Są sprawdzone metody, pomaga doświadczenie i inwencja, ale plon w ogromnej mierze zależy od tego, na co wpływu nie mamy.
Z cyklu „Nawróćmy się na Kościół. Kościół w biblijnych obrazach”
Kościół – rzeczywistość inna, niż czysto ludzkie organizacje. Bo będąca wspólnotą człowieka z Bogiem. Lud Boży, lud Boży Nowego Przymierza – to podstawa, na wskroś biblijna kategoria myślenia Kościoła o sobie samym. I chyba najlepiej oddająca czym Kościół jest. Szerzej ów koncept przedstawiłem w poprzednim odcinku cyklu. Sęk w tym, że to pojęcie bardzo szerokie. Na tyle, że łatwo przeoczyć istotne treści, jakie ze sobą niesie. Stąd warto sięgnąć też do innych biblijnych obrazów, które w rzeczywistości Kościoła akcentuję te czy inne prawdy. Dziś więc parę słów o obrazie Kościoła jako uprawnej roli Boga.
Musimy lepiej zorganizować naszą działalność, musimy być skuteczniejsi – słychać w Kościele postulat. W ewangelizacji (czyli w głoszeniu Dobrej Nowiny), w katechezie, w pracy na rzecz dobra wspólnego. Czy jednak wzrost Kościoła faktycznie od nas zależy? I w jakiej mierze? Reformujmy Kościół – słuchać dziś dość głośno i ten postulat. Ale jeśli ten Kościół jest Bożą rolą uprawną to czy mamy do tego prawo? A jeśli tak, to w jakim zakresie?
Właściciel i jego pomocnicy
O Kościele jako Bożej roli uprawnej pisze w 1 Liście do Koryntian święty Paweł. Ale dość szybko temat urywa, przechodząc do innego obrazu, Kościoła jako Bożej budowli. Warto jednak tę jego myśl zauważyć. A pisał Paweł w kontekście tworzenia się w Kościele w Koryncie podziałów, których powodem byłą szczególna atencja do tego czy innego nauczyciela wiary.
Skoro jeden mówi: «Ja jestem Pawła», a drugi: «Ja jestem Apollosa», to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg. Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę. My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą (…) (1 Kor 3,5-8)
Paweł posiał, Apollos podlał, ale to nie miałoby żadnego znaczenia, gdyby Bóg nie dał wzrostu. Ten Kościołowi daje Bóg. Bez Niego ludzkie wysiłki na nic się nie zdadzą – pisze święty Paweł. To ważna konstatacja, ale jest w jego wywodzie coś jeszcze ważniejszego. Że ta uprawna rola, którą jest Kościół, jest Boga. On jest jej właścicielem. On jest pierwszym, który się o nią troszczy. Paweł i Apollos – tak pisze autor listu – są jedynie Jego pomocnikami.
Powtórzmy: właścicielem tej roli uprawnej jaką jest Kościół, jest Bóg. On jest pierwszym który się o nią troszczy i On jest jedynym który może dać Kościołowi wzrost. Czy to jako całości czy poszczególnym jego członkom. Człowiek jest w tym dziele jedynie pomocnikiem Boga. A teraz spójrzmy na to, co dzieje się w Kościele dziś. Czyż nie jest tak, że dość często, zamiast słuchać Boga, słuchać co Duch mówi do Kościoła i realizować Jego pomysły, próbujemy realizować nasze ludzkie wobec Kościoła plany? Wszystko skanalizować w rozporządzeniach, wytycznych, programach, Boży charyzmat zstępując szkoleniem? I spodziewamy się, że to przyniesie wzrost, choć doskonale niby wiemy, że może on być jedynie dziełem samego Boga? No właśnie. Ale to pół biedy. To z niemądrego, ale charakterystycznego dla naszych czasów zamiłowania do porządkowania rzeczywistości przepisami. Bywa jednak znacznie gorzej. Dziś wielu pomocników zaczęło się uważać za właścicieli uprawnej roli Boga. Wiedzą lepiej co siać, czym nawozić, kiedy podlać, żeby było przyjazne dla naturalnego środowiska i cieszyło oko. Tak, oko, bo tradycyjnie rozumiany plon – świętości, dobrego życia – nie jest dla nich specjalnie istotny.
