publikacja 07.11.2011 08:12
Masada to bodaj najbardziej znana z twierdz Heroda. Jednak jej początki sięgają rządów dynastii hasmonejskiej
Fragment książki "Herod Wielki - wielki budowniczy", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa TUM
Masada (hebr. הדצמ - Mecada; zlatynizowana forma słowa הדוצמ - forteca) jest twierdzą położoną na zachodnim wybrzeżu Morza Martwego, we wschodniej części Pustyni Judzkiej. Znajduje się ok. 18 km od Engadi, na wysokim wzgórzu dominującym nad okolicą. Jego zbocza opadają niemal prostopadle na wysokość 440 m nad poziomem otoczenia, ale jedynie 50 m n.p.m. Samotne wzgórze otacza kamienista pustynia, poprzecinana głębokimi kanionami.
Masada to bodaj najbardziej znana z twierdz Heroda. Jednak jej początki sięgają rządów dynastii hasmonejskiej i należy je wiązać albo z osobą arcykapłana Jonatana - brata Judy Machabeusza, albo, ku czemu skłania się większość badaczy, z osobą Aleksandra Jannaja. W roku 42 p.n.e została zdobyta przez Malicheusa, przeciwnika ojca Heroda - Antypatera.
W 40 r. p.n.e. uciekając przed Partami, w Masadzie schronił się Herod wraz ze swoją rodziną. Prawdopodobnie od tego czasu upodobał sobie to miejsce, bowiem bojąc się o życie swoje i najbliższych, wybudował tu imponujący kompleks pałacowy, skrupulatnie zaplanowany i doskonale wykonany.
Tak oto z tego okresu opisuje ją Józef Flawiusz: „(...) Skałę o rozległym obwodzie i znacznej wysokości ze wszystkich stron oddzielają głębokie wąwozy. Z głębi, której dna oko nie dosięga, wyrastają tak strome urwiska, że nie przedostanie się tędy żadne żywe stworzenie. Wyjątek jedynie stanowią dwa miejsca, w których skała daje trudny zresztą dostęp na górę. Z tych dróg jedna wiedzie od Jeziora Asfaltowego na wschodzie, druga, którą łatwiej jest wstępować, od zachodu. Pierwszą nazywają „wężem", znajdując podobieństwo do niego w tym, że jest wąska i wije się ciągłymi zakrętami, załamuje się koło występów skalnych i często powraca do dawnego kierunku, znów nieco wydłuża się i z trudem pozwala posuwać się naprzód. Kto idzie tą drogą, musi na przemian mocno stawiać raz jedną, raz drugą nogę, bo inaczej grozi oczywista śmierć. Z obu stron bowiem zieje taka głębia, że groza jej wprawia w przerażenie największego śmiałka. Kiedy przejdzie się taką drogą trzydzieści stadiów, dociera się do wierzchu góry, która nie przechodzi w ostry szczyt, lecz tworzy jakby płaskowyż. Tu właśnie najpierw arcykapłan Jonates zbudował twierdzę i nazwał ją Masadą. Później król Herod z wielką gorliwością zajął się należytym urządzeniem tego miejsca. Dookoła całej górnej płaszczyzny wzniósł z białych głazów skalnych mur o obwodzie siedmiu stadiów, wysoki na dwanaście i szeroki na osiem łokci. Stało na nim trzydzieści siedem wież, z których każda sięgała pięćdziesięciu łokci. Można z nich było przejść do komnat pobudowanych wewnątrz wzdłuż całego muru. Płaszczyznę u szczytu żyzną i pulchniejszą od jakiejkolwiek innej gleby król oddał pod uprawę, aby ci, którzy by szukali ratunku pod osłoną murów tej twierdzy, nie cierpieli braku żywności, gdyby kiedyś nie można było ściągać jej z zewnątrz. Zbudował także tam, poniżej muru biegnącego około szczytu, pałac królewski na zachodnim zboczu, zwrócony ku północy. Pałac obwiódł wysokim i potężnym murem, zaopatrzonym w cztery wieże narożne, wznoszące się na wysokość sześćdziesięciu łokci. Znajdujące się wewnątrz komnaty, krużganki i łaźnie miały różne wyposażenie i zbudowane były z wielkim przepychem. Wspierające kolumny wszędzie były blokami z jednego kamienia, a ściany i podłogi w komnatach wyłożone barwnymi kamieniami. W pobliżu każdego z miejsc zamieszkanych u góry, wokół pałacu i przed murem kazał w skałach wykuć liczne i obszerne zbiorniki do przechowywania wody, zapewniając taki jej dostatek, jaki mają ludzie korzystający ze źródeł. Z pałacu wiodło aż na samą płaszczyznę u szczytu wykopane przejście niewidoczne dla patrzących z zewnątrz. Ale nieprzyjaciołom niełatwo korzystać nawet z dróg widocznych. Ta, która biegła od wschodu, jest, jak powiedzieliśmy poprzednio, z natury niedostępna, drugą, z zachodu, Herod rozkazał w najwęższym miejscu zagrodzić wielką wieżą, której odległość od płaskowyżu wynosiła nie mniej niż tysiąc łokci. Wieży tej ani nie dało się obejść, ani też niełatwo było ją zdobyć. Nawet dla tych, którzy idąc tą drogą nie musieli się niczego obawiać, posuwanie się naprzód było wielce utrudnione. Oto jak owa twierdza była umocniona i przez naturę, i ludzką rękę przed napadami nieprzyjacielskimi.
Może większe jeszcze zdumienie budziła wielka obfitość i trwałość przechowywanych w twierdzy zapasów. Zgromadzono tu bowiem moc zboża, którego mogło zupełnie dobrze starczyć na długi czas, sporo wina i oliwy i prócz tego zebrano jeszcze znaczną ilość różnych nasion roślin strączkowych i daktyli. Wszystko to znalazł tutaj Eleazar, kiedy wespół z sykariuszami podstępnie zawładnął twierdzą w tak dobrym stanie, że w niczym nie ustępowało to zapasom świeżo zgromadzonym. A przecież od czasu zmagazynowania ich do czasu zajęcia twierdzy przez Rzym upłynęło bez mała sto lat. Bo i Rzymianie zastali pozostawioną część płodów zupełnie dobrze zachowaną. Można bez obawy pomyłki przyjąć, że trwałość ta miała przyczynę we właściwościach powietrza, które na wysokości całego tego płaskowyżu jest wolne od zanieczyszczenia kurzem i brudem z ziemi.