Roztropnie zostawić wszystko

Garść uwag do czytań na XXIII niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

3. Kontekst Ewangelii Łk 14,25-33

Nic nowego. W szerokim kontekście Ewangelii Łukasza czytany tej niedzieli fragment trzeba widzieć jako wymaganie, jakie Jezus stawia swoim uczniom, bo w sekcji poświęconej takim wymaganiom został umieszczony. W kontekście bezpośrednio poprzedzającym znajduje się opowieść Jezusa o zaproszonych na ucztę, którzy znajdowali różne powody, żeby się z przyjścia wykpić. Scena ta nie ma bezpośredniego związku z Ewangelią tej niedzieli. Owe wielkie tłumy, które szły za Jezusem (tak rozpoczyna się Ewangelia tej niedzieli) idą za Nim w bliżej nieokreślonym momencie, już po wyjściu Jezusa z domu faryzeusza, w którym rozgrywały się poprzednie wydarzenia. Jeśli jednak ten kontekst wziąć pod uwagę przy interpretacji naszej Ewangelii rodzi się ważna myśl: ten kto nauki Jezusa nie przyjmuje jest jak owi ludzie zaproszeni na ucztę. Owszem, niby przyjaźnią się z Jezusem, ale skoro gardzą Jego zaproszeniem, nie zasiądą z Nim do uczty.

Podobna myśl rodzi się, gdy powiązać tę Ewangelię z tekstem bezpośrednio po nim następującym. Jezus mówi tam, że jego uczniowie powinni być jak sól. Jeśli jednak utraci ona swój smak na nic się nie przyda. Podobnie jest z uczniami, którzy tracą swój smak, swoje zaangażowanie w sprawy Jezusa. Do niczego się nie nadają.

Co więc musi cechować ucznia Jezusa, jeśli nie chce być uznany za niegodnego swojego Mistrza? Przytoczmy najpierw tekst Ewangelii.

Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.

Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.

Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.

Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».

4. Warto zauważyć
Jezus najpierw stawia wymaganie. Potem je wyjaśnia.

  • Nie może być Jego uczniem, kto „nie ma  nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego”. Mocne. Jest to jednak zapewne pewna hiperbola. Że tak jest widać to zwłaszcza w wymaganiu, by nienawidzić samego siebie. Gdyby traktować je dosłownie, byłoby to wręcz nieludzkie. Jaki jest więc sens wypowiedzi Jezusa? To wskazanie, że Jego uczeń musi w swoim życiu bezwzględnie na pierwszym miejscu postawić swojego Mistrza. Nawet więzi rodzinne czy miłość samego siebie nie są ważniejsze. Nigdy. W żadnym przypadku.

    Koniecznie trzeba jednak chyba w tym momencie już dodać: stawianie Jezusa na pierwszym miejscu trzeba dobrze rozumieć. Najważniejszym przykazaniem jakie nam zostało jest przykazanie miłości Boga, a zaraz po nim miłości bliźniego. Nie wydaje się by Jezus np. domagał się przyjścia na nabożeństwo kosztem zaniedbywania ważnych obowiązków rodzinnych. Wskazuje na to zresztą także następne zdanie tekstu.
     
  • Nie może być jego uczniem, kto nie nosi swojego krzyża. Co to znaczy „wziąć krzyż”? Najczęściej  mówiąc o krzyżu myślimy o cierpieniu. Chyba jednak jest to pewne uproszczenie.

    Warto zwrócić uwagę, że Jezus nie bardzo mógł coś takiego swoim uczniom powiedzieć. Nie dosłownie. Przed Jego śmiercią na krzyżu powiedzenie, że uczniowie „mają nosić krzyż” jest niezrozumiałe. Ewangelia pisana jednak była już z perspektywy zmartwychwstania. Zwrot „nosić krzyż” stał się już wtedy pewnym skrótem myślowym, inspirowanym tym, co stało się z Jezusem.

    A co się stało? Niby wiadomo. Pojmali Go, skatowali i zabili. Czyli bardzo cierpiał. Ale to tylko część prawdy. Trzeba pamiętać, że to co się stało było ofiarą jaką Jezus składa na ołtarzu posłuszeństwa Ojcu. On mógł tego wszystkiego uniknąć. Jednak dobrowolnie wydaje się w ręce ludzi. Bo to było Jego powołaniem. Bo tak miał zbawić świat. Miał swoim posłuszeństwem Ojcu aż do śmierci naprawić nieposłuszeństwo Adama….

    Z tej perspektywy krzyż nie znaczy cierpienie. Krzyż to realizowanie woli Bożej, realizowanie swojego chrześcijańskiego powołania.  To robienie tego, czego chce Bóg także w obliczu różnorakich przeciwności. Choćby i nawet to miało doprowadzić do cierpienia.

    Skoro zaś powołaniem rodzica jest zajmować się dziećmi, to zaniedbywanie tego obowiązku kosztem pójścia na nabożeństwo nie wydaje się zgodne z zamysłem Mistrza...
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama