Czekamy z niecierpliwością. Czekamy z niecierpliwością aż Boże obietnice się spełnią, aż nasz Król zatryumfuje. „Rzeki niech klaszczą w dłonie, góry niech razem wołają z radości”, cieszmy się wszyscy – bo oto Bóg przychodzi, by osądzić ziemię!
Czy my, chrześcijanie, jesteśmy ludźmi szalonymi? Wszak myślimy o końcu świata w perspektywie radości i spełnienia nadziei, a nie w perspektywie zagrożenia. Lub – oceniając samych siebie realistycznie – tak właśnie mamy myśleć. Czy to się nam udaje? Od czego zleży?
Czy wierząc w potęgę Sędziego, nie powinniśmy czuć się jak na cenzurowanym? Ciągle sprawdzani, nie jesteśmy bezpieczni nawet we własnym domu, każdy dzień wystawia na próbę naszą wytrwałość, a z powodu tego Imienia nienawiść wszystkich nie jest niczym zaskakującym… A jednak nie wzywa się nas do ostrożności, ale do nadziei. Do tego, byśmy pracując w pokoju, własny chleb jedli. Byśmy nie dali się przestraszyć. Ufali.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.