Rozmowa z Profesorem Michałem Wojciechowskim
Kto jest dla Pana Profesora autorytetem, może przewodnikiem po świecie Biblii. Czy jest taka osoba?
- Jestem chyba indywidualistą i dlatego nigdy takiego przewodnika nie miałem. Natomiast zwracam uwagę na obszerną, bogatą twórczość biblistów anglosaskich, gdyż – w mojej opinii - przoduje w świecie. Jest to - powiedzmy - inny styl, niż biblistów niemieckich lub rzymskich, który dominuje w Polsce. Poza wszystkim uważam, że jest to twórczość bardzo wartościowa; bibliści anglosascy zwykle chcą z metod naukowych zrobić dobry użytek dla wiary chrześcijańskiej.
Pytanie nieco trudniejsze – jak każde pytania o granice – jak biblista winien godzić (jeśli w ogóle!) pokorę chrześcijanina wobec Słowa Objawionego z ciekawością, pasją i odwagą badacza – także w stawianiu trudnych, bywa wręcz kontrowersyjnych pytań? Innymi słowy: czy studia biblijne należy prowadzić „na kolanach”, czy wręcz przeciwnie? Może rzecz w tym, o czym powiedział w trakcie tego Sympozjum ksiądz profesor Szymik: bywa, że czasami musi się trochę „zbuntować” wobec Magisterium Kościoła, bo inaczej nie odkryłby niczego nowego?
- Sądzę, że kolega Szymik chciał wyrazić myśl, iż studia biblijne stanowią oparcie dla Magisterium Kościoła, a nie odwrotnie - i tak rzeczywiście jest. Natomiast pytanie: czy na kolanach, czy nie na kolanach, nawiązuje do słynnego dowcipu o malarzu, tworzącym obraz Chrystusa, do którego Pan odezwał się z płótna: „ty nie maluj mnie na kolanach, maluj mnie dobrze!” - ale to oczywiście żart. W rzeczywistości potrzebne jest jedno i drugie. Nie chodzi badaczom o kwestionowanie Słowa Bożego, ale o niezgodę na płytką, powierzchowną interpretację. Biblista nie godzi się z naiwnym i niedokładnym czytaniem Pisma Świętego, lecz szuka prawdziwego sensu - czasami trudnego, głębszego, przeoczonego. Jest to potrzebne, ponieważ Pismo Święte jest Słowem Bożym tworzonym słowami ludzkimi, a te wymagają studiów, badania, pogłębiania. To budzi czasami sprzeciwy, jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do jednej interpretacji tekstu i nawet nie dopuszcza myśli, że inne są w ogóle możliwe, a samo ich poszukiwanie – uprawnione, wręcz zalecane! O Piśmie Świętym wiemy wiele i nie należy tego odrzucać, ale często można zrozumieć je jeszcze lepiej. Z większą wiarą i większą wiedzą. Natomiast nie dowolnie – a dowolność zdarza się i przy odczytaniu laickim, i przy ostentacyjnie pobożnym.
W tym kontekście pojawia się pytanie o zagrożenia dla współczesnej biblistyki. Ryzyko „liberalizacji” granic interpretacyjnych w imię źle pojętej swobody poszukiwań oraz nachalnego nakazu dopasowania do „współczesnych trendów cywilizacyjnych”, rozmycie odpowiedzialności za kształt przekazu biblijnego, narastający relatywizm moralny i ambiwalencję etyczną - także w świecie nauki.
- Jednym z większych współczesnych zagrożeń wydaje się być mylne obranie punktu wyjścia do egzegezy – w cywilizacji dzisiejszej, czyli poza samym Pismem Świętym. Z tego wynika selektywność i czytanie Biblii pod kątem jakiś współczesnych poglądów. Wydziera się te strony, które komuś nie pasują, czyta Pismo jak menu restauracji - to jest dobre, a tamto nie. Niektórzy na przykład, akceptują teksty o pomocy ubogim. Gdy jednak czytają o tym, że dzieci potrzebują czasem kary, to się oburzają! Następny przykład, odnoszący się do nauczania Papieża – są tacy, którzy powołują się na stanowisko Głowy Kościoła, gdy wypowiadał się przeciwko karze śmierci, a przemilczają sprzeciw wobec aborcji. Drugie zagrożenie, to pewien rodzaj akademickości, który nadmiernie koncentruje się na szczegółach i tym samym istotnie ogranicza możliwość wykorzystania wyników analiz przez odbiorców tekstu biblijnego. Trzeba prowadzić takie studia, z których coś wynika, jest jakiś pożytek – inny niż uzyskanie doktoratu czy habilitacji.
Gdyby dziś stanął na progu gabinetu Pana Profesora młody człowiek, który zamierza poświęcić się studiom biblistycznym i prosi w tej kwestii o radę, to jakie słowa usłyszałby od Pana Profesora?
- Żebym to ja miał gabinet
Zatem rozważmy hipotetycznie…
- Nie, nie, nie! Ja zupełnie poważnie tak odpowiadam! Na początek, młody człowiek przekonałby się, że profesor Pisma Świętego nie ma własnego gabinetu i to jest bardzo pouczające. A odpowiedź jest taka sama, jak dla wszystkich, którzy cokolwiek chcą robić w sprawach Bożych: Księga Syracha mówi, żeby przystępując do służby Bożej, przygotować się na doświadczenie. Życie ludzkie w ogóle obfituje trudności, wyzwania i przeszkody, jakiekolwiek zadanie ktoś podejmuje. Sądzę, że studia biblijne nie są tu jakimś wyjątkiem - dają satysfakcję, ale też narażają na trudy. Każde życie, poważnie potraktowane, tak przebiega - nie jest to nic osobliwego.