Ewangelia. Ujmująca scena. „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić” mówi trędowaty do Jezusa. A ten, zdjęty litością, odpowiada: „Chcę, bądź oczyszczony” I staje się cud…
To „jeśli chcesz”. I zupełnie inaczej w pierwszym czytaniu. Izrael nie pyta Boga, czy chce. Przynosi Go – Arkę Przymierza – do obozu na pole bitwy. Bóg ma dać zwycięstwo i już. Jak jakieś hokus pokus… Dwie odwołujące się do wiary w Boga, ale diametralnie różne postawy.
Tyle razy w życiu prosiłem i tyle razy Bóg nie wysłuchał tak, jak chciałem, a zrobił po swojemu. Pretensje? Nie. Buntuję się nieraz, ale w gruncie rzeczy wiem, że On wie lepiej; że On wie co robi. Nawet jeśli każe mi od lat iść ciemną doliną…
Co złego może się stać przyjacielowi Chrystusa? Wszystkie przygody dobrze się skończą.
Nadchodzi dzień kary? Ale jak to? Za co? Jak Bóg może się gniewać? Jak śmie?