Oczekiwanie wyrasta z nadziei i nią się karmi. Ale nadzieja zawsze jest trudna.
Tak jest też w psalmie 146 (145), który w kościelnej liturgii dopełnia pełne nadziei przesłanie Izajasza, rozpoczynające się od słów "Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie!".
I prorok, i psalmista z ufną radością patrzą w przyszłość. Jeden jest przekonany, że historyczno-polityczne klęski w radość się zamienią. Drugi jest przeświadczony, że uciskani, biedni, głodni, chorzy, kalecy, osieroceni znajdą w Bogu pomoc, siłę, wyzwolenie, sprawiedliwość.
Dokładnie taka nadzieja towarzyszyła tłumom, które szły za Jezusem. Bo taką niedolę cierpieli.
Niejeden doznał łaski szczególnej - Jezus uzdrawiał, rozmnażał chleb, nawet nieuczciwego Zacheusza do naprawienia szkód sprowokował.
Kilkadziesiąt takich niezwykłych sytuacji odnotowali ewangeliści. Ale ludzi w podobnych sytuacjach było tysiące. Jest ich dziś pewnie miliony. Zostaje im rozpacz? Bynajmniej. Jest nadzieja innego jeszcze rodzaju.
Nazwałem ją trudną nadzieją. To wewnętrzna, duchowa, nie z człowieka, a z Boga siła, pozwalająca przetrwać najgorsze. Nie pozwolić się sponiewierać wewnętrznie i duchowo.
Takie psalmy, jak dzisiejszy, nie są odurzającą naiwnością. Są pieśnią nadziei ludzi żywej wiary.