W nagłówku psalmu 18 (17) czytamy: „Pan wybawił Dawida z mocy wszystkich jego nieprzyjaciół i z ręki Saula”.
Powie ktoś, że w takiej sytuacji łatwo śpiewać chwałę Bogu i Mu dziękować. To prawda. Ale jeszcze łatwiej chełpić się swoimi zdolnościami, swoją siłą, swoim sprytem i przemyślnością.
Znamy Dawida. Był postacią barwną – od odcieni jasnych i świetlistych po wstydliwe i mroczne. W tym wszystkim jednak dostrzegamy w nim człowieka żywej i prostej wiary. Więcej – człowieka, który wie, że jego niewątpliwa siła polityczna, organizacyjna, militarna nie z niego samego. Z Boga, którego mimo swej grzeszności nigdy z oczu nie stracił.
W śpiewanym psalmie wybrzmiewa między innymi podziw dla wielkości Boga i zdumienie, że ten wielki i potężny Pan wspiera człowieka. I choć nie pada w psalmie słowo „dziękuję”, jest to przecie wspaniała pieśń dziękczynna.
Więcej – jest to pieśń człowieka, który Boga ukochał. A to znaczy więcej niż wdzięczność.
Bo nie dlatego człowiek miłuje Boga i nie za to, że Ten obdarza go swoimi łaskami i wspiera w trudnościach.
To nie dary są początkiem miłości. Miłość Boga z wiary i ogromnego zadziwienia się rodzi.