nowego potomka, nie będzie narodu, nie ma ziemi na własność... Bóg żąda, ale zawiódł Na całej linii!

Abraham nie próbował ocalić resztek swojej nadziei. Pewnie mocno zrezygnowany był gotów zrobić, co Bóg chce. Ale Bóg nie chciał śmierci Izaaka, a tylko wystawił Abrahama na próbę. A widząc, że jej sprostał, po raz kolejny ponawia swoje obietnice. Tyle że do końca życia Abrahama już niewiele się zmieni. Będzie jeden potomek z Sary, małe skrawki własnej ziemi....

Dlaczego w Wigilię Paschalną to właśnie czytanie? Syn, który ma być złożony w ofierze, przeogromne zaufanie Abrahama do Boga... To chyba dwa podstawowe powody. Grzech Adama i Ewy był nieposłuszeństwem wobec Boga, wynikłym z braku zaufania do Niego. Pierwsi rodzice dali się zwieść wężowi i przestali ufać, że jeśli ich dobry Bóg czegoś zakazuje, to ma ku temu powody i tak jest dobrze. Abraham zaś daje przykład heroicznego zaufania.

Dwadzieścia wieków później podobne zaufanie Bogu Ojcu okaże Jego Syn, a jednocześnie daleki potomek Abrahama, Jezus Chrystus. Za wierność Bogu Ojcu zgodzi się umrzeć.. A dla nas to jasne wskazanie: Bogu warto zaufać, choćby się wydawało, że przeczy samemu sobie.

3. Trzecie czytanie  Wj 14, 15 – 15, 1a

To czytanie podczas Liturgii Wigilii Paschalnej jest lekturą obowiązkowa. Koniecznie musi być przeczytane. Przenosi czytelnika (i słuchacza) do sceny wyjścia Izraela z Egiptu, kiedy Naród Wybrany, wydawało się zapędzony w pułapkę bez wyjścia, przechodzi przez Morze Czerwone. A giną w tym morzu ścigający ich Egipcjanie. Dlaczego to takie istotne dla Nocy Zmartwychwstania?

Przypomnijmy: wnuk Abrahama, Jakub, pod koniec swojego życia decyduje się zamieszkać w Egipcie. Powodem jest oczywiście głód, a okazją, by dobrze się w nowym kraju urządzić – fakt, że jeden z jego synów, Józef, wcześniej sprzedany jako niewolnik, doszedł w Egipcie do wielkich godności. Z czasem rodzina Jakuba się rozrasta do całkiem sporego plemienia, narodu. Miał przecież dwunastu synów. A oni całkiem sporo kolejnych dzieci...  Mijają jednak dziesiątki lat, Egipcjanie zapominają o dobrodziejstwach wyświadczonych im przez Józefa, a jego rodzinę zaczynają traktować jak niewolników. Do tego stopnia, że posuwają się nawet do zabijania męskich potomków, by uniemożliwić ewentualny bunt. Pamiętamy pewnie historię maleńkiego Mojżesza uratowanego przez córkę faraona z wód Nilu i fakt że tenże Mojżesz, już jako dorosły człowiek zmuszony okolicznościami musi uciekać z Egiptu. Żył gdzieś wśród Madianitów na Synaju, aż do czasu, gdy w płonącym krzewie spotkał Boga, który kazał mu pójść do Faraona i zażądać, by wypuścił Izraelitów.

Faraon oczywiście nie chciał, ale zmuszony plagami musiał w końcu pójść na ustępstwa. Dziesiątą plagą która spadła wtedy na Egipt – to ważne – była śmierć pierworodnych. Pierworodnych Izraelitów uratowała krew baranków, którymi oznaczyli odrzwia domów. A potem tego baranka, przyrządzonego bez łamania mu kości, zjedli z innymi potrawami podczas pospiesznej uczty – pierwszej uczty paschalnej – poprzedzającej wyjście z Egiptu. Tej nocy Izrael, korzystając z zamieszania jakie powstało w Egipcie po śmierci pierworodnych,  zebrał się i sobie poszedł. Cała wielka gromada.

Nie sposób w tym momencie nie zauważyć ważnej dla chrześcijan analogii. Otóż Jezus, w noc przed swoją męką odbywa właśnie paschalną ucztę ze swoimi uczniami. Wypowiada znamienne słowa: to jest Moje Ciało, które za was będzie wydane, to jest Moja Krew, która za was będzie wylana. Kiedy? Ano następnego dnia. Na krzyżu. Tak jak krew paschalnego baranka uratowała od śmierci pierworodnych w Egipcie, tak śmierć Jezusa, Bożego Baranka, ratuje ludzi od śmierci wiecznej. Tak, Baranka. Proszę przypomnieć sobie scenę, gdy Jezus wisi na krzyżu, a żołnierze, by przyspieszyć agonię skazańców łamią im golenie. Jezusowi tego nie zrobili, bo już umarł. Jan Apostoł, świadek wydarzenia, przypomina sobie wtedy tą dziwną zasadę dotyczącą przyrządzania baranka paschalnego bez łamania mu kości...  I już zaczyna rozumieć, czemu parę lat wcześniej, jego pierwszy mistrz, Jan Chrzciciel na widok Jezusa powiedział „oto Baranek Boży”... To dlatego dziś, podczas każdej Eucharystii ksiądz pokazując nam Ciało Chrystusa mówi „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”....

Co to ma wspólnego ze sceną przejście przez Morze Czerwone? Ano przejście przez morze jest dopełnieniem wydarzenia wyjścia,  jego zwieńczeniem. Dopiero po przejściu przez morze Izrael może powiedzieć, że mu się udało. I podobnie jest ze śmiercią Jezusa. Dopiero po zmartwychwstaniu może powiedzieć, że Mu się udało. Że wróg został pokonany. Dopiero dokonując Nowej Paschy, przejścia ze śmierci do życia, Jezus jako Zwycięzca staje po drugiej stronie. I prowadzi Nowy Lud Boży, Kościół, do nowej Ziemi Obiecanej, nieba.

Koniecznie trzeba w tym momencie zauważyć jeszcze jedno: to przejście, ta pascha, jest nie tylko zapowiedzią Nowej Paschy, przejścia Jezusa ze śmierci do życia. To także obraz naszej osobistej paschy. Czyli naszego przejścia ze śmierci do życia w sakramencie chrztu. Zgodnie z tym, co napisał w liście do Rzymian św. Paweł, że chrzest zanurza nas w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Proszę uzmysłowić sobie, że przez całe wieki dorosłych chrzczono przez zanurzenie. Baptysteria były jednak zbudowane tak, że kandydat do chrztu wchodził doń z jednej strony, a wychodził na drugą. To było przejście. I tam, na drugim brzegu chrzcielnej wody, otrzymywał białą szatę... Więcej już chyba wyjaśniać na temat znaczenia tego czytania w Liturgii Wigilii Paschalnej chyba nie trzeba...

4. Czwarte czytanie Iz 54, 4a. 5-14

Tekst czwartego czytania Liturgii Wigilii Paschalnej pochodzi z Izajasza. Dokładniej, z DeuteroIzajasza. W przeciwieństwie do samego proroka, który żył trochę wcześniej, DeuteroIzajasz (pewnie ktoś należący do Izajaszowej szkoły) działał już w czasie niewoli babilońskiej. Czyli gdy Izrael po zdobyciu Kanaanu, najpierw niepodzielony, potem rozbity na Judę i Izraela ostatecznie stracił już swoją niepodległość.

Czy to ważne? Tak, nawet bardzo. Trzeba pamiętać, że w czasie swojej wędrówki przez pustynię po wyjściu z Egiptu  Izrael zawarł z Bogiem przymierze. Na górze Horeb, nam bardziej kojarzącej się z drugą jej nazwa, Synajem. Dziesięć przykazań nie było dyktatem ze strony Boga; było prawem przymierza. Izrael obiecał, że będzie tego prawa przestrzegał, Bóg, że będzie się swoim narodem opiekował. Sęk w tym, że w ciągu tych kilkuset lat dzielących zdobycie Kanaanu i upadek pod ciosami Babilonii Naród Wybrany ciągle to przymierze łamał. Grzechami, które najczęściej piętnowali prorocy tego okresu było bałwochwalstwo i niesprawiedliwość społeczna. Zwłaszcza ten pierwszy podważał sens obowiązywania przymierza. Bóg karał więc swój naród pozwalając, by jego wrogowie nad nim zwyciężali. To miało służyć temu, by Izrael się opamiętał, by nie zapominał kto jest jego Bogiem. Czytelnicy pamiętają pewnie początek księgi Izajasza, w którym Bóg skarży się, że nawet wół i osioł wiedzą kto jest ich panem, a Izrael na niczym się nie zna i niczego nie rozumie.... Gdy jednak miara nieprawości się przebrała, Bóg pozwolił Babilończykom zniewolić Naród Wybrany.

To był szok. Juda (czyli ta jeszcze dłużej niepodległa część dawnego Izraela) choć Bogiem niespecjalnie się przejmował ciągle uważał, że Jego opieka należy mu się jak krowie wyprowadzenie na pastwisko. A tu niespodzianka. Bóg pozwolił na upadek państwa. To zrodziło bolesne pytania, których echo odnajdujemy między innymi w Lamentacjach Jeremiasza i czytanej tej nocy Księdze Barucha: jak to możliwe? Dlaczego Bóg nas nie obronił? Zapomniał o nas? A może nie jest wcale silniejszy niż bożki ościennych narodów?

I właśnie w tym kontekście pojawia się proroctwo DeuteroIzajasza, którego fragment wybrano jako czwarte czytanie Liturgii Wigilii Paschalnej.

Piękne, prawda? „Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu, wezwał cię Pan. I jakby do porzuconej żony młodości mówi twój Bóg: Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę”. Albo to: „O nieszczęśliwa, wichrami smagana, niepocieszona! Oto ja osadzę twoje kamienie na malachicie i fundamenty twoje na szafirach. Uczynię blanki twych murów z rubinów, bramy twoje z górskiego kryształu (...)

Już prawe wszystko jasne, prawda? To jedna wielka pociecha, że Bóg nie zapomniał i znów wywyższy swój naród. Warto zauważyć, że w tekście tym Naród Wybrany ukazany jest w dwóch obrazach: porzuconej kobiety, którą kochający mężczyzna na powrót do siebie przygarnia i zburzonego czy podupadłego miasta, które Bóg odbuduje i pięknie przyozdobi. To połączenie pojawi się potem także w apokaliptycznej scenie „miasta zstępującego z nieba od Boga przystrojonego jak oblubienica”. Już w kontekście Kościoła...

Najistotniejsze przesłanie tego tekstu? Bóg jest dobry. Nie zapomina o tych, którym obiecał swoją opiekę. Nawet jeśli dopuszcza zło na swój naród, bo nie ma sposobu, by go inaczej upomnieć, to przecież tego nieszczęścia dla swoich wybranych nie chce. I chętnie przygarnia  z powrotem. Nawet  jeśli Jego naród nie spełnił wszystkich warunków, które należałoby wypełnić, żeby zyskać przebaczenie. Wzrusza go ludzka niedola, podobnie jak wzruszyło Go cierpienie ludzi związane z potopem. Nie, nie chce cierpienia. „Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą”.

5. Piąte czytanie  Iz 55, 1-11

Kontekstem tego czytania, podobnie jak poprzedniego, pochodzącego od tego samego (Deutero)Izajasza  jest niewola babilońska. Prorok mówi tu o jej końcu, o rychłym nadejściu dnia, w którym wygnańcy (ich potomkowie) będą mogli powrócić do swojej ojczyzny. 

Po pierwsze chyba ta zachęta, by i biedni i bogaci chcieli skorzystać z łaskawości Boga. I jednych i drugich nic to nie będzie kosztowało. Za nic nie będą musieli płacić. Bogatym prorok wyrzuca tu, że niepotrzebnie wydają pieniądze na to co nie jest chlebem i nie nasyci. To pewnie przygana pod adresem tych Żydów, którzy się w Babilonii wzbogacili i jakoś ułożyli sobie życia, a teraz nie chcieli wracać, bo im w niewoli było całkiem dobrze. Od proroka słyszą więc: wszystko czego Izraelowi trzeba, Bóg da. Coście się tak zapatrzyli w siebie i to co macie? Przyjmijcie dar, który Ja wam daję. Darem tym jest ta nowa sytuacja, tego braku pełnej niepodległości, ale jednocześnie możliwość bycia świadkiem dla innych narodów. Weźcie udział w tym Moim dziele. Jesteście w końcu moim narodem czy nie? Chcecie uczestniczyć w realizacji moich planów czy rezygnujecie?

Po drugie... Ten Boży dar dla Izraela. Bóg zapowiada spełnienie obietnic danych Dawidowi, całemu Izraelowi. Oto Izrael stanie się tym narodem, dzięki któremu inne poznają prawdziwego Boga. To ogromne wyróżnienie, wywyższenie tego narodu spośród innych. A Bóg zawrze niebawem z Izraelem wieczyste przymierze... Trudno w tym kontekście nie wybiec w przyszłość i nie zobaczyć Jezusa, potomka Dawida, w którego krwi Bóg zawiera z Izraelem i przez Izraela z całą ludzkością nowe i wieczne przymierze. Co by nie mówić o postawie tych, którzy skazali Jezusa, to dzięki Izraelowi, z którego pochodzi Chrystus, ludy całej ziemi będą mogły zobaczy prawdziwego Boga....

Ale – po trzecie –  w czytaniu znajdujemy też wskazanie, że Izrael powinien się  nawrócić. Powinien porzucić swoje drogi i swoje knowania, a przejść na ścieżki swojego Boga. On przebaczy, bo w przebaczaniu jest hojny...

No i po czwarte: zapowiedź ta jest pewna. Bóg nie rzuca słów na wiatr. Skoro obiecał, to jego słowo się spełni. „Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem”.

A dla nas, czytających ten fragment już z perspektywy dokonanego zbawienia? Jest to zachęta do korzystania z darmowego przecież zbawienia. Jest też przypomnieniem nam, że bycie chrześcijaninem jest zaszczytem (przypominają się słowa jednej z modlitw eucharystycznych: „dziękujemy, ze nas wybrałeś, abyśmy stali przed Tobą i Tobie służyli) oraz zachęta do odwrócenia się od grzechu, a szukania ścieżek Bożych. Jest to też w końcu wezwanie do zaufania Bożym obietnicom. Jeśli te wobec Izraela się spełniły, tak te dane nam, o zbawieniu, zmartwychwstaniu, życiu wiecznym, też się spełnią...

6. Szóste czytanie. Ba 3, 9-15. 32 – 4, 4

Baruch, sekretarz proroka Jeremiasza, to prorok czasów wygnania. Niewoli babilońskiej. Można go śmiało nazwać „teologiem katastrofy”. W swojej księdze wiele miejsca poświęca wytłumaczeniu, dlaczego Bóg pozwolił, by jego Wybrany Naród popadł w niewolę. Tak też jest i w czytanym Wigilię Paschalną fragmencie jego księgi...

Tekst w zasadzie jest jasny, ale zauważmy jego najistotniejsze momenty.... Dlaczego Bóg pozwolił na niewolę Izraela? „Opuściłeś źródło mądrości” – wyjaśnia mu Baruch. I zachęca „Naucz się, gdzie jest mądrość, gdzie jest siła i rozum, a poznasz równocześnie, gdzie jest długie i szczęśliwe życie, gdzie jest światłość dla oczu i pokój”. Są one oczywiście w Bogu; tym który mądrze stworzył cały świat. On jest mądry i wie co jest dobre, a co złe. Ale nie zostawił tej wiedzy dla siebie: podzielił się nią z jednym wybranym przez siebie narodem. A ten naród powinien w końcu do dostrzec. „Szczęśliwi jesteśmy, o Izraelu, że znane nam to, co się Bogu podoba”.

To pouczenie z drobnymi modyfikacjami można by przedstawić każdemu dzisiejszemu chrześcijaninowi. Zwłaszcza tym, którzy swoją wiarę traktują jako dotkliwy ciężar albo coś niezgodnego z ludzką naturą.. To nie żadne nieszczęście być w jarzmie Bożych przykazań, także tego najważniejszego, przykazania miłości. Spotkał nas zaszczyt. „Szczęśliwi jesteśmy (...), że znane nam to, co się Bogu podoba”.

7. Siódme czytanie Ez 36, 16-17a. 18-28

Ezechiel to kolejny prorok czasów wygnania babilońskiego... On sam trafił nad Eufrat z pierwszą grupą wygnańców, gdy Jerozolima jeszcze nie była zburzona, a Juda (południowa część dawnego Izraela) zachowywał jeszcze pozory niepodległego państwa. Tam dotarła do niego wieść o buncie i o ostatecznej klęsce jego narodu. Jego proroctwo, zapowiedź ocalenia, powstało właśnie w tym trudnym czasie próby Izraela...

Co zwraca uwagę? Po pierwsze to przypomnienie powodów, dla których Bóg dopuścił wygnanie. „Kiedy dom Izraela mieszkał na swojej ziemi, wówczas splugawili ją swym postępowaniem i swymi czynami. Wtedy wylałem na nich swe oburzenie z powodu krwi, którą w kraju przelali, i z powodu bożków, którymi go splugawili”. Zwraca też uwagę, że Żydzi po wygnaniu – o zgrozo – wcale nie stali się lepsi! „Przyszli do ludów pogańskich i tam, dokąd przybyli, bezcześcili święte imię moje, podczas gdy mówiono o nich: «To jest lud Pana, musieli się oni wyprowadzić ze swego kraju»”. Jak na to odpowiedział Bóg? Inaczej, niż by się człowiek mógł spodziewać: postanawia na powrót zgromadzić Izraela w jego kraju. Ale – jak wskazuje na to tekst proroctwa – nie robi tego ze względu na nawrócenie Izraela, lecz dla swojej chwały. „Chcę uświęcić wielkie imię moje, które zbezczeszczone jest pośród ludów, zbezczeszczone przez was pośród nich, i poznają ludy, że Ja jestem Pan – mówi Pan Bóg – gdy okażę się Świętym względem was przed ich oczami”.

Bóg dla chwały swojego imienia gromadzi na powrót Izraela. I w nim samym też zamierza przeprowadzić przemianę: ma zamiar oczyścić ich „ze wszelkiej zmazy i wszystkich bożków” oraz dać im nowe serce i nowego ducha. W ten sposób Bóg sprawi, że Izrael będzie żył według Jego przykazań...

Zwraca uwagę ów zwrot „zabiorę wam serca kamienne, a dam wam serca z ciała”. Podobne zdanie mamy też u Jeremiasza. To być może aluzja do kamienny tablic, na których było wypisane prawo Starego Przymierza. I symbol: dla Izraela Boże przykazania są czymś obcym; są wyryte na kamieniu, ale nie ma ich w jego sercu. Dlatego ciągle próbuje je lekceważyć. Albo – jak pokaże już w czasach Jezusa postawa faryzeuszy – omijać, zachowywać je tylko pozornie, lekceważąc ich ducha. Bóg natomiast zamierza sprawić, że Jego prawo będzie częścią jestestwa tych odnowionych ludzi; że to prawo będzie wypisane w ich sercu. Pisałem wcześniej, że grzech pierwszych rodziców wyniknął z braku zaufania do Boga. I ze cała historia zbawienia jest jakąś próbą ze strony Boga, by to zaufanie do niego odbudować. To prawo wypisane w sercu wskazuje na coś podobnego. Człowiek nie ma już podejrzewać Boga, że utrudnia mu życia, ale ufać, że prawo które Bóg mu dał jest dobre i sprawiedliwe....

Co to wszystko znaczy dla słuchacza Bożego słowa siedzącego na Liturgii Wigilii Paschalnej? Po pierwsze może uświadomić sobie coś, co niby wie, ale o czym często się zapomina: darmowość Bożej łaski. Izrael nie zasłużył sobie na nią swoim nawróceniem, Bóg mu ją dał, by okazać się dobry i wielkoduszny. Gdyby czekał na nawrócenie, pewnie by się nie doczekał. Proszę zwrócić uwagę: podobnie Bóg zrobił posyłając swojego Syna na świat. Zrobił to mimo tego, że ludzie ciągle mnożyli niewierności. Chrześcijanin słuchający tych słów podczas Liturgii Wigilii Paschalnej powinien sobie uświadomić, że i on nie został wybrany do zaszczytnego grona uczniów Jezusa dla swoich zasług. Bóg go nią obdarzył, bo jest dobry i łaskawy. To chyba powinien być bardzo ważny przyczynek do naszej dyskusji nad miłosierdziem. I Bożym i naszym.

Po drugie... Każdy chrześcijanin powinien pamiętać, że przemiana ludzkich serc to niekoniecznie wynik starań człowieka. To Boża łaska. To On je przemienia zabierając serca kamienne, a dając serca z ciała i tchnąc w człowieka swojego ducha. A po trzecie... To ważne wezwanie, byśmy nie żyli wedle tylko litery, ale właśnie według ducha Bożego prawa. Bóg wypisał to swoje prawo „w głębi naszego jestestwa”. Nie musimy robić nie wiadomo czego: wystarczy to wypisane w naszych sercach prawo czasem odkurzyć.

8. Ósme czytanie (epistoła) Rz 6, 3-11

List świętego Pawła do Rzymian poświęcony jest głownie tematowi darmowości zbawienia człowieka; zbawienia przez wiarę, nie dzięki jakimś uczynkom, które mogłyby dać zbawienie w dowód uznania zasług. W tym kontekście w szóstym jego rozdziale wywód Apostoła Narodów dotyka chrztu. I właśnie z tego miejsca pochodzi czytany w Wigilię Paschalną fragment. Nic dziwnego: w noc, w którą szczególnie szeroko otwiera się źródło chrztu świętego, w którą Kościół chrzci dorosłych, takiego wyjaśnienia bardzo potrzeba. Także tym, którzy chrzest przyjęli dawno temu.  Potrzeba wyjaśnienia związku tego sakramentu ze śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa. Część wyjaśnienia już padła: w trzecim czytaniu. Jak Izrael przeszedł przez Morze Czerwone do wolności, tak i chrześcijanin przez wodę chrztu przechodzi do krainy wolności dziecka Bożego. Teraz pora na mocniejsze powiązanie tego faktu ze śmiercią Jezusa.

Chyba nie trzeba tu jakiegoś wielkiego tłumaczenia. W chrzcie człowiek z Chrystusem umiera, by z Chrystusem powrócić do Nowego Życia. To nowa Pascha. Już nie przejścia przez morze z krainy niewoli do kraju wolności ale jest to przejście przez chrzest z niewoli grzechu do wolności dziecka Bożego. Chrzest  to przejście przez śmierć (Jezusa) ze śmierci grzechu do życia w łasce. Chrześcijanin przez wodę chrztu nie wchodzi prosto do nieba, podobnie jak Izrael po przejściu Morza Czerwonego jeszcze 40 lat wędrował po pustyni, ale niebo jest już dla chrześcijanina zarezerwowane. Jeśli nie zawróci z tej drogi, wejdzie do niego. Tak, chrzest daje zbawienny udział w śmierci Jezusa. Podobnie zresztą, jak Eucharystia...

Dla uczestnika Liturgii Wigilii Paschalnej to ważne przypomnienie. Umarłem, moje życie jest już teraz życiem w Bogu. Nie ma co przez grzech wracać do krainy niewoli. Jestem inny, jestem dzięki łasce chrztu nowy. Obdarowany nadzieją życia wiecznego...

9. Dziewiąte czytanie. Ewangelia (w roku A- Mt 28, 1-10, w roku B Mk 16, 1-7, w roku C Łk 24, 1-12)

Ewangelia Wigilii Paschalnej to opowieść o zmartwychwstaniu Jezusa. To „kropka nad i” zarówno dzieła każdego z Ewangelistów, jak i zwieńczenie przypomnienia historii zbawienia w liturgii słowa tej uroczystości. W zmartwychwstaniu Chrystusa historia ta osiąga swoje apogeum. Śmierć, grzech, które od zarania istnienia nękały ludzkość, teraz zostały pokonane. Dla człowieka pogrążonego w ciemności wschodzi Słońce Niezwyciężone, Jezus Chrystus Zmartwychwstały... Pozostaje tylko Mu uwierzyć. Pozostaje zaufać i pójść Jego drogą...

Zasadnicza opowieść o tych wydarzeniach we wszystkich trzech opowieściach jest bardzo podobna. Różnią się w szczegółach. Paradoksalnie, to chyba najlepszy dowód na to, że opowieści te są prawdziwe. Gdyby były jednobrzmiące można by podejrzewać, że ich autorzy działali w jakiejś zmowie. A skoro się różnią... Znaczy, że relacjonują wydarzenia prawdziwe. Większość tych różnic da się zresztą wyjaśnić zdawkowością ewangelicznych opowieści. To co rozgrywało się parę godzin, wszystkie zróżnicowane postawy czy reakcje ujmują w kilkunastu lapidarnych zdaniach...

W Ewangelii Mateusza.... Kobiety idą "obejrzeć" grób. Nie ma mowy, jak u Marka i Łukasza o dopełnianiu obrzędów pogrzebowych. Nie ma rozterek, kto odsunie kamień. Po prostu przychodzą. I chyba są świadkami zstąpienia anioła (tu wyraźnie tak nazwanego). Tłumaczy też Mateusz, gdzie się podziali strażnicy. Nigdzie. Po prostu ze strachu stali się jakby martwi. Anioł przekazuje kobietom, że mają przekazać Jego uczniom polecenie Jezusa, by udali się do Galilei. Za chwilę jednak kobiety same spotykają Jezusa, a On przekazuje im to samo polecenie osobiście....

Ta wersja opowieści jest ze wszystkich relacji czytanych tej nocy w trzyletnim cyklu najpełniejsza. Kobiety nie tylko odkrywają fakt pustego grobu, ale i spotykają Jezusa. Do Jego uczniów wieść dotrze nieco później, ale nie ma owej niepewności wynikającej z odkrycia tylko i wyłącznie pustego grobu. Ale i tu jest widoczne pewne znamienne napięcie: najpierw jest "wierzę", potem spotkanie ze Zmartwychwstałym. Tak jak w liturgii Wigilii Paschalnej i jak w każdej Eucharystii. Najpierw wyznanie wiary, potem spotkanie ze Zmartwychwstałym w Jego Ciele i Krwi...

W Ewangelii Marka... Kobiety idą do grobu, żeby namaścić Jezusa. Widać obrzędy pogrzebowe nie zostały wcześniej, z powodu zbliżającego się szabatu, zbyt dokładnie odprawione. Ile ich było? W relacji Marka dokładnie 3. Inaczej jest u Mateusza, gdzie są dwie i inaczej u Łukasza, gdzie są dwie i „inne” czyli co najmniej cztery, które też opowiadają potem o tym wydarzeniu. Sprzeczność tych wszystkich relacji jest tylko pozorna. Wystarczy uświadomić sobie, że mogły nie iść razem: jedne dotarły do grobu wcześniej, inne później. W to, co zobaczyły pierwsze wchodzi kolejna (wchodzą kolejne). To raczej dowód na to, że opowiedziane tu fakty nie są zmyślone. Bo wtedy raczej ta opowieść byłaby jednobrzmiąca.

Kobiety odkrywają, że w grobie nie ma ciała Jezusa. Jest za to młodzieniec  - jeden, u Łukasza jest dwóch – który oznajmia, że Jezus zmartwychwstał oraz że zgodnie z Jego wcześniejszymi pouczeniami  Jego uczniowie mają udać się do Galilei; tam Go ujrzą. I w sumie dopiero wtedy będą mieli dowód, że Jezus naprawdę zmartwychwstał. Bo gdyby się im nie ukazywał, mogliby powiedzieć, że ktoś tylko ukradł ciało Jezusa. Z drugiej strony, gdyby Go widywali, a Jego ciało leżałoby w grobie, mogliby powiedzieć że to jakieś zwidy albo że Jezus jest duchem. Pusty grób i ukazywanie się Jezusa uczniom wskazują na realność Jego zmartwychwstania. Jezus nie tylko żyje po śmierci, ale na powrót przyobleka ciało. Wprawdzie ciało uwielbione, pozwalające nagle się pojawiać i nagle znikać, ale ciało, którego mogli dotykać, które nosiło ślady męki. No i dzięki któremu Jezus mógł z nimi normalnie jeść i pić (wielka radość dla tych, którzy martwią się, że w niebie przyjemność jedzenia mogłaby człowiekowi zostać odebrana ;))

Hmm... Sęk w tym, że Ewangelia Marka ma dziwne zakończenie. O spotkaniach z Jezusem wspomina dość lakonicznie. Bibliści przypuszczają, że owe informacje o spotkaniach ze Zmartwychwstałym, a potem o ostatnim rozkazie i wniebowstąpieniu Jezusa zostały dopisane później. Ewangelia ta zdaje się jednak pierwotnie kończyć  na dwóch zdaniach w czytaniu już nieujętych, ale występującym w tekście biblijnym zaraz potem:

One wyszły i uciekły od grobu; ogarnęło je bowiem zdumienie i przestrach. Nikomu też nic nie oznajmiły, bo się bały.

