„Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie”. Nie, nie chodzi o to, by nie spać. Raczej o to, by zawsze robić to, co do mnie należy. By kiedy Pan powróci nie zastał nieporządków, krzywd, niesprawiedliwości. Bym nawet wyrwany ze snu mógł szybko Panu powiedzieć: nic złego w Twoim (!) domu się nie dzieje, wszystko w najlepszym porządku.
„Twoim”. Bo wszystko co mamy nie jest tak naprawdę do końca nasze. To depozyt, który Bóg nam zostawił, byśmy robili z niego sensowny użytek. Nawet to kim jesteśmy – wliczając w to nasze zdolności, umiejętności – jest jakimś Bożym darem. I to też nie powinno służyć tylko nam, ale i naszym bliźnim.
Nie, to nie teoria. Gdy jestem mężem te moje talenty mają służyć zwłaszcza żonie, dzieciom, rodzicom, przyjaciołom, bliskim, choć bez wykluczania obcych. Gdy kapłanem – wszystkim tym, dla których jestem duszpasterzem...
Jeśli będę musiał powiedzieć: „starałem się, ale nie wszystko mi się udało” – nie ma problemu. Gorzej, jeśli zamiast służyć panoszyłem się, a mój czas wypełniały nieustanne hulanki. Wtedy zacznie się płacz i zgrzytanie zębami.
Dodaj swój komentarz »