Garść uwag do czytań uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa, roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, okazja do rozważań nad Bożą miłością. Ważne w kontekście konieczności poznania Tego, któremu i w którego się wierzy. Bo to nie tak, że możemy wziąć swoje wyobrażenia o miłości i dodając do tego stwierdzenie św. Jana, że Bóg jest miłością uznać, że jest On taki, jak nasze o niej (miłości) wyobrażenia. Bóg jest jaki jest. I wierzący w Niego powinien się starać poznać Go takim, jaki jest, a nie próbować wtłaczać Go w ramy swoich wyobrażeń. Nie możemy tworzyć sobie Boga na swój obraz i swoje podobieństwo. To byłby raczej jakiś bożek, nie Bóg prawdziwy. Dlatego zawsze warto pytać, jak przedstawia On siebie samego. Na kartach Jego objawienia, na kartach Pisma Świętego. W uroczystość Serca Jezusowego – jest okazja by zapytać, jaki obraz Boga wyłania się z wybranych na ten dzień czytań.
1. Kontekst pierwszego czytania Oz 11, 1. 3-4. 8c-9
Pierwsze czytanie tej uroczystości pochodzi z Księgi proroka Ozeasza. Prorok ten żył i działał u schyłku istnienia północnego państwa dawnego niepodzielonego Izraela, nazywanego właśnie Izraelem albo Efraimem. Hm... Dla jasności przypomnijmy: po wyjściu z Egiptu i zdobyciu Kanaanu Naród Wybrany długo nie miał jakiejś spójnej państwowości, ale był luźną federacją dwunastu pokoleń (szczepów), które wywodziły swój ród od Abrahama, Izaaka i Jakuba (nazywanego też Izraelem). Zmieniło się to gdzieś na przełomie tysiącleci. Najpierw całością kraju rządził jako król Saul, a po nim objął rządy Dawid. Dawne ciągoty do niezależności od władzy centralnej jednak w Izraelu nie wygasły. I choć syn Dawida, Salomon, rządził jeszcze całym królestwem, to już za czasów jego następcy Roboama nastąpił podział. Odtąd istniały dwa państwa potomków Abrahama: południowe ze stolicą w Jerozolimie, od najsilniejszego w tym rejonie pokolenia (plemienia) nazwane Judą, i północne, które zrzeszało większość dawnych plemion, nazywane Izraelem albo Efraimem. (W tym drugim stolica była kilkukrotnie przenoszona, ale dość długo była nią najbardziej znana dziś Samaria).
Ozeasz działał u schyłku państwowości Izraela (Efraima). Wskutek intryg, w które wdali się jego władcy, niedługo miało zostać podbite przez Asyrię. Tak to wygląda od strony czysto ludzkiej.
Od strony religijnej jednak upadek Państwa Północnego przedstawiany był jednak, między innymi przez proroka Ozeasza, jako kara za grzechy Izraela. Jakie? Długo by o nich pisać. Najkrócej chodziło o odstępstwo od wiary, o bałwochwalstwo. O ile w Państwie Południowym, Judzie, takie sytuacje, owszem zdarzały się, ale nie były regułą, to na Północy, w Izraelu, porzucanie Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba i wprowadzanie kultów pogańskich było stałą praktyką, mocno promowaną także przez kolejnych władców tego państwa. I patrząc na sprawę od strony polityki można to nawet rozumieć: ośrodek kultu Boga Abrahama znajdował się w stolicy rywala. Niezbyt komfortowa to sytuacja w przypadku jakichkolwiek zatargów. Ale przecież nie od polityki zależeć powinno to, czy człowiek oddaje cześć Bogu czy nie.
W czytanym tego dnia fragmencie Ozeasza prorok nawiązuje właśnie do niewierności Izraela. I gdy czytać bez opuszczeń (jak strasznie nie lubię takiego szatkowania tekstu!) – zapowiada też karę. Straszną karę: podbicie przez Asyrię. To niezwykle ważne w interpretacji tego tekstu. Słowa o miłości Boga do Izraela, w których znajduje się także zapowiedź nieuchronnej kary, każą nam uzmysłowić sobie, że miłość Boga to niekoniecznie pobłażanie nieprawości i dobrotliwe głaskanie po główce. To miłość twarda i wymagająca. Miłość, która nie ucieka przed trudna prawdą o ludzkim grzechu.
Przytoczmy ten tekst w całości. Fragmenty użyte jako czytanie – pogrubioną czcionką.
Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem,
i syna swego wezwałem z Egiptu.
Im bardziej ich wzywałem,
tym dalej odchodzili ode Mnie,
a składali ofiary Baalom
i bożkom palili kadzidła.
A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima,
na swe ramiona ich brałem;
oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich.
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami,
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę -
schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.
Powrócą do Egiptu
i Aszszur będzie ich królem,
bo się nie chcieli nawrócić.
Miecz będzie szalał w ich miastach,
wyniszczy ich dzieci,
a nawet pożre ich twierdze.
Mój lud jest skłonny
odpaść ode Mnie -
wzywa imienia Baala,
lecz on im nie przyjdzie z pomocą.
Jakże cię mogę porzucić, Efraimie,
i jak opuścić ciebie, Izraelu?
Jakże cię mogę równać z Admą
i uczynić podobnym do Seboim?
Moje serce na to się wzdryga
i rozpalają się moje wnętrzności.
Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu
i Efraima już więcej nie zniszczę,
albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem;
pośrodku ciebie jestem Ja - Święty,
i nie przychodzę, żeby zatracać.
Prawda że ujmujące? Narzekają bibliści, że to jeden z najbardziej skażonych przy przepisywaniu tekstów. Momentami trudno ustalić jego pierwotne brzmienie (zwłaszcza wiersze 6 i 7). Ale tak jak znamy go dziś, to zdecydowanie jeden z najpiękniejszych tekstów biblijnych, z przepięknym obrazem Boga.
Jego wymowa jest chyba jasna i oczywista: Bóg jest tym, który od samego początku troszczył się o swój lud. Dla niego uczynił wielkie cuda w Egipcie, dla niego skłaniał siły przyrody do pomagania mu, gdy ten szedł przez pustynię, z nim na Synaju zawarł układ, przymierze: wy będziecie przestrzegać mojego prawa (zasadniczo Dekalogu), Ja będę się o was troszczył i bronił was przed wszelkimi niebezpieczeństwami niebezpieczeństwami. To był układ, coś za coś. A Izrael wiedział, z kim zawiera przymierze; wiedział już, jak mocny i jak dobry jest dla Niego ten, który ten układ proponuje. I tę miłość Boga do Izraela przedstawia Ozeasz na wzór miłości ojca do maleńkiego, nieporadnego dziecka.
Niestety, Naród Wybrany, kiedy wyrósł (ale wcześniej też), ciągle zapominał, kto jest Jego dobrodziejem. Łamał zawarte z Bogiem przymierze. Także w tym podstawowym wymiarze, jakim było skłanianie się ku obcym bogom: „Składał ofiary Baalom i bożkom palił kadzidła”. I za to w końcu musi go spotkać kara. „Powrócą do Egiptu” znaczy „znów będą niewolnikami”. Tyle że teraz nie Egipcjan, a Asyryjczyków, którzy mnóstwo z nich pozabijają, a ich warowne twierdze – rozwalą. Bóg tego nie chce, Jego serce się wzdryga przed czymś takim. Ale jakie ma wyjście? Jednak Jego gniew nie będzie wieczny. Nie chce by Izrael stał się jak miasta zniszczone razem z Sodoma i Gomorą. Nie chce zatracać. Dlatego kiedyś nad swoim narodem się zlituje....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |