Zbawienie człowieka „rozgrywa się" na podstawie przyjęcia albo odrzucenia Bożej miłości objawianej w Chrystusie.
...Oni jednak szydzili z Bożych wysłanników, lekceważyli ich słowa i wyśmiewali się z Jego proroków... (2 Krn 36,14-16.19-23).
... Łaską bowiem jesteście zbawieni... (Ef 2,4-10).
...Światło przyszło w świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemności aniżeli światło: bo złe były ich uczynki... (J 3,14-21).
Fragment książki "Oto Słowo Boże! Rok B. Komentarz do trzech czytań niedzielnych", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa Salwator
Kazanie o „dobrym narodzeniu"
Według potocznej interpretacji Nikodem jest szanowanym Żydem, który spotyka się z Jezusem nocą. Boi się kompromitacji. W czasach mojej młodości bywali kaznodzieje, którzy z ambony ogłaszali wyroki, kto zasługuje na ludzki szacunek, a kto nie.
Lubię jednak myśleć, że Nikodem jest tym, który przychodzi z nocy do światła. Tym, który po omacku stara się wyjść z ciemności albo przynajmniej postanawia mieć więcej światła, ponieważ to, które posiada dotychczas, wydaje się niewystarczające.
Nikodem jest stary. Sam to zresztą przyznaje. Spodziewamy się więc, że Jezus przygotowuje go na dobrą śmierć. Jakie to szczęście móc znaleźć w Ewangelii list pasterski skierowany bezpośrednio do pokolenia trzeciego wieku! Jezus mówi mu bowiem, że... musi raz jeszcze się narodzić. Biedny (albo szczęśliwy) Nikodem jest oszołomiony. Zdaje sobie sprawę, że zostaje mu podarowana niesłychana możliwość rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Siwe włosy nie stanowią przeszkody. Musi przygotować się do nowych narodzin!
Zwykle mówi się też, że chodzi tu o dialog z Nikodemem. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że dostojnej osobistości nie wypadało zbyt wiele mówić. Oczywiście kulturalne przedstawienie się, zawierające pochlebne słowa wobec Nauczyciela, a potem dwa kłopotliwe pytania.
W pewnym momencie Nikodem znika. Od dziesiątego wersetu już więcej go nie spotykamy. Czyżby został wchłonięty na nowo przez noc, z której wyszedł tak bardzo ostrożnie? Wręcz przeciwnie. Został otulony olśniewającym światłem objawienia.
Najpierw jąkał nieporadne „wiemy" (należał do grupy tych, którzy „wiedzą"), a potem, w zetknięciu z Chrystusem, uświadomił sobie, że już nic nie wiedział, że tytuł „nauczyciela w Izraelu" już nie miał żadnej wartości; że wszystkiego jeszcze musiał się nauczyć. Noworodek i sztubak zarazem, na przekór siwym włosom. Światło „nowości" promieniuje teraz z oblicza tego starszego pana.
Być może chciał dyskutować na temat teologii. Ale Jezus nie pozwolił narzucić tematu rozmowy. Błyskawicznie przeszedł do sedna problemu: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie..."
W ten sposób rozmowa rozwinęła się w długi, pasjonujący monolog. To mówi sam Nauczyciel (albo, jeśli chcemy, młody Chrystus). Nikodem nie ma już nic do powiedzenia. Musi tylko słuchać, otworzyć się na objawienie. Nie przeszkadzać światłu swoim uczonym bełkotem.
Zawsze tak bywa. Przychodzi chwila, w której Nikodemowi odbiera mowę. Nam także. Już nie chodzi o to, aby dyskutować, stawiać natrętne pytania, ale wierzyć i podjąć ostateczną decyzję.
Uwierzyć w miłość
Wielu tłumaczy uważa, że szesnasty werset („Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał") jest centrum całej Ewangelii Jana.
Może nawet czymś jeszcze ważniejszym - centrum, szczytem naszej wiary?
Zazwyczaj, kiedy się mówi o wierze, przychodzi na myśl lista prawd i dogmatów, które należy przyjąć.
Tymczasem wierzący w Chrystusa wierzy przede wszystkim w miłość Boga objawioną w darze z Syna.
Zasadniczo wiarę ma się wtedy, gdy się wierzy w miłość, jeśli się wierzy, że Bóg kocha świat, wszystkich ludzi i każdego z nas z osobna.
Zbawienie człowieka, jak zobaczymy, „rozgrywa się" na podstawie przyjęcia albo odrzucenia Bożej miłości objawianej w Chrystusie.
Obok miłości jawi się jednak cierpki obraz krzyża. W taki właśnie sposób Chrystus udowodnił swoją miłość do świata.
Krzyż mówi o miłości pokonanej, a jednak zwycięskiej. Upokorzony, a jednak otoczony chwałą. Zdradzony, a jednak wierny. Nie zapominajmy, że ukrzyżowano sprawiedliwego.
„Trzeba, aby wywyższono Syna Człowieczego". Wywyższony w haniebnym miejscu stracenia Chrystus jest królem swojej wspólnoty. Jego „wywyższenie" nie jest wyrazem mocy władczej, ale wyboru jedynej mocy, jaką jest miłość.
Wierzący znajduje ratunek, patrząc w kierunku krzyża Chrystusa. Wąż z brązu postawiony przez Mojżesza na szczycie drzewca, nie był bożkiem obdarzonym magiczną mocą, ale znakiem zapowiadającym tę „moc uzdrowienia", która będzie pochodzić z krzyża wzniesionego na Kalwarii.
Ten dar łączy się z koniecznością wyboru, ponieważ może być przyjęty albo odrzucony. Z tego powodu sąd nie jest odroczony na koniec czasów: dokonuje się już tu, teraz i na ziemi. To człowiek sam się osądza, wybiera zbawienie lub potępienie w związku z postawą, jaką podejmuje wobec miłości ukazanej w Chrystusie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |