Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Bolesne tajemnice różańca rozważa o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Uciekamy przed doznawaniem siebie w słabości, przed objawieniem sobie samym prawdy o tym, że upadamy na twarz i nie trzeba zbyt wiele, by przygniotło nas rozpaczliwe zwątpienie. Jesteśmy słabi. Świętość nie jest niedościgłym wzorem, ale niechcianym ideałem, ponieważ jest czymś, co nie czyni nas heroicznymi i nie pozwala nam uniknąć prawdy, że jesteśmy kruchymi, zwykłymi, małymi, ostatnimi.
Jezusowi nikt nie chciał pomóc na drodze chwały, która w oczach wszystkich obserwujących Jego wspinaczkę na szczyt Golgoty była hańbą! Nie chciano Mu pomóc nie dlatego, że krzyż był zbyt ciężki, ale dlatego, że każdy, kto by go dotknął, nie mógłby już uchodzić za silnego i poważnego: byłby śmieszny i nędzny. To zbyt prawdziwe. Na planecie, na której wszyscy chodzą do tyłu, ktoś, kto chodziłby prosto przed siebie, wzbudziłby śmiech i oburzenie.
Co jest więc twoją słabością?
Nie wiesz?
Zacznijmy zatem z innej strony. Pomyśl: co wywołałoby odruch szyderstwa, gdybyś odsłonił swoją słabość? Z czego śmialiby się inni? Jeszcze nie wiesz? Co potępiono by w tobie? Co uczyniłoby cię małym w oczach twoich najbliższych? Co przygniata cię i czyni przygnębionym? Czego nie możesz unieść? Czego nie możesz w sobie znieść?
Pamiętaj o tym, że sam Jezus nie mógł unieść krzyża: upadał pod nim, a ten przygniatał Go, czynił śmiesznym i godnym potępienia w oczach gapiów.
Uwielbiaj więc Boga za swoją słabość, za to czego się boisz odkryć w sobie, czego się wstydzisz. Bo krzyż na ścianie uwielbiasz, ale swojego się wstydzisz. Czy to uczciwe?
Jeśli swojego krzyża nie znosisz, to czy masz prawo modlić się z uwielbieniem do krzyża w świątyni?
Słabość.
Śmierć Jezusa na krzyżu
Nasza naturalna śmierć nie jest tak trudna, jak codzienne umieranie dla innych. Kiedy przyjdzie moment odejścia z tego świata będziemy zapewne cierpieć, ale o wiele -większym cierpieniem jest umieranie każdego dnia, wyrzekanie się siebie i swoich potrzeb dla zbawienia innych.
Na jednym z kościołów krakowskich widnieje napis: Frustrat vivit, quiz nemini prodest - próżno żyje, kto nikomu nie pomógł.
Jakie życie, taka śmierć, jakie umieranie w ciągu życia, takie życie po śmierci. Koran mówi, że na tamten świat zabierzemy jedynie to, co daliśmy na tym świecie innym. Myślę o tym od jakiegoś czasu bardzo poważnie, gdyż dotychczas więcej brałem od innych, niż dawałem, a jeśli cokolwiek dałem, nie zawsze był to Jezus, Jego Słowo i łaska. Z lękiem o tym myślę, bo wielu osobom dałem tylko ból i krzywdę. Jak ja im spojrzę w oczy na tamtym świecie? Od jakiegoś czasu w moim sercu rodzi się pragnienie, aby to wynagrodzić, ale wielu z tych, których skrzywdziłem, już jest zbyt daleko, innym nie śmiałbym nawet spojrzeć w oczy i bałbym się z nimi spotkać. Dobrze, że Bóg daje mi ciągle nowych ludzi w podobnych sytuacjach i mam okazję z tymi osobami przerobić jeszcze raz to, co nieudane zostawiłem w przeszłości. Są takie osoby, które potraktowałem w swoim życiu tak, że czują się ofiarami mojego egocentryzmu. Teraz ja chciałbym być ofiarą w imię Jezusa. A co to znaczy być ofiarą?
Wierzymy, że nasze powołanie jest ofiarą, to znaczy ciągłym składaniem siebie Bogu i braciom w wierze. Ofiara to wyparcie się jakiegoś dobra dla Boga i dla dobra wspólnoty wierzących.
Żyć ofiarą, to każdego dnia oddawać siebie Bogu, ale też każdego dnia starać się odgadnąć, co Bogu będzie przyjemne i co będzie dobre dla innych.
„A my, którzy jesteśmy mocni w wierze powinniśmy znosić słabości tych, którzy są słabi, a nie szukać tylko tego, co dla nas dogodne. Niech każdy z nas stara się o to, co dla bliźniego dogodne -dla jego dobra, dla zbudowania. Przecież i Chrystus nie szukał tego, co dogodne dla Niego, ale jak napisano: Urągania tych, którzy Tobie urągają spadły na mnie" (Rz 15,1-3).
Nastawienie, by czynić dobrze innym, by inni doznawali wzmocnienia w wierze i w życiu (a często by odzyskiwali jego sens) jest już ofiarą. Kiedy zaczynamy dawać z siebie jakieś dobro, wewnętrznie oczekujemy wdzięczności, satysfakcji i miłości tych, którym je świadczymy. To nie jest doskonała ofiara. Często czynimy coś dobrego, jesteśmy mili, przyjemni, grzeczni, usłużni, by wymusić na innych podobne zachowanie wobec nas, albo po prostu chcemy zadbać o własny wizerunek. To nie są czyste intencje. Czysty dar z siebie nie szuka niczego dla siebie. Boży człowiek jest dobry i daje z siebie wszystko, nie spodziewając się niczego dobrego od tych, którym dobro wyświadcza. To jest często źródło naszych nieporozumień.
Doskonała miłość Boża, jaka w nas jest, potrafi kochać i poświęcać się dla innych, mimo że tego nie doceniają albo nawet źle to odbierają. Tak było z niektórymi prorokami. Ich poświęcenie i mówienie prawdy było odbierane jako niewygodne jątrzenie i choć ich słowa były wyrazem troski Boga o naród, zarzucano im bunt i dopatrywano się w nich najgorszych intencji. Być dobrym to nie znaczy być miłym - to znaczy być prawdziwym. Być człowiekiem poświęcenia często oznacza być źle odebranym.
Jeremiasz mówi, że Bóg go uwiódł, ale to umiłowanie stało się dla niego wielkim cierpieniem. Żyjąc tym, co Bóg Mu mówił i przekazując Jego wolę wspólnocie jerozolimskiej, stał się pośmiewiskiem i często mu urągano. Jego misja i ofiara dla współbraci była trudna - musiał mówić prawdę. Prawda jest niewygodna, zmusza nie tylko do myślenia, ale i do wiary, że to, co Bóg mówi jest najlepsze. Niestety, niewielu ówczesnych mu ludzi tak samo to widziało.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |