W drodze do Jerycha
„Jezus nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko, że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli.” (Łk 10,30b)
Licząca dzisiaj 37 kilometrów droga z Jerozolimy do Jerycha dawnej była nieco krótsza (inne źródła podają, że wynosiła 27 kilometrów). Jerozolima położona jest ok. 1000 metrów wyżej niż Jerycho, dlatego też droga ta prawie cały czas biegnie w dół. Jerycho było miastem kapłańskim, mieszkali tam liczni słudzy świątyni – najprawdopodobniej także kapłan i lewita wymienieni w przypowieści, wracający zapewne do domów po swojej tygodniowej służbie.
Około 8 kilometrów za Jerozolimą okolica staje się pustynna, pełna wzgórz i niedostępnych wertepów. Od dawien dawna był to wymarzony teren dla napadów. Po dokonaniu ich zbójcy bardzo łatwo mogli uciec i ukryć się w niedostępnych kryjówkach, rozsianych gęsto po obu stronach drogi. Rzymianie umieszczali na drodze posterunki wojskowe, znaczniejsze osobistości eskortowali pod ochroną straży.
W czasach bizantyjskich i w okresie krucjat za schronienie i obronę służyła silna warownia Khan Hathrur oddalona 19 kilometrów od Jerozolimy, wybudowana, aby chronić podróżnych przed rabusiami. Do dzisiaj droga ta jest na tyle niebezpieczna, że stoją wzdłuż niej liczne posterunki policji.
Mimo dużego niebezpieczeństwa droga ta była bardzo uczęszczana, gdyż była jedyną, która wiodła ze stolicy i z dużej części Judei do gęsto zamieszkałej i urodzajnej równiny Jerycha oraz dalszych okolic za Jordanem.
”Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.” (Łk 10, 31-32)
Jerycho było miastem kapłańskim, mieszkali tam liczni słudzy świątyni – najprawdopodobniej także kapłan i lewita wymienieni w przypowieści, wracający do domów po służbie. Trudno stwierdzić, dlaczego minęli oni napadniętego człowieka. Jednym z powodów mogła być obawa przed rytualnym zanieczyszczeniem, spowodowanym dotknięciem zwłok. Mogli tak przypuszczać, skoro był „na pół umarły”. Kapłani winni bowiem wystrzegać się zwłaszcza nieczystości, wynikającej z kontaktu ze zwłokami. Faryzeusze sądzili, że nabywa się ją nawet wówczas, gdy cień dotknie ciała zmarłego. Wprawdzie zasady lewitów nie były tak surowe jak reguły kapłańskie, lecz również i lewita mógł się narazić na nieczystość rytualną. Wprawdzie skoro wracali już ze świątyni, zaciągnięcie nieczystości nie przeszkodziłoby im w wykonywaniu ich posługi, jednakże zasady były dla nich zasadami. Gdyby wiadomo było na pewno, że ów człowiek jeszcze żyje, wówczas zasada miłosierdzia miałaby pierwszeństwo – w takiej jednak sytuacji nie chcieli być może podejmować ryzyka.
„Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko:” (Łk 10,33)
Samaria zarówno pod względem etnicznym, jak i religijnym, stanowiła rażący kontrast z leżącą obok Judeą. Samarytanie byli potomkami przesiedlonych tutaj przez władców Asyrii u schyłku VIII w. przed Chr. kolonistów azjatyckich, którzy zmieszali się z pozostałą tam najbiedniejszą ludnością izraelską.
Ich religia była po prostu bałwochwalstwem. Później, po oczyszczeniu się z tego, w IV w. przed Chrystusem posiadała już własną świątynię na górze Garizim. Dla Samarytan to było miejsce prawdziwego kultu Jahwe, a nie świątynia jerozolimska. Uważali się również za właściwych potomków dawnych patriarchów oraz spadkobierców ich wiary. Dlatego właśnie tak silna i stała była niechęć, czy niekiedy wręcz nienawiść, między Żydami a Samarytanami – nawet dzisiaj można ją zaobserwować wśród resztek Samarytan, mieszkających u podnóża góry Garizim
„podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.” (Łk 10,34)
W ówczesnych czasach tak właśnie opatrywano rany: dla dezynfekcji przemywano je winem, dla złagodzenia bólu polewano oliwą, a następnie owijano bandażem – w tym wypadku prowizorycznym. Na ślad tego napotykamy u Izajasza w 6 wierszu pierwszego rozdziału.
Podróżowanie na zwierzęciu, zapewne jucznym, sugeruje, że był to człowiek zamożny, być może kupiec, który podróżował w okolice Jerycha po towar i dlatego miał za niedługo wracać.
Nazwa „gospoda” może wprowadzić w błąd współczesnych czytelników z naszego kręgu kulturowego. Tymczasem wówczas była ona podobna do dzisiejszego „khan”, „karawanseraj” w Palestynie. Był to otoczony murem niewielki plac pod gołym niebem. Wewnątrz tego muru, zawierającego jedno tylko wejście, wzdłuż jednego lub kilku boków ciągnął się ganek, miejscami zamurowany, tworząc mniejsze lub większe pomieszczenia dla podróżnych. Jeśli zabrakło w nich miejsca, pozostałym nie pozostawało nic innego, jak tylko spędzić noc wraz ze zwierzętami na środku placu, pod gołym niebem. Tak więc wyglądała owa „gospoda”, do której Samarytanin zawiózł rannego.
W tym zbiorowisku ludzi i zwierząt stłoczonych razem załatwiano najróżniejsze sprawy: modlono się, śpiewano i spano; jedzono i załatwiano potrzeby fizjologiczne. Niektórzy tutaj się rodzili, niektórzy umierali – wśród brudu, smrodu i błota (spotykanymi do dzisiaj jeszcze w obozowiskach palestyńskich Beduinów w czasie ich wędrówek).
CAŁOŚĆ
ADWENT
OKRES BOŻEGO NARODZENIA
OKRES ZWYKŁY
WIELKI POST
OKRES WIELKANOCNY
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |