Wszystko wskazuje, że pod murami Krakowa lub Biecza. Tak przynajmniej wynika z obrazu znajdującego się w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie.
Chrzest Jezusa to chwila przełomowa. Nie dlatego, by Zbawiciel musiał się nawracać – był przecież bez grzechu.
Mała łódka kołysze się na falach. Dwaj wioślarze wiozą trzech niezwykłych pasażerów z koronami na głowach.
Święty Jan Chrzciciel zapowiada nadejście Mesjasza. Tymczasem Chrystus już stoi za jego plecami…
Półnagi starzec okryty purpurowym płaszczem zagłębia się w lekturze. Ręka trzymająca pióro błądzi w poszukiwaniu kałamarza i zbliża się do leżącej na otwartej księdze czaszki.
Herodiadzie nie wystarcza to, że doprowadziła do egzekucji św. Jana Chrzciciela. Wznosi sztylet, by przebić język w jego ściętej głowie. Patrzy przy tym z niepohamowaną nienawiścią. Tak bardzo owładnięta była obsesją uciszenia proroka.
Na jednym obrazie artysta zestawił dwie pozornie zupełnie niezwiązane ze sobą sceny, jedną z Nowego, a drugą ze Starego Testamentu.
Jezus jest ubrany w strój pielgrzyma z czasów biblijnych, a Maria Magdalena w strój wieśniaczki z końca XIX wieku. Ich spotkanie odbywa się w scenerii fińskiej przyrody, nad jeziorem w lasku brzozowym.
Trzeba bardzo dobrze się przyjrzeć, by dostrzec na tym obrazie niewielkie sylwetki bohaterów ewangelicznej przypowieści o miłosiernym Samarytaninie.
Opisane w Biblii niedowiarstwo świętego Tomasza niewątpliwie przyczyniło się do powstania legendy, którą ilustruje ten obraz.