Zdaniem niektórych, każdy z nas ma psalm, który jest właśnie o nim. Czytając uważnie i rozważając każdy ze 150 psalmów, należałoby go odnaleźć i nauczyć się go na pamięć, aby stał się codzienną osobistą modlitwą.
Bardzo poczytny wśród młodzieży oazowej lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku francuski kapłan Michel Quoist, w jednej ze swoich książek, uczących modlitwy, napisał: „Żeby być piękną zatrzymaj się minutę przed lustrem, pięć minut przed własną duszą, piętnaście przed Bogiem”.
Powyższe słowa można potraktować jako pewnego rodzaju zalecenie odnośnie do osobistej lektury Pisma Świętego. Tych piętnaście minut przed Bogiem, to nic innego jak pochylenie się nad słowem, jakie Bóg poprzez Biblię kieruje do ludzi. Zanim więc powiemy więcej na temat sposobów indywidualnej lektury Pisma Świętego, niezwykle pożytecznej dla kształtowania życia duchowego, należy wpierw podkreślić potrzebę, a wręcz konieczność systematycznego, codziennego sięgania po Słowo Boże, jak po życiodajny, wyborny pokarm. Bez wyrobienia w sobie nawyku częstej, niemal codziennej lektury Pisma Świętego przez kilka czy kilkanaście minut, zajmowanie się konkretnymi metodami nie ma sensu. Problem z nawykiem codziennej kilkunastominutowej lektury Pisma Świętego bierze się nie z braku czasu, ale ze złej jego organizacji i niewłaściwej hierarchii wartości. Nieco ironizując, można odwrócić cytowane zdanie ks. Quoista i powiedzieć, że współczesny chrześcijanin pięć minut zatrzymuje się przed Bogiem, pośpiesznie i niedbale odmawiając poranny pacierz, dziesięć minut przed sobą, planując, co ma do zrobienia w danym dniu, a piętnaście minut spędza przed lustrem albo – co gorsza – przed szkłem telewizora, komputera, tabletu czy smartfona. Nie dziwi więc, że na nic nie ma czasu.
Ten sam ks. Michel Quoist mówił, że ludzie naszych czasów cierpią na syndrom „śpiesznego próżniactwa” – niby dużo robią, nerwowo, w pośpiechu, a w istocie nic konkretnego z tego nie wychodzi. Czy zatem nie lepiej zatrzymać się i na dłuższą chwilę zanurzyć w odwieczną, niezmienną mądrość Biblii?
Jak to robić? Niełatwo jest odpowiedzieć na to pytanie. Roman Brandstaetter w dziełku „Krąg biblijny” pisze: „Nikt z nas nie posiada przepisu na dobre i właściwe przeżywanie Pisma Świętego ani nikt nie może nikomu takiej recepty przekazać. Każdy musi sam dla siebie zdobyć tę umiejętność, zwłaszcza że jest ona zawsze równoznaczna z szukaniem tego, co pragniemy znaleźć w księdze, która udziela nam odpowiedzi na dręczące pytania. Ponieważ w zależności od naszych niepokojów i trosk stawiamy Świętej Księdze różne pytania, każdy z nas powinien ją na swój własny sposób czytać, przeżywać i wsłuchiwać się w udzielane przez nią nauki”. Jeżeli więc podejmuję temat indywidualnych metod modlitewnego czytania Pisma Świętego, to raczej dla wskazania kierunku aniżeli podania konkretnych rozstrzygnięć.
Przygotowując się do pisania tego tekstu natrafiłem w internecie na jednym z portali dominikańskiego duszpasterstwa akademickiego na kilkanaście wskazówek, rad i zaleceń odnośnie do osobistego przeżywania bliskości Boga w Jego Słowie. Zanim jednak streszczę niektóre z nich, pragnę przypomnieć trzy podstawowe prawdy odnośnie do czytania Biblii.
Należy zatem pamiętać, że – po pierwsze – choć Biblia jest Słowem Bożym, to jest także słowem ludzkim. Trzeba więc umieć oddzielić soczyste ziarno nadprzyrodzonej Prawdy od okalających je osłonek i plew słowa ludzkiego.
Po drugie – Pismo Święte jest księgą Kościoła. Bóg nie pojedynczym osobom, ale całej społeczności ludu Bożego zlecił troskę o przechowanie nienaruszonego skarbca nadprzyrodzonej Prawdy. Biblię należy zatem czytać nie według jakichś własnych upodobań czy oczekiwań, ale w zgodzie z Urzędem Nauczycielskim Kościoła.
Po trzecie – Biblia jest Słowem Bożym skierowanym do nas, ludzi, żyjących tu i teraz. A zatem w takiej perspektywie należy ją czytać – przez pryzmat naszych codziennych spraw i trosk.
Te prawdy, zwłaszcza ostatnia, wytyczają ewentualne sposoby zgłębiania i konfrontowania swojego życia z treścią Pisma Świętego. Wśród wspomnianych zaleceń jest to, aby niektórych fragmentów Biblii uczyć się na pamięć, znać je, aby żyły w naszej pamięci. Należą do nich na przykład: prolog Ewangelii według św. Jana, mówiący o tym, że „na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo” (J 1,1); osiem Błogosławieństw, początek Księgi Rodzaju czy niektóre fragmenty listów św. Pawła Apostoła, jak chociażby piękne starożytne hymny ku czci Chrystusa z Listu do Efezjan.
Wspomniany portal podaje, że zdaniem niektórych, każdy z nas ma psalm, który jest właśnie o nim. Czytając uważnie i rozważając każdy ze 150 psalmów, należałoby go odnaleźć i nauczyć się go na pamięć, aby stał się codzienną osobistą modlitwą.
Na tej samej zasadzie, co uczenie się wybranych fragmentów czy zdań Biblii na pamięć, owocne jest przepisywanie ich odręcznie. Pozwoli to zatrzymać naszą uwagę na poszczególnych słowach i zdaniach oraz dostrzec strukturę tekstu, a czasem ukryte treści. Takie uważne zatrzymanie się nad świętym tekstem przypomina inny sposób, a mianowicie powolne odczytywanie na głos, w ten sposób, że każdą linijkę lub zdanie powtarza się po dwa lub trzy razy. Dotyczy to zwłaszcza psalmów i hymnów.
Można też stosować metodę lectio continua, która polega na systematycznym czytaniu kolejnych fragmentów od początku do końca jeden po drugim. Jest to więc przeczytanie Pisma Świętego „od deski do deski”. Można też czytać poszczególne święte księgi w dowolnej kolejności, choć dla lepszego rozumienia, zwłaszcza gdy czytamy Biblię po raz pierwszy, lepiej byłoby zaczynać Stary Testament od ksiąg historycznych, przez prorockie, a na mądrościowych kończąc. Jeśli zaś chodzi o Nowy Testament, to kolejność poszczególnych ksiąg, w jakiej są one ułożone, odpowiada stopniowemu zagłębianiu się w jego treść.
Niektórzy preferują metodę „na chybił-trafił”. Polega ona na czytaniu fragmentu, który w danej chwili się otworzy. Trzeba przyznać, że jest to dość niebezpieczna metoda, zwłaszcza jeśli człowiek w sytuacji strapienia czy problemów z podjęciem decyzji, w ten sposób szuka odpowiedzi na stawiane pytania. Zawsze bowiem istnieje ryzyko manipulacji Słowem Bożym i zabobonnego lub magicznego traktowania go. Inną metodą, nawiązującą do tradycji żydowskich, są filakterie. Były to maleńkie skórzane pudełeczka, w których noszono skrawek świętego zwoju lub skóry, na której zapisane było jakieś zdanie Pisma Świętego. Zgodnie z zaleceniem z Księgi Powtórzonego Prawa (6,8; 11,18) filakterie przywiązywano do głowy, tak aby były na czole przed oczami albo do przegubów rąk.
Nam jednak nie chodzi o tak spektakularną formę manifestowania swego przywiązania do Pisma Świętego. Niemniej jednak warto byłoby wybrane zdanie jako osobiste „słowo życia” własnoręcznie zapisać na małej kartce i nosić ją przy sobie przez cały dzień, aby często do niej zaglądać.
Najpełniej jednak Słowo Boże objawia swe nadprzyrodzone piękno i głębię, gdy się nim modlimy. Jeśli modlitwa – jak potocznie się mówi – jest dialogiem, rozmową z Bogiem albo – jak twierdzą mistrzowie życia duchowego – włączeniem się w dialog Boskich Osób Przenajświętszej Trójcy, to nie znajdujemy piękniejszych słów, jak natchnione przez Ducha Świętego słowa Biblii.
Często słyszy się pytania o to, jak dobrze się modlić? Co zrobić, żeby pogłębić swe życie modlitwy? W świetle tego, co mówimy na temat pobożności biblijnej, odpowiedź wydaje się oczywista i prosta, a mianowicie sięgać po Słowo Boże, modlić się nim. Do tego najbardziej nadają się psalmy, a przecież głównie z psalmów i innych fragmentów Pisma Świętego ułożona jest Liturgia Godzin, potocznie zwana brewiarzem.
Jest to codzienna modlitwa nie tylko kapłanów i osób konsekrowanych, ale całego ludu Bożego. Praktycznym zatem sposobem pogłębienia swej zażyłości ze Słowem Bożym i zarazem pogłębienia oraz udoskonalenia prywatnej modlitwy, jest sprawowanie codziennej Liturgii Godzin, którą modli się cały katolicki Kościół.
Oprócz tego poleca się często zaglądać do Pisma Świętego, a nawet nosić je przy sobie, są bowiem różne kieszonkowe wydania albo znacznie wygodniejsze wersje elektroniczne na tablety i smartfony. To wszystko jest przejawem prawdziwej troski o swój duchowy rozwój, u podstaw którego jest pełne wiary przeświadczenie, iż – jak czytamy w Liście do Hebrajczyków – „żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (4,12).
A jest tak dlatego, że – jak czytamy u proroka Izajasza – „podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (55,10-11).
*
Powyższy tekst pochodzi z "Wielkiej księgi życia duchowego". Autor publikacji: ks. Marek Chmielewski. Wydawnictwo AA