tytuł pochodzi od redakcji
4. Wspólnota interpretacji
Kto jednak dokonuje owej pracy interpretacyjnej - interpretacji materiału chaotycznych faktów, które zalewają nas każdego dnia i każdego roku? Oczywiście nasuwa się tu odpowiedź: Jest to praca pojedynczego historyka, fachowca od historii, który bada archiwa, sprawdza fakty w gazetach, zbiera materiały, a potem pewnego dnia wydaje książkę, w której zebrane przez siebie fakty umieszcza w większym kontekście, ukazuje je z różnych stron i w ten sposób interpretuje jakiś fragment historii.
Gdyby było to takie proste! W rzeczywistości pojedynczy historyk wcale nie pracuje sam. Sam byłby niemalże bezsilny. Czerpie on z pracy wielu innych osób. Sięga do licznych prac, które zostały przed nim sporządzone przez innych. Musi opierać się na wypowiedziach i interpretacjach wcześniejszych historyków. Samodzielnie i zdany na siebie samego nigdy nie byłby w stanie objąć nieogarnionego materiału faktów, nie mógłby ich uporządkować, a już na pewno zinterpretować. Dokumenty, które znajduje w archiwach, w dużej części same są już interpretacjami - wynikającymi z punktu widzenia i zamiaru ówczesnych świadków.
Istnieje zatem - jak w przypadku każdych poważnych badań - wspólnota badawcza historyków. Mówiąc to jeszcze bardziej radykalnie: istnieje wspólnota interpretacyjna historyków. Oczywiście w tej wspólnocie interpretacyjnej, dokładnie tak samo jak w teologii, swojego miejsca szukają również outsiderzy, awanturnicy, błędni rycerze i głupcy. Także oni są potrzebni. Oczywiście odnajdziemy tu również konflikty między grupami, skrajne stanowiska, walki pozycyjne i „kartele cytatów", czyli grupy naukowców cytujących siebie nawzajem, a uporczywie przemilczających wyniki badań innych grup. Krótko mówiąc, jest to niekończąca się debata, której nie można ominąć w żadnej poważnej pracy badawczej.
Pomimo tego nieprzerwanego sporu istnieje między historykami wspólnota interpretacyjna, która do pewnego stopnia prowadzi do konsensusu. W innym razie bowiem main-stream badań historycznych oraz dzieła fundamentalne w danej dziedzinie, które używane są w całym świecie, nie byłyby możliwe. To, co zostało tutaj nazwane „wspólnotą interpretacji", nie spada zatem z nieba i nie jest owocem dokonań jednostki. „Interpretacja" wymaga istnienia wspólnoty interpretacji. „Interpretacja" wymaga komunikacji między ludźmi. „Interpretacja" wymaga wreszcie, z perspektywy socjologicznej, istnienia zbiorowości, która pragnie upewnić się co do swojej historycznej tożsamości. A przede wszystkim „interpretacja" wymaga „pamięci kulturowej" istniejącej w tej zbiorowości.
5. Lud Boży jako wspólnota interpretacji
Wszystko, co dotąd zostało powiedziane w odniesieniu do nauk historycznych, odnosi się oczywiście również do teologii. Tutaj zbiorowością, która umożliwia zaistnienie interpretacji historii, jest lud Boży. Lud Boży od samego początku był wspólnotą opowiadania. Opowiadał on, jak Bóg ciągle na nowo działał wobec ludu Bożego. A jako wspólnota opowiadania lud Boży był wspólnotą interpretacji, wspólnotą, która swoją pamięć, swoją memoria, ciągle na nowo odnawiała i oczyszczała. […]
6. Jedyny uzasadniony gatunek tekstu
Tym samym staje się wreszcie zrozumiałe, dlaczego Kościołowi pierwotnemu nie mogły wystarczyć takie gatunki tekstu jak protokół, kronika, rejestr, annały i relacje, które jedynie gromadzą obok siebie fakty. Kościołowi chodziło przecież o historiozbawczy sens wydarzeń, o interpretację faktów w oparciu o wiarę. Dlatego w rachubę wchodziły tylko te rodzaje tekstu, które mogły uwzględnić interpretację opartą na wierze. Jednym z najważniejszych gatunków tekstu w Biblii, który na to właśnie pozwala, jest opowiadanie. Pozwala ono na interpretację wydarzeń i na rozpatrywanie ich z perspektywy doświadczenia wiary, bez wdawania się przy tym w długie i abstrakcyjne refleksje.
Formułując to raz jeszcze inaczej: ów sam w sobie zróżnicowany gatunek tekstu, jakim jest „opowiadanie", pozwala trzymać się prawdziwego toku wydarzeń, lecz równocześnie opowiadane wydarzenie ukazać w całej jego głębi. Opowiadanie, z którym mamy przykładowo do czynienia w Markowym opisie Męki Pańskiej, wychodzi od rzeczywistego wydarzenia, ale nie ogranicza się przez to do zwykłego zrelacjonowania zewnętrznego przebiegu wydarzeń. Opowiadanie Marka nigdy nie traci związku z historią i faktami, a jednak dokonuje czegoś więcej niż tylko uporządkowania danych historycznych.
Zatrudnijmy w tym miejscu raz jeszcze twórców filmowych, od których literaturoznawcy i teolodzy wiele mogliby się nauczyć! Widzieliśmy już, że dokonują oni selekcji ogromnej ilości materiału filmowego, wybrane sekwencje komponują w starannie przemyślany sposób, a dzięki selekcjonowaniu i układaniu poszczególnych elementów dają interpretację. Montują film w taki sposób, by zmierzał do punktu kulminacyjnego, przy czym czasami mają do czynienia z kilkoma punktami kulminacyjnymi. Do gry włączają także tło wydarzeń, symboliczne przedstawienia obrazów, a za pomocą cytatów z obrazów tworzą nawiązania do innych części filmu, a czasem i do innych filmów. A wszystko to tyczy się nie tylko filmów fabularnych, będących wytworem czystej fantazji. Również doświadczeni dokumentaliści posługują się takimi technikami, chyba że ich filmy miały na celu jedynie wywołanie powierzchownych reakcji.
Oczywiście tego wszystkiego nie wynaleźli filmowcy. Dobrzy narratorzy od dawna stosują przedstawione tutaj techniki. A narratorzy Męki Pańskiej opanowali je w stopniu mistrzowskim. Z tej perspektywy przyjrzyjmy się trochę dokładniej Męce Pańskiej według św. Marka.
Także do niej odnosi się to, że narratorzy i twórcy tego opowiadania o Męce - a sam ewangelista jest tylko jego ostatnim redaktorem - dysponowali obfitym materiałem, z którego mogli dokonywać wyboru.
-------------------------------------------------
Fragmenty pochodzą z książki Ostatni dzień Jezusa. :.
Zostały zamieszczone za zgodą Wydawnictwa "W drodze" :.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |