Chrześcijaństwo to w pierwszym rzędzie nadzieja.
Wciąż zewsząd wyciągają się do nas ręce, żądają, domagają się, proszą. Czy to zaskakujące więc, że czujemy się tym przytłoczeni?
Gdybyśmy tylko umieli oderwać się od tego przeliczania błogosławieństw i szczebli własnej doskonałości!
Nie da się uciec od tego nakazującego tonu: jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B.
Nie trzeba wszędzie widzieć grzechu i bić się w piersi za urojone intencje. Jednak „nawróć się do Boga” – to usłyszymy dzisiaj.
Każde dobro, jakie otrzymujemy z Bożej ręki – czyż jeszcze nas nie przekonało?
Bombardowanie łaską, choć wydaje się chwytliwą metaforą, niekoniecznie oddaje sposób działania Najwyższego.
Klik – i wskakujemy na właściwe miejsce: członka wspólnoty, stworzenia w dłoni Stwórcy.
Brak nam odwagi, by stanąć po stronie prawdy. Tłumaczymy się przed sobą, że wszyscy tak robią...
Bóg naprawdę zainwestował w człowieka. Obdarzył go niebywałym bogactwem. Różne są jednak bogactwa i różna jest ich miara.