To niepojęta sytuacja: Bóg, który istnieje od wieków, rodzi się jako człowiek. Ludzkiemu rozumowi trudno to ogarnąć, zrozumieć. Może jedynie w pokornej wierze przyjąć, że tak się stało pewnego dnia w Betlejem.
Równie niełatwo jest wierzyć w Boga, który tak bardzo kocha człowieka, że zrezygnował z oznak swej Boskości i stał się Człowiekiem: małym, bezbronnym Dzieckiem. Stał się białym Chlebem, by każdy mógł Nim karmić swoją duszę.
Według ludzkiej logiki jest to niepojęte, ale paradoksalnie właśnie to świadczy o prawdzie tego, co się stało. Bo człowiek wymyśla sobie bogów na swój obraz i podobieństwo. Nie byłby w stanie wymyślić Boga, który jest Miłością, który staje się we wszystkim podobnym do ludzi. We wszystkim, oprócz grzechu.
Jak przyjąć takiego niepojętego Boga?
Trzeba na oścież otworzyć drzwi swojej „stajni”: niech wreszcie wejdzie w rzeczywistość mojego grzechu, w zatwardziałość serca i pamięci, które nie pozwalają wybaczyć tym, którzy mnie skrzywdzili. Niech Matka położy Go w żłobie nieuporządkowanych przywiązań, uczuć i pragnień. Niech Józef i Maryja z Dzieciątkiem na kolanach zamieszkają w tym wszystkim, co we mnie odrzuca drugiego człowieka jako nie dość świętego, dobrego, miłego, przyjemnego.
Nie stworzę w sobie miłości. Mogę jedynie powiedzieć Miłości: „Tak, otwieram przed Tobą to, co dotąd było we mnie zamknięte. Proszę, wejdź. Maranatha, Panie Jezu!”
Św. Bernard: Prawdziwa radość nie spływa na nas od stworzeń, lecz od Stwórcy.
Rachunek sumienia: Dlaczego nie chcę otworzyć się na drugiego człowieka? Dlaczego zamykam się na dobroć i miłość?
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
PapalMusic
John Francis Wade - Adeste fideles
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.