To raczej tylko pierwsza ich reakcja. Potem powiedziały. Takie jednak zakończenie tej Ewangelii nasuwa pewną myśl. Według niektórych biblistów napisana została najprawdopodobniej dla katechumentów. Czyli tych, którzy przygotowywali się do chrztu. Jest w scenie w Ogrójcu ten dziwny młodzieniec, który zostawia szatę w rękach tych, którzy chcieli go schwytać i ucieka. Jest te młodzieniec w grobie, już ubrany w lśniącą szatę, który mówi o powstaniu Jezusa z martwych. Trochę to przypomina obrzęd chrztu w tej znanej ze starożytności wersji chrztu przez zanurzenie: z jednej strony chrześcijanin wchodził do wody, a potem po wyjściu na drugi brzeg, otrzymywał nową szatę. Być może to dwa kończące tę scenę zdania to postawienie przygotowujących się chrześcijan przed wyborem: Chrystus zmartwychwstał. Nie musisz uwierzyć, możesz uznać, że to kłamstwo. Możesz, jak początkowo owe kobiety, przestraszyć się i milczeć o zmartwychwstaniu. Co wybierasz? Chcesz być chrześcijaninem?

I dopiero potem następuje relacja o tym ukazywaniu się Jezusa, Jego ostatnim rozkazie i wniebowstąpieniu. To mógłby być nawet celowy zabieg Ewangelisty. To odkrycie pustego grobu to jednak dla katechumenów taki moment wyboru: pójdziesz do końca za Jezusem czy nie? Jeśli uwierzysz do końca, włączysz się w radość zmartwychwstania. Jeśli nie, zatrzymasz się przy tym grobie...

To w sumie także pytanie dla nas. Czy wierzymy Jezusowi do końca. Czy widząc Jego zmartwychwstanie uznajemy, że naprawdę jest Panem...

W Ewangelii Łukasza... To początek opowieści o zmartwychwstaniu. Najpierw było odkrycie pustego grobu. Przez kobiety, które przyszły namaścić ciało Jezusa. Chciały w ten sposób dopełnić tego, czego z powodu bliskiego szabatu nie zdążyły zrobić w piątkowe popołudnie. Ale w grobie Jezusa nie było. A stojący w nim mężczyźni w lśniących szatach powiedzieli im, że zgodnie z zapowiedzią zmartwychwstał.

Łatwo zrozumieć, dlaczego Apostołowie im nie uwierzyli. To się po prostu nie mieściło w głowie. Tylko Piotr (i jak wiemy z innej Ewangelii Jan) pobiegł by zobaczyć. Ale też zastał tylko pusty grób. Co by nie powiedzieć, to jeszcze nie był dowód. Dopiero gdy spotkali Jezusa – w drodze do Emaus, w Wieczerniku i tych paru innych miejsca, o których wspominają Ewangelie, mogli nabrać pewności.

To zapewne przypadek, wynikający z narracji Ewangelistów: najpierw pusty grób, potem spotkanie z Jezusem, ale znamienne że liturgia słowa Wigilii Paschalnej roku B i C, podobnie zresztą jak Niedzieli Wielkanocnej (ale także w pierwotnej wersji swojego dzieła Ewangelista Marek!), zostawia jej uczestników niejako na progu tej największej tajemnicy. Jakby zostawiono tu miejsce na „wierzę”. No bo jest pusty grób, ale co dalej? Niezbity dowód, spotkanie z żywym Jezusem, nastąpi dopiero nieco później.Przy spotkaniu z Jezusem. 

Znamienne. W Liturgii Wigilii Paschalnej owo „wierzę” padnie w Liturgii Chrzcielnej, przy odnowieniu przyrzeczeń z chrztu. A potem w Komunii, nastąpi spotkanie z żywym Panem...

10. W praktyce

W tę noc chrześcijanin uświadamia sobie wielkość łaskawości swojego Boga i swojego wybrania. Już nie jest tylko Bożym stworzeniem. Przez Syna stał się Bożym dzieckiem. Pozostaje tylko pytanie, jak na ten zaszczyt odpowiedzieć? Bo nowe życie, które ma teraz prowadzić jakoś musi się różnić od tego starego, którym żyją nie znający Chrystusa. Co to znaczy? Nie chcę nikomu niczego narzucać. Dlatego tym razem to pytanie pozostawiam otwartym. I zachęcam do lektury (czy słuchania) cyklu, który swego czasu zamieściłem na na Wiara.pl: „Konstytucja królestwa”...