Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz 1Kor 13
Uczestnicząc we Mszy świętej każdorazowo jestem świadkiem największego cudu. Cudu Miłości. Jezus przemienia zwykły chleb i wino w swoje Ciało i Krew. Ktoś obliczył, że na całej kuli ziemskiej co 3 minuty odprawiana jest gdzieś Najświętsza Ofiara. Można rzec, że ta cudowna przemiana dokonuje się stale. A ja mogę mieć udział w niej każdego dnia. Jednak tak bardzo przyzwyczaiłam się do tej przedziwnej obecności Jezusa, że przestałam ją zauważać. Nie wysilam się, by ją zrozumieć. Mechaniczne gesty, z przyzwyczajenia wypowiadane słowa, sprawiają, że Jego obecność umyka. On jest przy mnie, a ja Go nie zauważam. Na czym tak naprawdę próbuję budować swoją relację z Bogiem? Czy w ogóle na niej mi zależy? Czy bardziej poszukuję Jego obecności, czy też ludzkich doznań?
Jeśli nie będę pielęgnować i pogłębiać więzi z Bogiem, może mi grozić to, co wydarzyło się mieszkańcom rodzinnego miasta Jezusa. Choć zadziwiali się Jego mądrością i cudami, to jednak szybko wzięło górę niedowierzanie, bo przecież dobrze znali Jego najbliższych. Nieważne było, co do nich mówił. Ludzkie kalkulacje wzięły górę i stanęły na przeszkodzie w przyjęciu Słowa Bożego. Skupiając się jedynie na własnym odczuciu, oczekiwaniach i teoretycznej wiedzy, a nie na realnej obecności Boga, może się zdarzyć, że i do mnie nie dotrze Słowo Boże, że i ja, mimo, iż będę świadkiem cudów, nie zauważę tej nadzwyczajnej interwencji, ogromnej miłości. I nie pozwolę Bogu zadziałać w moim życiu.
Czytania mszalne rozważa Aleksandra Kozak
zephir332
antonina krzysztoń - hymn o miłości
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.