Nie dla ozdoby, a dla plonu
Pisząc o Kościele jako uprawnej roli Bożej nie sposób nie zauważyć nawiązujących do tego obrazu ewangelicznych przypowieści o królestwie Bożym/ królestwie niebieskim. Dotykamy tu trudnego tematu relacji między owym królestwem a Kościołem. Nie wchodząc w szersze rozważania można powiedzieć, że to pierwsze, będąc rzeczywistością nieco szerszą, jest jednak także obecne w Kościele. Można więc owe przypowieści także do Kościoła odnieść. W dwóch z nich – przypowieści o zasiewie i ziarenku gorczycy – zaakcentowany został poruszony już temat niezależnego od człowieka wzrostu tegoż królestwa. Ale nie tylko. Przytoczmy je. W wersji Marka (Mk 4), bo tylko u niego występuje pierwsza z nich.
Mówił (Jezus) dalej: «Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo».
Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu».
W pierwszej, prócz tematu samodzielnego wzrostu ziarna, uwagę zwraca wzmianka o żniwach. Czy należy je rozumieć jako plon zbierany jeszcze w doczesności dla dobra tego świata, czy, podobnie ja w przypowieści o chwaście, dzień Sądu Ostatecznego, pozostawmy bez odpowiedzi. W każdym razie zdecydowanie nie chodzi o wzrost dla bycia ozdobą, ale o przyniesienie plonu. Plonu jakim jest świętość. Dziś, jak już pisałem, można nieraz odnieść wrażenie, że w Kościele o plonie, żniwach, się nie myśli, a chce się tylko, żeby dobrze rosło i cieszyło oko. Nie, to kompletnie nie tak. W królestwie Bożym, w Kościele właśnie o to chodzi, by wzrastający w nim przyniósł plon. Ma z małego kiełka stać się dorodnym źdźbłem zwieńczonym pełnym ziaren kłosem.
Byle nie zadeptać
W drugiej z przypowieści, o ziarenku gorczycy, nowością w stosunku do tego, co napisano wcześniej, jest wielkość, do jakiej rozrasta się to maleńkie ziarenko. Znów można być napisać: przypowieść ta uczy, że to Bóg, nie człowiek daje wzrost. Można jednak jeszcze dodać: a Bóg może zaskoczyć. To, co wydawało się marne i liche, może stać się najwspanialszym dziełem. Hm… Czyż tak właśnie w Kościele z różnymi dziełami często nie jest? Nie staje się koniecznie wielkim to, na które ludzie chuchają i dmuchają (podlewają, nawożą, ogrzewają i doświetlają) ale to, które wedle Bożych planów miało się rozróść. Wystarczy nie zadeptać.
Naprawdę winny siewca?
Ciekawą naukę o królestwie / Kościele niesie też ze sobą przypowieść o siewcy. Znana, przytoczmy dla przejrzystości jej wyjaśnienie.
Siewca sieje słowo. A oto są ci [posiani] na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich. Podobnie na miejscach skalistych posiani są ci, którzy, gdy usłyszą słowo, natychmiast przyjmują je z radością, lecz nie mają w sobie korzenia i są niestali. Gdy potem przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują. Są inni, którzy są zasiani między ciernie: to są ci, którzy słuchają wprawdzie słowa, lecz troski tego świata, ułuda bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. W końcu na ziemię żyzną zostali posiani ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny (Mk 4,14-20)
W tej przypowieści zarówno kwestia własności roli – czyli Kościoła – została pominięta. Nie zostało też jasno powiedziane, kto jest tym siejącym. Sam Bóg? Bóg przez swoich pomocników? To tu nie jest istotne. Ważne wydaje się, po pierwsze, to, o czym mowa było już wcześniej: celem tego siewy jest uzyskanie plonu, nie zazielenienie świata. Plonu, czyli czegoś, co moglibyśmy nazwać świętością. Mniejszego – plon trzydziestokrotny – albo większego – plon stokrotny. Ale plonu właśnie oczekuje ten albo ci, którzy sieją. Bardzo wyraźnie widać to, gdy mowa o słowie zasianym między ciernie: zboże wyrosło, ale pozostało bezowocne. I postawione jest na równi z tym, które na drodze nie zdążyło wykiełkować i z tym, które uschło.
Nowością za to jest w tej przypowieści zwrócenie uwagi na to, że siew słowa Bożego pada na różne gleby ludzkich serc. Proszę sobie przypomnieć: poprzednio mowa była o tym, ze wzrost daje Bóg. Tu okazuje się, że zależy on też od tego, który słowo ma przyjąć. Ciągle jednak – podkreślmy to – nie zależy od tych, którzy sieją. Znamienne, prawda? W żadnej z tych przypowieści nie powiedziano, jakoby wzrost tego, co zasiano zależał od człowieka trudzącego się siewem, podolewaniem czy temu podobnym. Nie! W obrazie Kościoła jako roli Bożej zawsze odpowiedzialnym za wzrost jest Bóg. W tej zaś przypowieści także człowiek, który przyjmuje słowo. Ale nie siewca.
Można chyba powiedzieć, że bezsensowna jest praca siewcy, który próbuje siać w sercu twardym jak droga. Naiwnością oczekiwanie, że coś może z tego wyrośnie. Poza tym siejący nie wie jednak, czy sieje na ziemię żyzną czy skalistą albo między mające gwałtownie urosnąć ciernie. Nie odpowiada za to, jaką glebą jest ten, któremu głosi Ewangelię. Zaskakujące? Ano kompletnie na przekór temu, co dziś nieraz się słyszy. Ot, młodzi nie wierzą, bo używacie niewłaściwego języka, stosujecie niewłaściwe metody, nie umiecie nawiązać kontaktu, nie umiecie ich pociągnąć: wasza wina, boście tacy nieudaczni. Faktycznie? Ta przypowieść pokazuje, że o ile siewca nie zaniedbuje się w pracy – niekoniecznie.
Spokojnie, można poczekać
I ostatnia z „rolnouprawnych” przypowieści. Z Ewangelii Mateusza . O chwaście.(Mt 13,24-30)
Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: "Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?" Odpowiedział im: "Nieprzyjazny człowiek to sprawił". Rzekli mu słudzy: "Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?" A on im odrzekł: "Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza".
Dla obytego z tematyką biblijną jej wyjaśnienie jest znane, ale też przytoczmy (Mt 13, 38-43)
Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego.
No cóż… W tej przypowieści jeszcze raz, i to najmocniej, podkreślono, że nie chodzi o to by coś na polu wyrosło, ale by to coś co wyrosło wydało plon; plon świętości. Ten plon właśnie – tu już wyraźnie w Dniu Ostatecznym – zostanie zebrany do spichlerza. Czyli człowiek, który wydał dobry owoc trafi do nieba. Chwasty zaś, choć może niejeden z nich ładnie wygląda, zostaną spalone. I tak jest w Kościele. Nie chodzi o to, żeby w Kościele być, ale by przynieść plon. By przynieść owoc swojej świętości. Bez tego czeka człowieka ogień.
Przypowieść ta przynosi nam jednak o Kościele także inną, dotąd jeszcze nie wspomnianą prawdę: są w im zarówno ludzie dobrzy ja i źli. Pomysł, by budować Kościół jedynie z świętych, a wykluczyć z niego grzeszników (jakiej proweniencji grzesznikami by nie byli) nie jest zbyt szczęśliwy. Pieląc, niszcząc zło, łatwo zniszczyć też to, co dobre. Czasem może dlatego, ze coś jeszcze dobrze nie wygląda, ale z czasem zacznie, a czasem po prostu przez nieuwagę i zapalczywość w tępieniu zła.
Trudno także tej przypowieści nie odnieść do naszych czasów. My też przecież oczekujemy Kościoła świętych, a widzimy, że jest w nim też wielu grzeszników. Jezus w tej przypowieści uczy, że odpowiedzią na zło w Kościele nie powinny być jakieś gwałtowne działania, bo one niszczą nie tylko owo zło, ale i to co w Kościele dobre. Tak, to właśnie przestroga, jaką także naszym czasom daje w tej przypowieści Jezus. Można bez obaw poczekać na Dzień Sądu, w którym zło i każdy grzesznik zostaną sprawiedliwie osądzeni.
Ciekawe to biblijne spojrzenie na Kościół, prawda? Zaskakująco często nie przystające do wyrażanych w różnych wystąpieniach koncepcji na temat tego, czym jest i co powinien Kościół. Cóż…
W skrócie
Kościół to Boża rola uprawna. Co to dla nas znaczy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |