Połowiczność odpada

Jeśli chrześcijanie nie żyją zasadami, które głoszą, jeśli są solą, która utraciła smak, to co się dziwić, że nie pociągają do Boga, ale od Niego odstraszają?

Kiedy wybierasz się zimą na górską wycieczkę starannie dobierasz ekwipunek. Spodnie takie, żeby nie było za zimno, ale też nie za gorąco. Wedle podobnej zasady wybierasz to, co nakładasz na górną część ciała, choć bierzesz też coś  dodatkowego, na chwile postoju. Oczywiście buty takie, żeby zaraz nie przemokły. Czapka, rękawiczki... Raki? To zależy. Podobnie z czekanem czy kijkami. Mniej więcej wiesz, czego możesz się spodziewać, więc kalkulujesz, czy warto dźwigać. Podobnie z ilością ciepłych napojów i jedzenia, choć już trochę słodyczy zabierasz ze sobą na pewno. Na wszelki wypadek. Zimą dodatkowa porcja energii nieraz bardzo się przydaje. Nigdy nie robisz jednak tak, że bierzesz tylko jeden porządny but, drugi byle jaki. Nie zabierasz tylko jednej rękawiczki ani tylko jednego raka. Taki wybór byłby bez sensu, prawda? Podobnie jest chyba w życiu chrześcijańskim. Jeśli chcesz iść drogą za Jezusem nie możesz przyjąć tego, co jest do tego potrzebne tylko częściowo. Bo nie dasz rady przejść wyznaczonej dla ciebie drogi.

O wybiórczości w sferze wiary mówi się najczęściej w odniesieniu do letnich chrześcijan. Takich, co to „wierzą, ale” albo „w wierze nie przesadzają”. Tymczasem problem dotyczy też tych, którzy uważają się za gorliwych. Łatwo uderzyć się w piersi i mówić, że nikt z nas nie jest idealny, ale części wymagań stawianych przez Ewangelię w ogóle nie zamierzać podjąć. To bardzo niebezpieczna postawa. Zadowolony z siebie i mniemający, że ma do naprawienia najwyżej jakieś drobiazgi często nie zauważa, że coś jest nie tak. Nawet gdy jest fundamentalnie nie tak, a wszystkie jego mniejsze czy większe grzechy wcale nie biorą się z chwilowej słabości, ale są wyrazem braku nawrócenia w jakiejś bardzo podstawowej sprawie.

Przykład? Pyszny może stroić się w piórka skromności, ale ta pycha w jednej drugiej i dziesiątej sytuacji i tak z niego wyjdzie. Lubiący innymi pomiatać powstrzyma się raz czy drugi, ale za trzecim razem pokusie ulegnie. Chciwy może chcieć swoją wadę poskromić, ale dopóki pieniądze są dla niego ważne tak samo jak Bóg, a więcej niż drugi człowiek, to wedle tego wartościowania będzie swoich wyborów dokonywał. Trzeba nie tylko szukania podpórek do uchronienia się przed upadkami, ale przede wszystkim wyeliminowania ich źródeł. Stąd też potrzeba przyjęcia wszystkich wymagań, jakie stawia Jezus, a nie tylko ich wygodniejszej części.

Mówił o tym obrazowo Jezus swoim uczniom zaraz po tym, kiedy pokłócili się o to, kto z nich jest większy, a On wyjaśniał im, że pierwszym jest ten kto służy. Powiedział im:

Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie. Bo każdy ogniem będzie posolony. Dobra jest sól; lecz jeśli sól smak utraci, czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i zachowujcie pokój między sobą!

Zostawmy na chwilę problem „stania się powodem grzechu” (greckie skandalon – pułapki, zasadzki, uwiedzenia, skuszenia, zgorszenia, upadku) dla innych. Jezus mówi tu też o tym, jak radykalnie należy odcinać od siebie to wszystko, co jest powodem moich osobistych upadków. Rękę, nogę, oko... Mocne wymaganie. To oczywiście hiperbola. Bo tym co skłania do grzechu częściej niż kończyny jest rozum czy serce. Chodzi więc pewnie odcięcie się od tych korzeni zła, które są w mojej duszy. Na przykład wspomnianych już pychy i chciwości. Nieczystości, zazdrości, nieumiarkowania, gniewu czy lenistwa na dokładkę też.

Jezus nie mówi, co jest ową ręką, nogą czy okiem, które doprowadzają człowieka do upadku. I podobnie nie mówi w tym miejscu, o upadek w jakie konkretnie grzechy chodzi. Gdy spojrzeć na całość dzieła Marka można się domyślać, że chodzić może o grzech niewiary, grzech odrzucenia Go z jednej, a grzech porzucenia swojego krzyża i nie naśladowania Go z drugiej. Czyli lekceważenie tych wymagań, jakie stawia przed swoimi uczniami, a przyjmowanie postaw faryzeuszy, uczonych w Piśmie czy zwolenników Heroda. To jednak zbyt ogólne.

Trzeba pamiętać, że Jezus działa w środowisku dobrze znających Boże prawo Starego Przymierza. Owych znanych każdemu Żydowi dziesięć przykazań Bożych. Wspomina o nich w dyskusji z faryzeuszami w siódmym rozdziale, gdy zarzuca im zmienianie Bożego prawa swoją tradycją. Powie o nich w jednej z następnych scen, gdzie człowiekowi pytającemu Go o sposób na osiągnięcie życia wiecznego najpierw przypomni przykazania Dekalogu. A w dwunastym rozdziale wszystkie te przykazania streści w przykazaniu miłości Boga i bliźniego. To te grzechy Jezus ma więc na myśli. To złamanie Bożego prawa czy to wyrażonego w dekalogu czy w  owym podwójnym przykazaniu miłości. Chrześcijanin, chcąc uniknąć piekła (tak tak, piekła), musi żyć według Bożego prawa. A żeby tak żyć powinien się odciąć od wszystkiego, co staje się powodem jego upadków. Radykalnie.

W tym kontekście jaśniejszym staje się owo tajemnicze stwierdzenie o „posoleniu ogniem” i soli, która może stracić smak. To pierwsze, to chyba zapowiedź trudnej próby, której zostaje poddany chrześcijanin – próby wierności Bogu od początku do końca, we wszystkim. Drugie to przypomnienie, że sól bez smaku, czyli chrześcijanin bez wyraziście chrześcijańskiej postawy, jest do niczego....

Najgorzej jednak – i o tym mówi Jezus na samym początku –  gdy coś w człowieku staje się powodem nie tylko jego własnego grzechu, ale gdy on sam staje się powodem upadku bliźniego. Tego mniejszego, słabszego. Wtedy lepiej byłoby mu uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze....

Zgorszyć, czyli uczynić człowieka gorszym, można na wiele sposobów. Do grzechu można namówić. Do grzechu – bardziej przebiegle – można uwieść. Można też dawać człowiekowi zły przykład. W naszych czasach widać to szczególnie jasno jeśli chodzi o pary żyjące razem bez ślubu. Ale do grzechu można też sprowokować. Ignorowaniem, lekceważeniem, poniżaniem, złym słowem, złośliwościami, niesprawiedliwością, krzywdą. Dziwne, że traktowany w ten sposób po jakimś czasie wybuchnie? Czy to, że ktoś zaczyna w jakiejś sytuacji kląć jest zawsze tylko i wyłącznie jego winą? A może i świętoszka, który sprytnie bliźniego rozgrywa, i który z miną niewiniątka ogłasza, że „on tylko”?

Jest jeszcze jeden sposób gorszenia słabego bliźniego, i chyba właśnie tę sytuację miał na myśli w tej scenie Jezus: stworzenie ze wspólnoty takiej kliki, w której liczą się wewnętrzne zasady i układy, a nie Boże prawo. Czyż i nam dziś, w naszych wspólnotach czasem nie grozi coś podobnego? Mentalność korporacyjna, która broni swoich, nawet jeśli są szujowaci, a występuje przeciw innym, bo obcy? Święty Paweł kiedyś, mając na myśli Żydów,  tak  to opisał: „Ty, który chlubisz się Prawem, przez przekraczanie Prawa znieważasz Boga. Z waszej to bowiem przyczyny – zgodnie z tym, jest napisane – poganie bluźnią imieniu Boga” (Rz 2, 23-24). Jeśli chrześcijanie nie żyją zasadami, które głoszą, jeśli są solą, która utraciła smak, to co się dziwić, że nie pociągają do Boga, ale od Niego odstraszają?

„Miejcie sól w sobie i zachowujcie pokój między sobą” – powiedział Jezus na koniec tych wyjaśnień. No właśnie: bez radykalnego odcięcia się od zła nie można być Jego uczniem.

Poprzednie odcinki

Przeczytaj też:

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg