Późnym, zimowym wieczorem idziesz przez las. Ciemność i chłód wciskają się w najdalszy kąt twojej duszy. Pomiędzy ogołoconymi z liści konarami drzew zawodzi wiatr. Każdy potrącony kamień, każdy trzask łamanej gałązki sprawia, że twoje serce zaczyna ci bić szybciej, choć wiesz, że oprócz ciebie nie ma wokół nikogo.
Odruchowo wtulasz głowę w ramiona słysząc trzepot skrzydeł przelatującego ptaka i zatrzymujesz się przed krzakiem, który w słabej poświacie księżyca przybrał fantastyczne kształty. Jesteś przeraźliwie sam, zagubiony, bezradny.
A przecież wystarczy trochę światła, aby poczuć się zupełnie inaczej. Zobaczyć las zaścielony kobiercem iskrzących się białych płatków śniegu i ogrzać twarz w promieniach słońca, przenikających między konarami drzew. Cieszyć się z dobroci Boga - Stwórcy.
Działo się to w noc taką jak dzisiejsza.
Mała dziewczynka szła boso wśród ciemności, ulicą. Jej małe stopki były sinoczerwone z zimna. Tak samo przemarznięte były jej rączki, w których trzymała koszyk z zapałkami na sprzedaż. Tego dnia nikt nie kupił od niej ani jednego pudełka i dlatego bała się wrócić do domu bo ojciec by ją zbił - była głodna, zmarznięta i smutna. Śnieg zaczął padać i jego płatki osiadały na jej włosach. W domach paliły się świeczki, a w powietrzu unosił się zapach pieczonej gęsi. Wcisnęła się w kąt, między dwa domy i aby się rozgrzać zapaliła zapałkę. W jej świetle zobaczyła nagle duży piec w którym wesoło migotały płomienie, lecz kiedy wyciągnęła zziębnięte nóżki, aby je ogrzać, zapałka zgasła i piec zniknął. Kiedy zapaliła następną ukazał się jej stół uginający się pod ciężarem smakowitych potraw i słodyczy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jest głodna. Lecz kiedy sięgnęła ręką aby czegoś skosztować znowu wszystko zniknęło. Światło trzeciej zapałki ukazało jej ogromną choinkę pełną lampek, bombek i innych ozdób, a także prezentów, które pod nią leżały. Lecz i tym widokiem nie cieszyła się długo - wszak zapałki tak szybko gasną.
Babcia - jedyna osoba, która była dla niej dobra, lecz już nie żyła.
Babciu - wykrzyknęła - zabierz mnie ze sobą. Wiem, że kiedy zapałka się wypali znikniesz jak wszystko inne.
Dziewczynka szybko potarła wszystkie zapałki. Zapłonęły tak, iż stało się jasno jak w dzień, a babcia wzięła dziewczynkę w ramiona i poniosła do nieba. Z nastaniem poranka, znaleziono małą dziewczynkę z różowymi policzkami i uśmiechem na wargach - zamarzniętą na śmierć. Lecz ci, którzy ją żałowali, nie mieli pojęcia o tym z jakim uczuciem szczęścia i radości poszła z Babcią w Nowy Rok tam, gdzie nie było już ani zimna, ani głodu, ani strachu.
Powiesz, że to bajka. Rzeczywiście, ale jakże piękna i jak bardzo prawdziwa. Tak często bowiem nasze życie przypomina ową wędrówkę przez ciemny las - pełną strachu, samotności, zagubienia. Tyle w naszym życiu spraw trudnych, których nie da się wyeliminować, pytań, na które nie znajdujemy odpowiedzi i niepokojów, które nie tylko nie maleją, ale wręcz rosną z czasem. Tyle bólu, cierpienia i łez, które będziemy musieli zabrać ze sobą do grobu. Co zatem robić? Czy tak jak niektórzy zapalać kolejno jedną po drugiej zapałki ludzkiego pocieszenia, którymi jakże często są pieniądze, alkohol, ciało drugiego człowieka, takie czy inne, wątpliwej wartości rozrywki? Lecz ich blask i ciepło są tylko ułudą i kiedy gasną - bardzo szybko - wtedy noc wokół nas staje się jeszcze czarniejsza i bardziej przerażająca. Więc może warto przypomnieć sobie wówczas słowa proroka Izajasza, które nie tak dawno słyszeliśmy:
"Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką. Mieszkańcom kraju mroków zabłysło światło."
To właśnie Chrystus jest tą światłością świata. Światłością rozpraszającą ciemności zła, grzechu, nienawiści.
Światłością, dzięki której sens ma zarówno nasze cierpienie, ból, jak i wszelkie dobro, które czynimy. Nie możemy więc zadowalać się blaskiem sztucznych ogni i lampek na choince. Trzeba nam otworzyć oczy i zobaczyć prawdziwe Światło. Tylko wtedy bowiem możemy mieć nadzieję, że nadejdzie taka chwila, kiedy Chrystus weźmie nas w ramiona i poniesie do nieba, tam, gdzie nie będzie już ani zimna, ani głodu, ani strachu.
Tej nadziei zatem Wam wszystkim życzę w nowym, 2006 roku :)
ks. Adam